Schwytać szczęście. Dorota Milli

Schwytać szczęście - Dorota Milli


Скачать книгу
poznałam odpowiedź. Bardziej ubolewam nad stratą pracy i zegarka. Odzyskam go. Znajdę Grześka i zażądam zwrotu zegarka.

      – Wiesz, gdzie go szukać?

      – Nie wiem, ale są inne rzeczy – powiedziała, żeby się pocieszyć, bo tych nici prowadzących do Grześka nie mogła teraz uchwycić.

      – Czy jego telefon odpowiada?

      Hana zamknęła oczy, nie chcąc wyczytać z twarzy dziewczyny to, co sama o sobie pomyślała. Właśnie dlatego nie przepadała za Liwią, bo ona wygłaszała przykre rzeczy, które zazwyczaj pokrywały się z rzeczywistością.

      – Czy jak znowu odpowiem „nie”, uznasz mnie za skończoną frajerkę?

      – Jesteś po prostu zbyt dobra, Hana – powiedziała Liwia z ciepłym uśmiechem.

      – Dziękuję, Liwia, właśnie tego potrzebowałam. – Hana miała ochotę wrócić do domu i zapłakać w czterech ścianach, gdzie nikt nie usłyszy jej rozpaczy.

      2

      Ściany miały kremowy odcień, nabierały ciepła przez blask promieni słonecznych, które wręcz rozpychały się w sypialni. Hana patrzyła na grę cieni, budząc się z niespokojnego snu. Usiadła na łóżku i rozejrzała się po niewielkim pokoju. Przy ścianie stała szafa, a przy łóżku nocne stoliczki. Kartony z jej rzeczami wciąż nie były do końca wypakowane – zrobiła miejsce w szafie Grześkowi. Naprawdę starała się być troskliwą partnerką, choć teraz sama w to zwątpiła.

      Przez całą ich znajomość więcej przesiedziała w pracy niż w domu. Skupiła się całkowicie na celu – upragnionym awansie – który wydawał się w zasięgu ręki. Wiedziała, że oszukuje samą siebie, tak było od kilku lat. Najpierw jeden poważny projekt, później kolejny, ważniejszy i teraz miał być najważniejszy. Połowa minionego roku była intensywna, a jeszcze Hana próbowała godzić to z dobrze zapowiadającym się związkiem. Nie chciała być sama – to wiedziała na pewno. Brakowało jej bliskości drugiego człowieka, któremu można powierzyć wszystkie sekrety. Czasem otrzymać wsparcie albo kubeł lodowatej wody, który postawiłby ją do pionu. Pragnęła, by ktoś ją docenił, motywował, wierzył w nią. Ona zrewanżowałaby się tym samym.

      Hana z natury miała skłonność do popadania w przesadę, a każde wyzwanie było dla niej jak walka o życie – wszystko albo nic. Entuzjazm ją napędzał, działanie dawało nieziemską moc. Uwielbiała momenty, gdy cała determinacja zmierzała do mety i pojawiały się pierwsze efekty – to rozbudzało adrenalinę i ambicje. Hana z wciąż niezaspokojonym głodem chciała wykazywać się i udowadniać, że ponownie się uda. Uzależniona od zdobywania celów, traciła na polu prywatnym, na którym również bardzo jej zależało. Niestety najwyraźniej nie znała zasad, popełniała błędy, a teraz jeszcze została okradziona.

      Wyszła z sypialni i przeszła przez jasny wąski korytarz, mijając drzwi do niewielkiej łazienki. Salon był połączony z aneksem kuchennym, w którym ustawiono znacznie więcej mebli.

      Wysunęła szufladę, aby jeszcze raz się upewnić. Niestety zegarka nadal nie było. Walcząc z niewygodną i okrutną prawdą, Hana zaczęła przeszukiwać półki z książkami, szafki, inne szuflady, kanapę, która z szerokimi miękkimi poduchami mogła konkurować z łóżkiem w sypialni.

      Nie chciała się poddać, jednak zegarka nie było w szafce łazienkowej, półce na buty ani nawet w stojaku na parasole.

      W kuchni przygotowała sobie mocną herbatę, w nadziei, że aromatyczny napój przepłoszy nie tylko zmęczenie, lecz także smutek. Rozejrzała się po przytulnym salonie, którego dwa okna wychodziły na ulicę Świętojańską. Dawały wiele światła, zwłaszcza w słoneczny dzień, rekompensowały tym brak balkonu.

