Republika Smoka. Rebecca Kuang
przecież, żeby zabić przeciwnika, wcale nie musiała posługiwać się trójzębem. Ta broń była skuteczna jedynie na dystans – utrzymywała wrogów z dala od dziewczyny, chroniła ją. Rin natomiast musiała znaleźć się blisko, tylko wówczas mogła skorzystać z ognia.
Zmrużyła oczy, odczekała chwilę.
Teraz! Eriden ciął, mierząc w rękojeść trójzębu – niskie, zamaszyste uderzenie. Pozwoliła wytrącić sobie broń z ręki. I błyskawicznie wykorzystała przewagę przestrzeni, wskoczyła w miejsce zajmowane dotąd przez ostrza i wbiła uniesione kolano prosto w mostek kapitana.
Eriden zgiął się wpół. Rin kopnęła go w piszczel, wskoczyła mu na pierś i rozcapierzyła palce tuż przed oczyma powalonego.
Przywołała najmniejszy możliwy płomyk, zaledwie sugestię ognia – tyle, by poczuł ciepło na skórze.
– Puf! – mruknęła. – Teraz ty nie żyjesz.
Wargi gwardzisty uformowały grymas z grubsza kojarzący się z uśmiechem.
– I jak sobie radzi? – rozległo się za jej plecami.
Rin zerknęła przez ramię.
Na pokładzie pojawili się Vaisra i Nezha. Eriden podniósł się i usiadł.
– Będzie gotowa – ogłosił.
– Będzie? – powtórzył możnowładca.
– Daj mi jeszcze kilka dni – wtrąciła zdyszana Rin. – Wciąż się uczę. Ale dam radę.
– To dobrze. – Vaisra skinął głową.
– Krwawisz. – Nezha wskazał jej udo.
Ledwie go usłyszała. Nadal przyglądała się możnowładcy, na którego twarz wypłynął niecodziennie szeroki uśmiech. Był zadowolony, tak zadowolonego jeszcze nigdy go nie widziała. I dumny. Z jakiegoś powodu satysfakcja, jaką poczuła na widok miny Vaisry, okazała się większa od tej, jaką od miesięcy przynosiło jej opium.
– Będziesz towarzyszyć możnowładcy Smoka na południowym spotkaniu w Pałacu Jesiennym – obwieścił Eriden. – Pamiętaj, pojawisz się tam w charakterze zbrodniarki wojennej. Nie zachowuj się, jakbyś przychodziła u boku sprzymierzeńca. Musisz sprawiać wrażenie wylęknionej.
W prywatnej kajucie Vaisry zebrał się kilkunastoosobowy tłumek generałów i doradców. Siedzieli pochyleni nad rozłożonymi na stole niezwykle szczegółowymi planami cesarskiej rezydencji. Rin zajęła miejsce po prawicy możnowładcy. Skupiona na niej bezustanna uwaga tylu osób sprawiła, że skronie dziewczyny pokryła warstewka potu. Stanowiła kluczową postać całego przedsięwzięcia, nie mogła zawieść, nie mogła sobie pozwolić nawet na jedno potknięcie.
– Będziesz skrępowana i zakneblowana. – Eriden uniósł nad blat parę żelaznych kajdan. – Na twoim miejscu zapoznałbym się z tymi obrączkami zawczasu.
– Niedobrze – zauważyła Rin. – Metalu nie przepalę.
– Nie są całe z metalu. – Kapitan podsunął jej kajdanki po stole, by mogła się przyjrzeć. – Zamiast łańcucha użyliśmy sznurka. A ten przepalisz nawet słabym żarem.
– Naprawdę sądzicie, że Daji nie zechce mnie zabić od razu? – rzuciła, bawiąc się kajdankami. – Przecież wie, na czym mi najbardziej zależy. W Adladze przekonała się na własne oczy.
– Och, naturalnie, że zwęszy podstęp. Myślę, że będzie podejrzewać zdradę, odkąd przybijemy do portu w Lusan. Ale nie próbujemy przecież zastawić na nią zasadzki. Daji lubi pobawić się z ofiarą, zanim ją pożre. W szczególności nie pozbędzie się od razu ciebie. Jesteś stanowczo zbyt interesująca.
– Co więcej, Daji nigdy nie atakuje jako pierwsza – podjął Vaisra. – Spróbuje wycisnąć z ciebie tak wiele informacji, jak to możliwe. Zapewne zaprowadzi cię w jakieś odosobnione miejsce i zacznie z tobą rozmawiać. Wtedy zamarkujesz zaskoczenie. A cesarzowa złoży ci propozycję niemal tak samo atrakcyjną jak moja.
