Służąca. Alicja Sinicka

Służąca - Alicja Sinicka


Скачать книгу
pretensją mówię jej, żeby nie udawała mojej koleżanki, skoro chowa przede mną pieniądze.

      Jej cień nieruchomieje i po chwili znika.

      Dalej siłuję się z haftkami, w końcu łapię za twarde miski i podciągam je do góry. Zdejmuję przez głowę i ciskam biustonosz na kafle. Oddycham z ulgą, jakbym zrzuciła z siebie węża albo pająka. Boję się go. Przyglądam się stanikowi leżącemu na ciemnej, błyszczącej podłodze. Czarna taśma leży w małej, bezbarwnej kałuży pod wanną. Chwilę temu ktoś musiał się tu kąpać.

      Może oszalałam? Może tak wyglądają objawy schizofrenii? Moja daleka kuzynka od strony ojca była chora psychicznie. Pierwsze symptomy wystąpiły u niej, gdy była mniej więcej w moim wieku. Zapytałam o to kiedyś matkę. Odpowiedziała, że szanse na rozwinięcie się u mnie tej choroby są minimalne.

      Jak jednak wytłumaczyć utratę przytomności? Odkrycie, że mam na sobie bieliznę, którą pierwszy raz w życiu widzę? Myślę o Borewskim. Jego złoty sygnet ponownie rozbłyska w mojej głowie. Jest większy, wyraźniejszy. Zadbane dłonie na moich gołych piersiach. Zsuwa z nich miski wysłużonego białego stanika z pożółkłymi szwami, który włożyłam dziś rano.

      „Brudaska” – szepcze, śmiejąc się pod nosem.

      Ta wizja gruntuje się w moim umyśle, powoli przechodząc w realne wspomnienie. Czy to rzeczywiście się wydarzyło?

      Przysiadam na krawędzi wanny. Moje nagie ciało pokrywa gęsia skórka. Jest mi zimno, po ramionach biegną dreszcze. Nie chcę, żeby to była prawda. Czuję, że jeśli on faktycznie coś mi zrobił, nie będę w stanie sprostać konfrontacji. Pokona mnie jednym spojrzeniem, gestem. Jestem przy nim nikim.

      Czuję nieprzyjemny wir w żołądku, mam wrażenie, że wsysa mnie całą do środka. Nagle robię się mała, niewidzialna, niczym strzęp kobiety. Prawdopodobieństwo, że Borewski mnie wykorzystał, z każdą chwilą staje się większe, bardziej miażdżące. Do mojej głowy wpadają kolejne wspomnienia, rozmyte jak unoszący się w powietrzu puch dmuchawca. Nie mogę ich poukładać, złożyć w całość. Czuję ciepło czyjejś dłoni na karku, klęczę, opierając się dłońmi o coś miękkiego. Jakby widok tej bielizny na moim ciele był katalizatorem dla obrazów zepchanych do najdalszych zakątków umysłu, niedostępnych dla świadomości. Teraz jednak z nich wypływają, strącając mnie w czeluści strachu. Zatracam się w nim.

      Muszę zsunąć się z wanny na zimną podłogę, bo nie jestem w stanie utrzymać równowagi na śliskiej ceramicznej krawędzi.

      Zaczynam cicho płakać, dusząc szloch. Mam już pewność, że Borewski mnie skrzywdził. Możliwe, że zgwałcił. Jestem przytłoczona i przerażona jednocześnie. Zastanawiam się, co powinnam teraz zrobić. Kobiety w takiej sytuacji dzwonią chyba na policję. Myślę, że najpierw podzielę się tym z kimś bliskim. O mamie nie ma mowy. Wkrótce operacja, muszę pamiętać o jej sercu.

      Chcę zadzwonić do siostry i opowiedzieć jej o wszystkim. Wybieram jej numer przez WhatsApp. Niestety nie odbiera. Po chwili ekran telefonu rozbłyska, pojawia się na nim komunikat o nadchodzącym połączeniu od obcego numeru.

      9

      Nie chcę odbierać. Myślę, że to kolejny telemarketer próbujący sprzedać mi nowy odkurzacz piorący albo elektryczne myjki do szyb. Brałam udział w wielu pokazach tego typu sprzętów, mój numer widnieje w dziesiątkach różnych reklamowych baz. Wciskam czerwoną słuchawkę. Po chwili dostaję wiadomość.

      „Tu Mikołaj Borewski. Za chwilę zadzwonię jeszcze raz. Tym razem, Julio, proszę cię o odebranie telefonu”.

