Z duchami przy wigilijnym stole. Группа авторов
Już jej jednak nie zastałam, oddaliła się tym swoim szybkim krokiem, co to pani wie, jak jej szkodzi, pani Barber. No, ale tak czy siak, już nie było po niej śladu, to zamknęłam drzwi na zasuwę. Szkoda, że odjechała tak późno.
– A czemu tak późno?
– Miała swoje powody. Jeden to ta płowa sukienka z jedwabiu. Śliczniutka strasznie, ale przyszła dopiero dzisiaj rano. Muszę ja sobie zamówić taką u pani Reynolds, nie ma co! No, a jak ją pani naciągnęła, to była za ciasna w talii o jakieś dwa palce. Ale że ją bolało, nie mogła się wcisnąć, więc musiała zmienić na tę starą, przerobioną…
– Dobrze, dobrze – przerwała niecierpliwie Mary Barber. – Powiedz mi jednak, Betsey, co to z tym szalem? Jak na niego patrzyłam, to mi wyglądał na jeden od Chaneya.
– Trudno bowiem o śliczniejszy – potwierdziła entuzjastycznie dziewczyna. – Dostała go w prezencie od pana Richarda. Pani to go w ogóle nie chciała nosić, że niby taki strojny, a on nic, tylko się śmiał.
– No to teraz sama mi powiedz, uparciuchu… – rozzłościła się Mary, gdy Betsey rozłożyła dłonie, aby pokazać długość frędzli. – Jak mogłabym wiedzieć, że jest w tej starej sukience i ma ten szal od Chaneya, jeśli nie wyszła mi naprzeciw, żeby się spotkać? Równie dobrze mogłabym sobie wyobrazić siebie z jakimś satynowym trenem z falbankami takimi jak choćby ten jej chaneyowy szal, na który Richard musiałby się nieźle wykosztować.
– Ale w takim razie gdzie ona jest teraz? – spytała Betsey, do której z pewnością przemówił ten argument. – Sama udała się do kościoła?
– Mniejsza z tym – zawołała Mary, która nie zamierzała ujawniać swej niewiedzy w tej kwestii. – Nie przecz tylko teraz samej sobie, Betsey Marsh.
Służąca z pokorą przyjęła reprymendę.
– Dlaczego nie pojechała, jak się należy, powozem? – dociekała Mary. – Dobrze, kosztowałoby to go pieniądze, ale tylko raz w życiu syn się żeni.
– Owszem, pojawił się powóz, wsiadł do niego pan Richard, ale nie pani – odrzekła dziewczyna, a potem ściszając głos, opowiedziała o niemiłych zaszłościach ubiegłego wieczoru, a także zdarzeniach porannych. Pan William wstał pierwszy i wyszedł bez śniadania, zostawiając tylko informację, że jak zwykle idzie do biura i nie zamierza uczestniczyć w ślubie. Te słowa musiała powtórzyć pani i panu Richardowi, gdy ci zeszli do jadalni. Pani wydawała się strasznie przybita, pobladła jak prześcieradło, a ledwie skończyła śniadanie, siadła do pisania listu i wysłała Hilla do Worcester, aby dostarczył wiadomość panu Williamowi.
– Z tego, co się zorientowałam, prosiła go, żeby wrócił i się przebrał, potem zaś razem z nią pojechał na ślub – kontynuowała Betsey. – I to właśnie dlatego, że czekała na starszego, nie wsiadła z panem Richardem do powozu, a siedziała do ostatniej chwili. Tymczasem nie zjawił się ani pan William, ani Hill.
– Ale jeśli tak, to czemu czekała na miedzy na mnie, zamiast wprost iść do kościoła? – spytała natarczywie Mary Barber.
– No bo tego nie zrobiła – odpaliła dziewczyna. – Ona ani przez chwilę nie myślała o tym, żeby się z panią spotkać.
– No to posłuchaj, mówię raz jeszcze, na… Ale zaraz, co to znowu takiego?
Urwała na odgłos skrzypnięcia żelaznej furtki do ogrodu, odwróciła się i zobaczyła Williama Pickeringa. Twarz miał poczerwieniałą od szybkiego marszu z miasta, dorożki nie udało się wówczas znaleźć w Worcester z taką łatwością jak obecnie.
– Ciociu Mary! – zawołał William Pickering. – Co się stało z matką? Przybiegłem, żeby zobaczyć, bo nie ma jej u pani Law.
