Odrobina czarów. Michelle Harrison
o niej nie wiemy – skąd się wzięła, czego chce ani skąd ma to… to c o ś!
– On wam nic nie zrobi – zaczęła dziewczynka, ale zaraz urwała, bo z przeciwnej strony ogrodzonego podwórza nadleciał dźwięk szurania.
Znowu się skuliła i wyglądała teraz tak bezbronnie, że Betty zalała fala współczucia. Charlie miała rację, ta mała wpadła w poważne tarapaty. Ale jak, dlaczego?
W ciemnościach rozbrzmiał szorstki głos:
– Mówię ci, widziałem blask, jakby latarni czy czegoś!
Furtka zagrzechotała, gdy ktoś zaczął nią szarpać. Betty zamarła, bo w szparze po przegniłej desce zatańczyło światło pochodni, które rozlało się po lśniącym od wilgoci bruku. Chwyciła Charlie i zanurkowała za pustą beczkę po piwie – w samą porę. Pochodnia rozświetliła podwórze gospody. Betty przycisnęła palec do ust, pokazując obu dziewczynkom, że mają być cicho. Choć jeden raz jej siostra zdawała się słuchać poleceń.
Betty zdławiła przestraszone stęknięcie, gdy coś twardego – pięść? – uderzyło w furtkę, roztrzaskując spróchniałe drewno. Na kocie łby posypał się grad drzazg. Jeszcze jeden solidny kopniak i intruzi wedrą się do środka. Nic dziwnego, że babka od tygodni suszyła ojcu dziewczyn głowę, żeby wziął się w końcu do naprawy.
Serce Betty biło coraz mocniej. Czego oni chcieli od tej wychudzonej istoty? Och, a jeśli to ona była jednym z uciekinierów…? Nie, wykluczone, dzwon zamilkł wiele godzin temu – a w więzieniu na Wronoskale przetrzymywano wyłącznie mężczyzn. Betty czekała, aż furtka podda się sile kolejnego ciosu, wtedy jednak rozległ się drugi głos, ostry jak brzytwa:
– Nie – zabrzmiało stalowe polecenie.
Cisza, a później zduszone szepty, zbyt niewyraźne, żeby Betty mogła zrozumieć słowa. I znów ciężkie kroki, tym razem jednak oddalające się od furtki. Nasłuchiwała czujnie, aż dźwięki ruchu ucichły. Dopiero wtedy skinęła drżąco do Charlie, a po chwili wahania także do tajemniczej dziewczynki, i wskazała na drzwi.
– Do środka! – rzuciła.
Rozdział trzeci
Czarne pióro
Betty zamknęła za nimi cicho tylne drzwi. Mocowała się przez chwilę z zacinającym się ryglem, a gdy ten wskoczył wreszcie ze zgrzytem na swoje miejsce, wszystkie trzy się wzdrygnęły. Betty zaklęła pod nosem, wpatrzona w schody i wsłuchana w nadlatujące od ich strony odgłosy. Na szczęście nikt się nie obudził.
– Tam. – Syknęła, gdy pod nogami znów przemknął jej Oj. – Przeklęte kocisko…
Zagoniła Charlie i drugą dziewczynkę za bar, skąd natychmiast ruszyły w kierunku najbliższego kominka.
– Nie zapalajcie świateł – ostrzegła je Betty. – I nie dorzucajcie drewna do kominków. Świeży dym wyglądałby o tej porze co najmniej podejrzanie.
Tylko właściwie dla kogo? – przemknęło jej przez głowę pytanie. Sprawdziła w pośpiechu wszystkie okna, by się upewnić, że zaciągnięte zasłony chronią je przed wścibskim wzrokiem. Kim byli ci ludzie, którzy czaili się w ciemnościach – i czy na pewno odeszli? Podkradła się do frontowych drzwi. Zakluczone. Przed gospodą skrzypiał na wietrze znak „NA SPRZEDAŻ”.
Uspokojona, że są zamknięte na cztery spusty, Betty wróciła do kominka. Zdążyła wyrwać pogrzebacz Charlie, która już zaczęła rozgrzebywać żar. Nieznajoma dziewczynka zbliżyła ręce do resztek czerwonych węgli, żeby tchnąć chociaż odrobinę ciepła w przemarznięte palce. Wciąż drżała i była blada jak duch.
– Trzymaj. – Charlie sięgnęła do kieszeni po połowę kanapki. – Zostawiłam sobie część z podjeczorku, żeby nakarmić mojego szczurka.
