Schwytać szczęście. Dorota Milli

Schwytać szczęście - Dorota Milli


Скачать книгу
że tak mówisz. Wiele nad sobą pracowałam.

      – A ja przestałam i zobacz, jak wyglądam.

      – Nadal jesteś piękna – zapewniła Liwia, ale uśmiechu dziewczyny nie wywołała. – Teraz ja się gubię, Hano, co właściwie się stało?

      – Jak to, co?! Straciłam pracę i zostawił mnie facet. W odwrotnej kolejności i nie naraz, ale w krótkim odstępie czasu. – Hana przeczesała palcami długie włosy, które brązową falą opadły jej na twarz. – Wiesz, co jest najgorsze? To, że nie wiem, co boli bardziej? Utrata pracy, której poświęciłam kilka lat życia, czy półrocznej znajomości z facetem, który na pożegnanie napisał kartkę. Nie, to nawet nie kartka, tylko opakowanie po jogurcie. Słowami wyraził całą swoją miłość, czyli „Odchodzę, przepraszam, poradzisz sobie, na pewno dostaniesz awans”.

      – Coś przeczuwałaś? Dlaczego do tego doszło?

      – Niczego się nie domyśliłam. Ukrywali to przede mną. Wykorzystali!

      – Raczej pytałam o…

      – W każdy nowy projekt się angażowałam, ciężko pracowałam i w końcu udało się, dostrzegli mój potencjał – ciągnęła Hana przepełniona żalem. – To rodzinna firma, z perspektywami, rozrasta się z każdym rokiem i zleceniem. Rozpychają się na rynku. Dostałam się do zespołu z samymi gwiazdami, ludźmi sukcesu, od których wiele się nauczyłam, a byłam pilną uczennicą. Pojętną i chętną do podjęcia każdego wyzwania. Wtedy dostaliśmy pod skrzydła międzynarodową firmę mającą sklepy w całym kraju.

      Oczy dziewczyny świeciły się, głos wyrażał ekscytację, a wyrzucane słowa napędzane były jej niespożytą energią. Liwia dostrzegła dawną Hanę, podziwiała jej ożywienie, którym zarażała innych.

      – Czym właściwie się zajmowałaś?

      – Patrzysz na specjalistkę do badania rynku i opinii publicznej, która właśnie przestała nią być. – Zacisnęła powieki i pokręciła głową. – Ten projekt był testem naszych umiejętności, firma mogła zyskać dużego gracza, za którym podążą inni. Współpracę przewidziano na kilka lat, a z tym wiązały się wysokie profity. Było o co się bić. Dla firmy, ale i dla siebie, walczyłam o awans. Mogłam stanąć na czele własnego zespołu! Mogłam… – urwała, a jej nagromadzona energia uleciała razem z ciężkim westchnieniem. – Udało się nam, Liwio. Nasz zespół zdał test, zadziałały mechanizmy, w które włożyłam masę swojej pracy. Umowa została podpisana, ale awansu nie dostałam. Szef mnie zwiódł, a wierzyłam mu i byłam cierpliwa, tyle lat czekałam… Jednak dziś podczas imprezy z okazji naszego sukcesu ogłosił, że jego córka, ledwo po studiach, bez wielogodzinnej praktyki, dostała moje wymarzone stanowisko. Wtedy naprawdę się wkurzyłam.

      – Przykro mi, Hano, tylko dlaczego cię zwolnił?

      – Właściwie to brak awansu był z tym związany.

      – Nie widzę związku.

      – Ależ jest! Albo awans, albo odchodzę.

      – Czy to powiedziałaś szefowi?

      – Prościutko w oczy. Niech jego niedouczona córunia teraz się stara.

      – Zaszantażowałaś go?

      – A co mi zostało? Ona stanie na czele zespołu, do którego miałam przejść! Odwalalibyśmy całą robotę za nią, a ona chwaliłaby się naszymi, w tym moimi dokonaniami. To było aż nadto. – Opróżniła szklankę tak łapczywie, że zaczęła się krztusić.

      – W zasadzie nie zostałaś zwolniona, tylko sama odeszłaś.

