Z duchami przy wigilijnym stole. Группа авторов
co ty znowu wygadujesz? Chodzi o to, że twój mąż ma tu do nas wyjść, do ogrodu? To na niego czekamy?
– Jeśli któraś z nas coś wygaduje, to ty! Przecież wiesz, że wyjdzie, a w takim razie muszę na niego poczekać. Tylko żeby wypuszczał się w podróż w galowym mundurze?! Zupełnie jakby był na służbie.
– A gdzie ten kapitan Ordie? – zadał ważne pytanie wikary.
– I kto o to pyta? – zawołała ironicznie pani Ordie. – No przecież u was w pokoju gościnnym, chociaż nic tam się nie świeci. Albo w kuchni szuka butów.
– Moja droga – powiedziała pani Beecher, delikatnie biorąc za rękę panią Ordie. – Nie czujesz się dobrze, sama cię uprzedzałam, czym to się skończy, jak będziesz się tak podniecać. Zaprowadzimy cię do domu.
– Nigdzie się nie ruszę bez mojego męża, i tyle! Ale czemu on się tak grzebie? Muszę go pospieszyć. – Postąpiła o krok, chwyciła klamkę, ta jednak wyraźnie się opierała. – Zamknęliście! – zawołała do pani Beecher. – Zamknęliście go w środku.
– Kogo takiego, moja droga? Przecież tam nie ma nikogo oprócz Kitty.
– Jak to nie, jest mój mąż! Czy nie udał się do ciebie, widząc, że u nas dom jest zamknięty?
– Z pewnością nie, w ogóle go nie widzieliśmy.
– Panie Beecher – zwróciła się gniewnie do wikarego pani Ordie. – Kiedy zjawił się pan w oknie, spytałam, czy mój mąż przyszedł do was, a pan na to odpowiedział: „Tak”!
– No cóż, młoda damo, musiałem źle zrozumieć pani pytanie. Wie pani, że jestem trochę przygłuchy. Ponieważ dotarło do mnie, że mowa o kapitanie Ordie,em, uznałem, że musiał przyjechać. Ale skoro tak – to do pani domu, a nie do naszego.
– To o czym niby rozmawiałyśmy?! – zwróciła się z wielkim wyrzutem w głosie pani Ordie do żony wikarego. – To naprawdę okropne tak mnie oszukiwać. Przecież powiedziałaś, że poszedł na górę w pantoflach, więc teraz musi poszukać butów. Nie możesz temu zaprzeczyć!
– Miałam przecież na myśli swojego męża, moja droga. Nawet przez głowę mi nie przeszło, iż możesz przypuszczać, że chodzi o twojego. Czemu tak uważałaś?
– Ale skoro go tu nie ma, to gdzie niby się podział? – spytała z oburzeniem pani Ordie. – I nie patrzcie na mnie tak, jakbym doznała pomieszania zmysłów. Czy chcesz powiedzieć, że w ogóle nie widzieliście kapitana Ordie,ego?
– W ogóle go tutaj nie widzieliśmy. Położyliśmy się spać o dziesiątej i nic nie słyszeliśmy do chwili, gdy rzuciłaś żwirem w okno.
– To gdzie się podział? Co się z nim stało? – dopytywała pani Ordie, pełna niepokoju.
– Zostawił cię, żeby pójść do nas? O której przyjechał?
– Za pięć wpół do dwunastej. Jak już mówiłam, przeniosłam dziecko do mojej sypialni i siedziałam, czytając Plebana z Wakefieldu. Nagle usłyszałam kroki zbliżające się od głównej bramy, a wtedy natychmiast się zorientowałam, że to musi być mój mąż. Był już blisko, wychyliłam się, zobaczyłam go i zawołałam, ale on chyba mnie nie dosłyszał, gdyż podszedł do drzwi. Zbiegłam na dół, aby go wpuścić, i ogromnie się zdumiałam, gdy nikogo nie zobaczyłam przed progiem. Pomyślałam więc, że musiał pójść do was.
– Zatem w ogóle nie rozmawiała z nim pani? – zawołał pan Beecher.
– Jeszcze nie.
– Ale jest pani pewna, że to kapitan Ordie? Kto mu otworzył bramę?
– Nikt, wszystkie bramy są zamknięte i to najdziwniejsza rzecz w tej całej historii.
– Droga pani Ordie, obawiam się, że musiała się pani głęboko pomylić. Kapitan Ordie nie przybyłby tutaj pieszo, nawet gdyby bez uprzedzenia przypłynął statkiem. A poza tym jakżeż mógłby się przedostać przez dokładnie zamkniętą bramę? Może wszystko się pani tylko przyśniło…?
