Wojna o szczepionki. Brian Deer

Wojna o szczepionki - Brian Deer


Скачать книгу
szpitala Philippa Hutchinson dziekanowi Ariemu Zuckermanowi po letnim wybuchu zainteresowania ze strony mediów.

      Sześćdziesięciopięcioletni Zuckerman, wysoki, barczysty mężczyzna w wielkich, okrągłych okularach i o sztywnej postawie osoby stęsknionej za dostojeństwem, nie był jedynie profesorem mikrobiologii i redaktorem „J Med Virol”. Był także dyrektorem Światowej Organizacji Zdrowia i pionierem szczepień przeciwko zapaleniu wątroby typu B. W celu (jak to postrzegał) minimalizacji ryzyka zarządził, żeby nie określać wydarzenia mianem „konferencji prasowej”, lecz „briefingiem”, podczas którego uwagę dziennikarzy skupi się na pewnych „zmianach żołądkowo-jelitowych” wspomnianych w raporcie klinicznym.

      Na zawsze miał pożałować tego kolosalnego błędu w ocenie. Uznał, że jako dziekan powinien sterować mediami, umieszczając odkrycia Wakefielda w kontekście. Ocenił też, że wydany z wyprzedzeniem przez jego szkołę komunikat prasowy, w którym odkrycia opisano jako „kontrowersyjne”, ostudzi zapał reporterów. „Do czasu, aż odpowiednie władze krajowe i międzynarodowe oraz Światowa Organizacja Zdrowia nie postanowią (i o ile postanowią) zrewidować wytycznych dotyczących szczepień MMR – głosił dokument – Royal Free będzie nadal wspierać obecny program”.

      Mimo iż Zuckerman kładł nacisk na ostrożność, wynajęto firmę PR i ruszyło wielomiesięczne planowanie. Niezwłocznie (w epoce, kiedy pojemność baterii wciąż ograniczała możliwość korzystania z telefonów komórkowych) zainstalowano dodatkowe linie kablowe dla reporterów, żeby mogli kontaktować się z redakcjami. Zamówiono automatyczne sekretarki, żeby odpowiadały na reakcje publiczności. Zlecono też bezprecedensowy 21-minutowy pakiet materiałów wideo, żeby zmaksymalizować wpływ telewizji.

      Nikt z zaangażowanych nie mógł na serio twierdzić, że nie potrafi przewidzieć, co się stanie. Ogólnoludzki strach po ukazaniu się artykułu z pytajnikiem teraz skupił się na jednym punkcie z kwestii dotyczących MMR: ogromnej liczbie zaszczepionych, powiększającej się z roku na rok. W ciągu kilku dni od artykułu w „Pulse” szpital został „zalany” (określenie Wakefielda) przez rodziny pytające o badania. A w pakiecie filmów wideo zamówionych przez szpital Wakefield twierdził, że to, co odkrył u tuzina przebadanych dzieci, sprawi, że szczepionka skojarzona zostanie przez rząd „zawieszona” na rzecz szczepionki pojedynczej.

      „W moim umyśle jest dość obaw o długofalowe bezpieczeństwo szczepionki poliwalentnej, czyli skojarzonej MMR, by uważać, że powinna zostać zawieszona” – powiedział w jednej z czterech wersji tego samego przesłania na wideo. „Moim zdaniem szczepionki monowalentne, czyli jednoskładnikowe: odra, świnka, różyczka, są w tym kontekście prawdopodobnie bezpieczniejsze”.

      Jego mentor, Pounder (w nadziei na awans w radzie lekarskiej), ostrzegł rząd, co się szykuje. Chociaż drugie, „naukowe” studium zostało odrzucone przez „Lancet” (podczas późniejszego procesu Wakefield twierdził, że nie zachował jego kopii), artykuł kliniczny z pewnością miał wywołać wrzawę. „Sądzimy, że obecnie dostępna jest tylko ograniczona liczba szczepionek monowalentnych – pisał Pounder do Kennetha Calmana, naczelnego lekarza kraju – a pański wydział chciałby zapewne przeanalizować ten potencjalny problem”.

      Jednak profesor gastroenterologii miał także problemy, które dotyczyły go bardziej: między innymi ten, by wycisnąć jak najwięcej z publikacji. W ramach Programu Oceny Badawczej państwowe pieniądze miały trafiać do najlepszych jednostek – przy czym po raz kolejny publikacje miały być kluczowym miernikiem. Krótko mówiąc, ten artykuł mógł oznaczać pieniądze nie tylko dla szkoły medycznej, ale też dla gastroenterologii. Faktycznie, wiele lat później, kiedy spytałem naukowczynię pracującą niegdyś w Royal Free, „co stanowi wyjaśnienie tego fenomenu”, który właśnie badałem, odpowiedziała dwoma słowami: „Roy Pounder”.