      Smartfon wyślizguje mi się z dłoni. Upada na kafle, na wyświetlaczu rozrasta się cienka, biała pajęczyna. Oddycham przez usta, nierówno, niezdrowo. Wpatruję się w komórkę, czekając, aż ponownie rozbłyśnie. Po chwili to się dzieje. Dźwięki melancholijnego utworu Dni, których jeszcze nie znamy po raz kolejny wypełniają całą łazienkę.

      Zbliżam się do roztrzaskanego smartfona, kręci mi się w głowie. Klękam przy nim, patrząc na popękany wyświetlacz. Miga na nim rząd cyfr. W głowie dudni mi zdanie: „Tym razem, Julio, proszę cię o odebranie telefonu”. Może zaraz jakoś to wszystko się wyjaśni? Łudzę się, ale ta nadzieja jest wątła jak krople wody perlące się na wannie, znikające pod wpływem jednego muśnięcia palcem.

      Przejeżdżam opuszką po zielonej słuchawce. Zaciskam dłoń na pękniętym telefonie tak mocno, że jego krawędzie wrzynają się między kciuk a palec wskazujący.

      – Halo?

      Nie poznaję swojego głosu. Brzmi obco, słabo.

      – Cześć. – Głos Borewskiego wpełza do mojego ucha jak jadowity wąż.

      Wzdrygam się.

      – Otrzymałaś prezent? – pyta ściszonym głosem.

      Prawie szepcze.

      Spoglądam na mokrą taśmę biustonosza.

      – Jaki prezent?

      – Myślę, że wiesz.

      Wzdycham do słuchawki, nie odnajdując w sobie właściwych słów.

      – Podoba mi się twoja odpowiedź – szepcze.

      Jego pewność siebie jest wręcz nierealna. Nie potrafię odnaleźć się w tej sytuacji. Człowiek z reguły rozbija się o utarte wzorce. Rozmowa z klientem, z facetem, z przyjaciółką… Ten moment jest dla mnie nowy, unikatowy. Jakbym była dzieckiem, które dopiero uczy się życia.

      Wciąż jestem przerażona obrazami nawiedzającymi mnie od chwili, gdy zobaczyłam ciemnoróżową bieliznę na swoim ciele. Czuję się, jakbym zawisła gdzieś pomiędzy tym, co było, a tym, co będzie. Paradoksalnie chcę, żeby to właśnie Borewski przeprowadził mnie na drugi brzeg. Wytłumaczył, co się dzisiaj stało i dlaczego.

      – Pomyślałem, że zadzwonię, bo czytam sobie właśnie szczegółowe informacje o działaniu kwasu gamma-hydroksymasłowego i oczywiście niestety… – Wzdycha. – …istnieją działania niepożądane.

      Słyszę w tle stukot klawiatury i szelest papieru.

      – Jakiego kwasu? – pytam.

      – W skrócie GHB – odpowiada niewyraźnie.

      Mam wrażenie, że coś przeżuwa. Jest taki beztroski i opanowany. Choć to dziwne, jego spokój stopniowo przelewa się na mnie. Odczuwany początkowo lęk zmienia się w coś bardziej spłaszczonego, jakby większego, co nie kłuje mnie już tak boleśnie, tylko oplata ciasno i męcząco.

      – Co to jest GBH? – pytam, po czym wciągam głośno powietrze nosem.

      – GHB – poprawia natychmiast. – GHB to inaczej tabletka gwałtu. Podałem ci ją dzisiaj. – Milknie.

      Chyba czeka, aż coś odpowiem, ale ja kamienieję. Patrzę tępo w otwór wentylacyjny w drzwiach. Patrzę, ale nic nie widzę, jakbym została wrzucona do skupiska dziwnych przedmiotów, których znaczenia nie rozpoznaję, jakby świat nagle odsłonił przede mną zupełnie nowe oblicze. Ponure i niezrozumiałe. Nie mogę ufać nikomu i niczemu.

      Mówi dalej:

      – Chciałem jutro zadzwonić i wszystko wytłumaczyć, ale nie doczytałem o tych działaniach niepożądanych, dlatego telefonuję dzisiaj. Już wiem, że możesz coś pamiętać. Wybacz, myślałem, że pamiątką po dzisiejszym dniu będzie tylko ta bielizna. Pragnąłem cię trochę zaniepokoić, ale nie aż tak.

      – Podał mi pan tabletkę gwałtu?

      Tylko to jest w tej chwili dla mnie ważne.

      – Tak – odpowiada krótko. – To było nieuniknione.


Скачать книгу