      Wybrała mieszkanie pośpiesznie pod wpływem nacisku Grześka, który mówił o ich przyszłości, nalegając, by rozpoczęli wspólną podróż. Przeznaczyła na to niewiele czasu, ale udało się i nawet nie zaprotestował, godząc się z każdą jej decyzją. Brakowało mebli, planowała kilka dokupić, ale do tej pory nie znalazła na to czasu. Teraz nie miało to znaczenia, ważniejsze było, czy nadal będzie ją stać tu mieszkać.

      Liczyła na awans i większe zarobki, czynsz za wynajem płacili na zmianę, teraz przypadała kolej Grześka. Ale tym razem sama musiała zapewnić swoje utrzymanie. Tylko jak, skoro straciła pracę?

      Hana usiadła na kanapie, lekko zapadając się w poduszkach. Popatrzyła na swojego przyjaciela. Tancerz nie przejmował się kataklizmem, który dotknął jej świata. Tańczył, a ona zachwycała się każdym jego ruchem, intensywnością kolorów, które ożywały w blasku budzącego dnia.

      Zapatrzyła się, odsuwając moment podjęcia decyzji, zakasania rękawów i zabrania się do działania. Nie liczyła na telefon od byłego już szefa, wyraźnie dał jej do zrozumienia, że jeśli ona odchodzi, to na zawsze. Nie powinna się dziwić, poniosła ją złość, gdy głośno powiedziała, co myśli o jego córce. Nie przyjął krytyki zbyt łagodnie, zwłaszcza że usłyszało to więcej osób.

      Dźwięk telefonu wyrwał ją z przemyśleń. Wyświetlony numer nic jej nie mówił.

      – Hana? Jak się czujesz?

      – Liwia? Cieszę się, że dzwonisz – powiedziała prędko, próbując sobie przypomnieć, jak zakończyły swoje nocne spotkanie. Koleżanka odwiozła i odprowadziła ją do domu, wtedy wymieniły się numerami telefonów, zapewniając się wzajemnie o kolejnym wypadzie, choć Hana takiego nie planowała. Liwia była specyficzna już na studiach i nic się w tej kwestii nie zmieniło.

      – Nie cieszysz się wcale. Po co dawałaś mi swój numer, jeśli nie chciałaś, żebym zadzwoniła?

      – Bo tak wypada. Skąd ty to wiesz? Czym się zdradziłam?

      – Słyszę ton twojego głosu, brakuje w nim wrodzonego entuzjazmu.

      – Po wczorajszej rozmowie poznałaś wiele powodów braku mojego entuzjazmu.

      – Martwię się o ciebie.

      – Naprawdę? – Hanie zrobiło się miło, poczuła łzy, które z trudem powstrzymała. Zdała sobie sprawę, jak musiało być źle, że Liwia jej współczuła.

      – Oczywiście. Nie chciałabym, żebyś straciła swój zapał. Wiem, że jesteś w rozsypce, każdy by był, to normalne, ale teraz nie ma co rozpaczać, tylko trzeba wszystko na nowo poukładać. Im szybciej, tym lepiej. Po pierwsze musisz mieć plan.

      – Plan brzmi super, popracuję nad nim. Tylko że pierwszy punkt już mi się nie podoba – jęknęła.

      – Pomogę ci, razem nad nim popracujemy. Możemy się spotkać za godzinę, na mieście na kawie? Adres prześlę w wiadomości. Nie chcę zostawiać cię z tym samej.

      – Liwia, dziękuję.

      – Nie ma sprawy. Przyjdziesz? Nie zamkniesz się w domu jak zdesperowana i zniszczona problemami kobieta?

      – Przyjdę. To dobrze mi zrobi.

      Hana nie mogła uwierzyć, że zgodziła się wyjść z domu i na dodatek spotkać z Liwią. Niestety nikogo innego nie miała, praca i brak czasu zniszczyły wszystkie przyjaźnie i znajomości, tak samo jak związek.

      Koleżanka za studiów przypomniała jej, że kiedyś otaczała się tłumem ludzi, przyjaciółmi, choć najczęściej przy wykonywaniu wspólnych zadań. Lubiła współpracować z innymi, działać, jak zgrany zespół, ekipa do zadań specjalnych, gdzie każdy wnosi coś do budowania wspólnego sukcesu. Zmieniło się to, gdy podjęła pracę w wymarzonej firmie, coraz bardziej skupiała się na sobie, bo każdy ze współpracowników stał się konkurencją. Przestał liczyć się wspólny cel, ale jednostka i własne korzyści,


Скачать книгу