– Bzdura – odparła zirytowana pani Ordie. – Byłam tak przytomna jak teraz. Książka bardzo mnie zainteresowała i w ogóle nie czułam się śpiąca. Dotarłam do miejsca, gdy obie szlachetne damy z miasta przybywają do sąsiada, pana Flamborough, i zostają wszystkich przy grze w trzewika, gdy Olivia na próżno domaga się honorowania rzetelnych reguł. Przez cały ten czas pan Burchell zachowuje się bardzo niegrzecznie, co chwila wykrzykując „bzdura!” w charakterze komentarza do ożywionej rozmowy między damami. Kilka stronic wcześniej mamy balladę o Edwinie i Angelinie, którą pominęłam; w każdym razie widzicie, że przez cały czas byłam zupełnie przytomna.
– Ja jednak obstaję przy tym, iż nie mogło to być nic innego niż przywidzenie – upierał się pan Beecher.
– Jakie znowu przywidzenie? – zareagowała młoda dama z oburzeniem. – Przecież to zupełnie bez sensu. Przywidzenia nie zdarzają się ludziom zupełnie przytomnym i zdrowym na umyśle. Nawet jeśli zmyliłby mnie słuch, panie Beecher, to przecież nie wzrok. Nie tylko usłyszałam męża, ale też go zobaczyłam i przemówiłam do niego. Sądzi pan, że mogłabym się zwrócić tak otwarcie do kogoś zupełnie nieznajomego? Z całą pewnością był to kapitan Ordie. Miał na sobie paradny mundur, a może i on mi się tylko przywidział?
– To rzeczywiście bardzo dziwne – przyznała pani Beecher.
– „Dziwne” to mało powiedziane. – Louisa Ordie bezradnie rozejrzała się dookoła. – Mój mąż musi gdzieś tu być, lecz nie mam pojęcia, czemu się tak ukrywa.
Tej nocy zagadka nie została rozwiązana. Nazajutrz pani Ordie posłała po swego ojca, aby przedstawić mu zdumiewającą opowieść. Pan Ling jednak podzielił pogląd wikarego, który żywiły także inne osoby w okolicy. Córka, poirytowana ich niewiarą, na przekór wszystkim radom zamieściła w lokalnej prasie ogłoszenie, aby kapitan Ordie ujawnił się, skoro jest w Anglii.
– Tak uzyskamy najlepszy dowód – oznajmiła.
Gdy dotarły listy z Indii, wśród nich znalazł się jeden wysłany przez kapitana Ordie,ego, wyraźnie dowodzący, że nie tylko nie ma go w Europie, ale w ogóle na razie się tam nie wybiera. Zdetonowana pani Ordie nie chciała więcej rozmawiać o całej sprawie z obawy, że się tym tylko wystawi na śmieszność.
Tygodnie upływały, zbliżał się termin wyjazdu pani Ordie wraz z córeczką, wtedy jednak dotarły do Anglii informacje o powstaniu w Indiach, wszystkie więc wyjazdy trzeba było odroczyć.
Pewnego dnia siedziała w nie najlepszym nastroju, bardziej jednak poirytowana niż przygnębiona, gdyż od dłuższego czasu nie miała wiadomości od męża. (Jego ostatni list otrzymała w kwietniu), a w następnej poczcie znowu nie było niczego od kapitana. Wiedziała, że w Delhi, gdzie stacjonował, wybuchły zamieszki, ale nie znała żadnych bliższych szczegółów. Nie bała się, że mógł polec, nie wątpiła bowiem, że gdyby coś mu się stało, zostałaby powiadomiona przez pana Maina albo którąkolwiek z sióstr. Oni wszyscy też byli w Delhi. Zjawiła się pani Beecher, bardzo blada i smutna. Państwo Ling pojechali powozem do miasta po najnowsze wieści. Wrócili jednak strasznie zaniepokojeni.
– W ciągu ostatnich dwóch dni musiała być jeszcze jakaś poczta! – zawołała do pani Beecher. – Nie wiem, czy jest jakieś inne miejsce, do którego informacje docierają wolniej niż do Enton. Słyszałaś coś może od Jamesa? Wyglądasz nie najlepiej.
– Przybył drogą lądową.
– A ty się martwiłaś, że nie przeżyje! A jak sprawy układają się tam na miejscu?
– Bardzo