– W takim razie gdzie się podziała? – zaniepokoiła się Mary Barber. – Coś ci powiem, Williamie – powiedziała, gdyż właśnie wpadła na rozwiązanie zagadki. – Pomieszało jej się w głowie od tych kłótni z wami i pognało ją w pola. Mówię ci, żebyś sam widział, jak dziwnie na mnie spojrzała tam na miedzy!
– To jakaś bzdura! – oburzył się młodzieniec.
– Też mi bzdura! Mówię… A wy co tutaj robicie? – zawołała Mary Barber, gdyż znienacka otoczyła ich grupka osób, złowrogo przy tym pomrukując.
Konstabl położył rękę na ramieniu Williama Pickeringa.
– Przykro mi, ale jest pan aresztowany i muszę uprzedzić, iż wszystko, co pan powie, może zostać wykorzystane przeciwko panu.
– A za co niby aresztowany? – spytał chłodno William.
– Za morderstwo! – oznajmił konstabl. Ledwie to okropne słowo dotarło do uszu Mary Barber, a natychmiast błysnęła jej w głowie straszliwa myśl: czy William mógł zamordować matkę? Oczywiście do tego wniosku popchnęły ją wcześniejsze myśli, związane z niepojawieniem się siostry.
Było jednak zupełnie inaczej. W zamieszaniu, które teraz nastąpiło, pośród wzburzonych pytań ze strony uroczyście ubranych osób, które miały stanowić orszak weselny, okazało się, że w biurze znaleziono martwego pana Stone,a, wiekowego księgowego, w którego potylicy ziała okropna rana. Przerażony Richard Pickering, rzuciwszy bratu pokorne, błagalne spojrzenie, zawołał, że do czegoś takiego nie mogło dojść.
Oto, co udało się ustalić, jeśli chodzi o wydarzenia tego poranka. Pan Stone, jak zwykle, stawił się w biurze o dziewiątej i ku swemu zaskoczeniu zastał tam Williama Pickeringa otwierającego listy. Ten oznajmił, że nie zamierza udać się na ślub brata, z czego stary księgowy uczynił mu gniewny zarzut. To nie spodobało się Williamowi, a od słowa do słowa obaj zaczęli się obrzucać coraz poważniejszymi wyzwiskami. Tak w każdym razie zeznał Dance, zatrudniony głównie w magazynie chmielu, a teraz czekający w biurze na codzienne polecenia. Powiedział, że gdy wychodził, obaj mężczyźni „awanturowali się w najlepsze”. Po jakimś, niedługim zresztą, czasie William Pickering odwiedził magazyn i jeszcze dwa inne miejsca, a po powrocie zastał list od matki, który zostawił Hill, od wielu lat załatwiający w rodzinie Pickeringów najróżniejsze sprawy poza domem. Co więcej, w sprawach zawodowych czekał też na niego Corney, jeden z największych browarników w mieście. Załatwiwszy sprawę z Corneyem, William otworzył list i przeczytał, co następuje:
Williamie! Nie zdarzyło się jeszcze dotąd, byś sprzeniewierzył się mojemu poleceniu! Każę Ci zatem, abyś natychmiast wracał i pojechał ze mną do kościoła. Spróbuj sobie wyobrazić, że większą część nocy spędziłam na klęczkach, błagając Najwyższego, abyś pogodził się ze swym bratem!
Tutaj jednak zaczynały się niejasności. William Pickering zeznał, że aby uczynić zadość żądaniu matki, natychmiast opuścił biuro, zostawiając pana Stone,a przy biurku, tyle że niedługo potem księgowego znaleziono na podłodze, z głęboką raną w tyle głowy. Było oczywiste, iż otrzymał cios, nachylając się nad biurkiem. Ponieważ natychmiast zaczęto rozpytywać wszystkich zatrudnionych, pośród których znalazł się Dance, ten powiedział o kłótni, co następnie stało się podstawą aresztowania Williama Pickeringa.
Pierwsza myśl zaszokowanej Mary Barber pomknęła ku siostrze. Była przekonana, że jeśli ta okropna nowina nie zostanie przekazana Hester łagodnie, może ją zabić. Nie troszcząc się więc już ani o ciasto, ani o wino, ani o resztę towarzystwa, którego nawet jeszcze nie obejrzała, ruszyła na poszukiwanie pani Pickering, a chociaż nie miała pojęcia, gdzie szukać, najnaturalniejsza wydała jej się droga do domu.
„Z pewnością bardzo chce dołączyć do reszty – myślała Mary – więc może spotkam ją