– Czyli jaką? – zaciekawiła się dziewczyna.
– Masz wyobraźnię. Zrób z niej użytek. Posada w jej przybocznej gwardii cesarskiej. Wolna ręka w oczyszczaniu kraju z niedobitków wojsk Federacji. Sława i bogactwa, o jakich nigdy nawet nie myślałaś. Oczywiście będą to kłamstwa i nic więcej jak kłamstwa. Daji zdołała utrzymać tron przez dwie długie dekady między innymi dlatego, że potrafi eliminować pewnych ludzi, zanim staną się problematyczni. Gdybyś została jej dwórką, już wkrótce pojawiłabyś się jako najnowsza pozycja na liście ofiar zabójstw politycznych.
– Ewentualnie w kilkanaście minut po zawarciu waszej umowy ktoś natknąłby się na twoje ciało w jednym ze stołecznych rynsztoków – dopowiedział Eriden.
Rin potoczyła spojrzeniem wokół stołu.
– Czy naprawdę nikt tu nie widzi najpoważniejszej wady tego planu?
– Oświeć nas, jeśli łaska – rzucił Vaisra.
– Dlaczego nie mogę zabić Daji od razu? Zanim w ogóle otworzy usta? Po co ryzykować? Nie pozwólmy jej powiedzieć ani słowa.
Vaisra i Eriden wymienili spojrzenia. Kapitan zawahał się na krótki moment, po czym powiedział:
– Nie zabijesz jej od razu, bo… hmm… nie będziesz w stanie.
– Co to ma znaczyć? – spytała nagle pobladła dziewczyna.
– Przed chwilą o tym rozmawialiśmy – zauważył możnowładca. – Daji zrozumie, że chcesz ją zabić natychmiast, kiedy cię tylko zobaczy. Wobec moich intencji też będzie wielce podejrzliwa. Jedynym sposobem na dostarczenie cię do Pałacu Jesiennego, na tyle blisko cesarzowej, byś mogła zaatakować, nie narażając przy tym nas wszystkich, jest podać ci środek…
– Podać środek… – powtórzyła Rin.
– Słowem, będziemy musieli poczęstować cię opium. I to na oczach gwardzistów Daji – stwierdził Vaisra. – Otrzymasz niewielką dawkę, taką, która spacyfikuje cię na godzinę lub dwie. Cesarzowa nie ma pojęcia o twojej podwyższonej tolerancji, a to dla nas poważny atut. Otrzeźwiejesz wcześniej, niż będzie się tego spodziewać.
W opinii Rin plan był beznadziejny. Oczekiwali od niej, że wkroczy do Pałacu Jesiennego bezbronna, przytępiona opium, a co gorsza, niezdolna skorzystać z ognia. Z drugiej strony, choć przyglądała się ich rozumowaniu pod wszelkimi możliwymi kątami, nie potrafiła w nim dostrzec luki. Jedynie uprzednio unieszkodliwiona i rozbrojona zdoła podejść na tyle blisko Daji, by móc uderzyć.
– Czyli będę tam… – odezwała się, próbując nie zdradzić tonem strachu. – Znaczy… będę tam sama?
– Nie możemy wprowadzić do Pałacu Jesiennego licznego oddziału. To by wzbudziło zbyt wiele podejrzeń. Będziesz mogła liczyć na wsparcie naprawdę minimalnej liczby żołnierzy. Ukryją się tutaj, tutaj i tutaj. – Vaisra stuknął palcem trzy punkty na planie pałacowych wnętrz. – Nie możemy zapominać, że nasz cel jest bardzo konkretny. Gdyby zależało nam na rozpętaniu otwartej wojny, ruszylibyśmy w górę Murui całą armadą. Póki co naszym zamiarem jest odrąbanie wężowi łba. O bitwach pomyślimy potem.
– Rozumiem zatem, że poza mną nikt nie nadstawi karku – zauważyła Rin. – Bardzo sympatycznie.
– Nie zostawimy cię przecież samej. Jeśli cokolwiek pójdzie niezgodnie z planem, wydostaniemy cię z pałacu. Masz moje słowo. Bez względu, czy zrealizujesz cel, czy nie, wymkniesz się jedną z tych dróg. Kapitan Eriden przygotuje „Pielgrzyma” tak, byśmy w razie konieczności mogli odpłynąć z Lusan w kilkanaście sekund.
Rin