      Tak wyglądała sytuacja, kiedy wszystko było przygotowane – w tym przepełniony pokój prasowy z kawą i herbatnikami dla 50 osób – gdy w czwartek 26 lutego 1998 roku, krótko po 10.00 rano, został zaprezentowany najnowszy artykuł Wakefielda.

      Wydarzenie odbyło się w szpitalnym Atrium na parterze, niedaleko głównego wejścia do budynku. Piętnaście na trzydzieści metrów, bez dziennego światła, wznosiło się sześć metrów do szeregu białych neonówek, których żadna ćma nie wzięłaby za niebo. Jasny wydłużony prostokąt z twardego drewna otaczało siedem filarów i chodnik, jak w sali balowej w hotelu średniej klasy.

      O 10.00 dziennikarze, producenci i operatorzy zapełnili szeregi krzeseł z twardymi oparciami. Siedzieli przodem do pokrytego niebieskim suknem stołu, gdzie miało zasiąść grono oficjeli, oraz drewnianej mównicy, gdzie miał stać Zuckerman. Przyszli dziennikarze z „Timesa”, „Guardiana”, „Daily Telegraph” i „The Independent”. Dotarli też ci z „Mail on Sunday”, „The Express” i „Practice Nurse”. Byli przedstawiciele Channel 4, Channel 5, BBC i Sky News oraz agencji prasowych: Press Association i Reutersa. „Pulse” przysłał dwoje ludzi, „Lancet” troje. Ekipa Wakefielda łącznie liczyła prawie tuzin osób.

      W miesiącach, które minęły od momentu złożenia pierwotnej wersji artykułu w czasopiśmie, tekst zmienił się znacząco. Dodano kolejnego autora – konsultantkę patolożkę Susan Davies – więc łącznie wymieniano 13 osób. A po dyskusjach wymyślono nowy tytuł; w rękach dziennikarzy i na krzesłach znalazło się pięć stronic z dwuwersowym gotyckim nagłówkiem:

      Guzkowy przerost limfoidalny błony śluzowej jelita krętego, nieswoiste zapalenie okrężnicy i całościowe zaburzenie rozwoju u dzieci

      Mało który nielekarz mógł rozwikłać ten łamaniec, a nawet wielu spośród tych, którzy by mogli, nie złapałoby sensu. Jednak wnioski artykułu, w podrozdziale nazwanym Interpretacje, były wystarczająco jasne dla wszystkich.

      Odkryliśmy u grupy wcześniej zdrowych dzieci współistniejące choroby żołądkowo-jelitowe i regres rozwojowy, które generalnie wiązały się w czasie z możliwymi czynnikami środowiskowymi.

      Tekst wprost mówił, że nic nie udowodniono. Ale owe czynniki – opisywane jako „oczywiste wydarzenia przyspieszające” – właściwie wdarły się do ogólnej świadomości.

      Na drugiej i trzeciej stronie, obok siebie, wydrukowano dwie tabele wysokości trzech cali każda, zajmujące szerokość całej kolumny, wyliczające fakty dotyczące dzieci. Dane pacjentów ukryto, ponumerowano ich od 1 do 12: jedenastu chłopców i jedną dziewczynkę w wieku od trzech do dziewięciu lat. U żadnego z nich nie zdiagnozowano choroby Crohna.

      Tabela 1 była złożona. Nawet wytrawni dziennikarze medyczni mieliby problem z rozszyfrowaniem jej terminologii. W trzech kolumnach obok numerów pacjentów umieszczono szeregi „odbiegających od normy wyników laboratoryjnych” oraz odkrycia „endoskopowe” i „histologiczne”. Niemal każda linijka zawierała te same tajemnicze wyrażenia. Niemal wszystkie obejmowały „przewlekłe nieswoiste zapalenie okrężnicy” – zapalenie jelita grubego – oraz „guzkowy przerost limfoidalny błony śluzowej jelita krętego”, przerost jelitowej tkanki limfatycznej – brzydkie nabrzmiałe guzki w jelicie cienkim.

      Tabela 2 była prosta. Bez trudu dało się ją odczytać jako wielki wytłuszczony znak krzyczący NIEBEZPIECZEŃSTWO. Zatytułowano ją: Diagnoza neuropsychiatryczna. Pierwsza kolumna została opatrzona nagłówkiem: Diagnoza behawioralna, a druga: Czynnik ryzyka zidentyfikowany przez rodziców lub lekarza. Poniżej wypisano zgłoszoną diagnozę dla każdego z dzieci i oczywiste wydarzenie przyspieszające:

      Autyzm… Autyzm… Autyzm… Autyzm…

      MMR… MMR… MMR… MMR…

      Ludzie zrozumieli, o czym jest ten artykuł.

      Dziewięć diagnoz brzmiało „autyzm” (chociaż jedna, u Dziecka Numer Cztery, brzmiała: „autyzm? Dziecięce zaburzenia dezintegracyjne?”).

      W ośmiu przypadkach „czynnikiem”, na który dziecko miało być narażone, było „MMR”.

      Powrót


Скачать книгу