– Podwieczorku – poprawiła ją Betty.
– Jedno i to samo. – Charlie wzruszyła ramionami, po czym wspaniałomyślnym gestem podała kanapkę dziewczynce. – Ty chyba bardziej jej potrzebujesz.
Betty obserwowała nieznajomą – i jej ognik – bardzo uważnie. Dziewczynka przeżuwała jedzenie zachłannie, nie zważając na to, że pieczywo jest czerstwe. Przez lata Bunia Wspaczna nawciskała wnuczkom do głów tyle przesądów i bajek, że Betty trudno było opędzić się teraz od myśli o złośliwych chochlikach czy wróżkach, które podstępem wymuszają na gospodarzu domu poczęstunek, by nigdy nie dać mu spokoju. W środku tej ciemnej nocy i w skąpo oświetlonej sali łatwo było odczytać pojawienie się dziewczynki jako zły znak. Ognik unosił się w powietrzu tuż przy jej przemoczonej sukience. Kilka razy zbaczał w kierunku kominka, jakby zahipnotyzowany blaskiem czegoś innego niż on sam, lecz zaraz potem szybko wracał do boku dziewczynki.
Betty dostała gęsiej skórki. Widywała na mokradłach błędne ogniki, ale nigdy z tak bliska. Jego wnętrze zdawało się delikatnie migotać, jakby biło tam serce z białych i lśniących iskierek – niesamowicie piękne, niemal hipnotyzujące. Nic dziwnego, że podróżnicy na bagnach często podążali za nimi bezmyślnie. Betty poczuła ukłucie strachu. Zamrugała i z niemałym trudem zmusiła się do odwrócenia głowy.
– Pięć minut! – powiedziała odrobinę ostrzej, niż to było konieczne. – Kiedy skończysz jeść, droga na wybrzeże powinna być bezpieczna.
Dziewczynka w żaden sposób nie dała po sobie poznać, że ją usłyszała. Wpatrywała się w płomienie zagubionymi, znękanymi oczami.
Betty znów ścisnęło za serce współczucie. Gdyby nie ten ognik, pewnie nie potraktowałaby jej tak podejrzliwie – co z tego jednak, skoro widok tajemniczego zjawiska z bagien głęboko ją niepokoił? Dobrze wiedziała, że babka się zezłości, ba, wpadnie w szał, jeśli się dowie, że zaprosiły nieznajomą do gospody. Zaswędziała ją skóra na karku. Jakaś jej część chciała pomóc dziecku – ale ta druga najchętniej pozbyłaby się go raz na zawsze. Do diabła z Charlie i jej przeklętymi zwierzakami!
– Jak masz na imię? – zapytała Charlie, przycupnąwszy koło kominka. Z drugiej kieszeni wydobyła nadgryziony pierniczek i zaoferowała go niespodziewanemu gościowi.
Dziewczynka ugryzła kawałek i spojrzała z wahaniem na ognik.
– Jestem… Błądka. Chyba tak możecie się do mnie zwracać.
Jej głos ucichł do szeptu i Betty musiała się bardzo skupić, żeby usłyszeć słowa – chociaż coś jej podpowiadało, że lepiej tego nie robić. Im mniej wiedziały, tym lepiej.
– Ile masz lat? – dociekała Charlie. – Bo ja sześć, ale w przyszłym tygodniu będę miała siedem.
– Dziewięć – odparła Błądka. – Ludzie twierdzą, że jestem mała jak na swój wiek.
– Jak najsłabsze chucherko z miotu? – podpowiedziała Charlie.
– Starczy już tych pogaduszek – ucięła Betty. – Pora wracać do łóżka. – I przegonić tę dziewczynkę, nim zbudzi się babka. Choć ją także gryzły przeróżne wątpliwości, obiecała sobie, że nie zada ani jednego pytania. Pewnych rzeczy lepiej nie wiedzieć – szczególnie jeśli to właśnie jej szukali ci ludzie na zewnątrz.
Charlie nie zwracała na siostrę uwagi, szczęśliwa, że w końcu mają gościa w jej wieku.
– Chcesz pogłaskać mojego szczurka? Jest niewidzialny!
Błądka uniosła oczy znad pierniczka.
– Masz zmyślone zwierzątko?
Charlie uśmiechnęła się od ucha do ucha.
– Jakie tam zmyślone. Niewidzialne! Tylko zobacz.
– Charlie!