      – W zasadzie to tak. Z formalnego punku widzenia, ale faktycznie nie docenili mnie, więc jakby wręczyli dyscyplinarkę. Po tym wszystkim… Po niewolniczym poświęceniu, wielu godzinach ślęczenia nad dokumentami, zarwanych nocach… Zawaliłam związek, który dobrze rokował na przyszłość. To zabolało i bardzo mnie zraniło.

      – Jak dokładnie było z twoim związkiem? Może powiedziałaś coś, co twój facet odebrał niewłaściwie? – Liwia wolała dopytać teraz, domyślając się, że Hana inaczej interpretowała fakty. Była zbyt przejęta.

      – Nie ma takiej możliwości. Wszystko było w porządku, przynajmniej mi się tak wydawało. Spotykaliśmy się przez miesiąc i zdecydowaliśmy o wspólnym zamieszkaniu, choć to raczej on do tego mnie przekonał. Wynajęliśmy przestronne i większe lokum, bo Grzesiek nie chciał cisnąć się w małej klitce. Planował kupić mi pierścionek.

      – Powinien go kupić i wręczyć jako niespodziankę, a nie planować.

      – To słuszna uwaga, ale po fakcie. Byłam zabiegana i zapracowana, nie miałam czasu na takie rozważania.

      – A mieliście w ogóle czas dla siebie? Przy twojej pracy i zaangażowaniu?

      – Oczywiście. Przed zaśnięciem, jak udało mi się wrócić, zanim zasnął, zawsze rozmawialiśmy o minionym dniu. Uważał, że za dużo pracuję, ale to był ważny projekt. – Hana posmutniała. – Nie wiem, czy dobrze zrobiłam, poświęcając się bezgranicznie pracy, a nie związkowi. Na jednym i na drugim polu poniosłam porażkę. Jaką srokę złapać za ogon, by mieć pewność, że nie odleci?

      – Dobrze jest inwestować w różne projekty, na wielu płaszczyznach, jeśli przytrafi się strata, to może na innym polu będą zyski.

      – Jest coś jeszcze.

      – Oprócz tego, że nie masz pracy?

      – I faceta – zaznaczyła. – Nie mam zegarka. Zniknął, a zawsze wkładałam go do tej samej szuflady, w to samo miejsce, do tego samego pudełka ozdobionego wstążeczką.

      – Kiedy zniknął?

      – Może to tylko przypadek, ale wraz z Grześkiem. Rano przed pracą, w dzień, kiedy żegnałam się z nim po raz ostatni, jak się po czasie, a dokładnie wieczorem, okazało. Nie mogłam go znaleźć. Śpieszyłam się i poszłam bez niego. Może to był zegarek szczęścia i gdy go zabrakło, ono też odeszło, niszcząc cały mój świat? Pech się rozgościł, a to jego skutki, nie mam pracy – wywnioskowała.

      – To nie wina pecha, ale twoja decyzja, odeszłaś na własne życzenie.

      – Fakt, ale coś z tym szczęściem jest nie tak. Zegarek był złoty z dodatkami srebra, wyjątkowy, bo to prezent od mamy, który podarowała mi w nagrodę za dyplom.

      – Z kim ty się związałaś? – zapytała Liwia, w której obudziły się złe przeczucia.

      – Z Grzegorzem Piotrowskim.

      – Jak go poznałaś?

      – Na imprezie firmowej, przyszedł z kolegą, którego w sumie nie poznałam… – uświadomiła sobie. – Właściwie nie wiem, co na niej robił, nie był od nas.

      – To gdzie pracował?

      – Mówił, że był maklerem giełdowym.

      – A był?

      – Cóż… Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, nie sprawdziłam, nie sądziłam, że powinnam. Chodził do pracy, przynajmniej tak mi się wydawało. Wybiegałam o świcie i późno wracałam, więc jak wychodziłam, był, jak przychodziłam, był. – Hana zastygła na moment, gdy niektóre elementy ich krótkiego wspólnego życia zaczynały niebezpiecznie układać się w obraz, który się jej nie spodobał.

      – Oszukiwał cię – podsumowała Liwia, widząc, że Hana doszła do tego samego wniosku.

      – Nie zaczynaj, zawsze lubowałaś się w negatywnych scenariuszach. Kochał mnie… Dobrze, wyduś to.

      – Nie spodoba ci się.

      – Wszystkie


Скачать книгу