Legion Nieśmiertelnych. Tom 3. Świat Postępu. B.V. Larson
się w stronę Natashy. – Ale jeśli chodzi o stawianie zarzutów, to tylko obecna tu Natasha wie, co tak naprawdę ją spotkało. O ile mi wiadomo, była napastowana.
Natasha przez chwilę patrzyła mi w oczy, a potem spojrzała na trzech delikwentów. Wciągnęła powietrze i powiedziała:
– Mam nadzieję, że zdają sobie panowie sprawę, że wszyscy jesteśmy legionistami. Nie powinniśmy pozwolić, by poróżniły nas małostkowe animozje. W końcu działamy w służbie tego samego świata.
– Tak, psze pani – przyznał ochoczo grubas. – Naprawdę przepraszamy, że… zrobiliśmy to, co zrobiliśmy.
– Zapłaciliście straszliwą cenę – odparła, patrząc na nich ze współczuciem. – Wszyscy zginęliście z krzykiem. A pan, panie Turner, na koniec nawet narobił w portki!
Turner zmrużył powieki, co nadało mu jeszcze bardziej nieprzyjemny wygląd. Dwaj pozostali miętosili w palcach czapki.
– Zważywszy na te okoliczności, nie wniosę oskarżenia – powiedziała w końcu Natasha.
Wyraźnie im ulżyło.
– Dziękujemy, psze pani! – powiedział tłuścioch. – I żeby nie było, nie rozumiem, jakim cudem to wszystko mogło się tak…
Natasha uniosła dłoń i wszyscy natychmiast umilkli.
– Na przyszłość starajcie się panować nad sobą – poradziła, po czym przecisnęliśmy się obok nich.
Powstrzymywałem śmiech przez całą drogę do jej samochodu. Natasha odpaliła silnik i poszybowaliśmy przez miasto. Wtedy rozrechotałem się tak głośno, że rozbolał mnie brzuch. W końcu dostrzegłem jednak, że Natashy wcale nie dopisuje humor.
– Hej – zagaiłem, rozglądając się. – Nie powinniśmy wjechać na autostradę? Tak szybciej wyjedziemy z miasta.
– Nie wyjeżdżamy z miasta – odparła. – Dostaliśmy oficjalne rozkazy. Od Legionu Varus. Mamy się zameldować w miejscowym Kapitularzu.
– Super…
Dotknąłem palcem stuka, a moje rozbawienie minęło jak ręką odjął. Ktokolwiek polecił mnie aresztować, postanowił już nie wysługiwać się miejscowymi wieprzami. Tym razem skontaktował się z moimi przełożonymi. Rzeczywiście dostałem rozkaz, by stawić się niezwłocznie w Kapitularzu.
Dla każdego z ziemskich legionów na powierzchni planety funkcjonowały Izby Werbunkowe i Kapitularze. Reszta naszej organizacji istniała w kosmosie, zwykle w postaci potężnych transportowców, służących do przerzucania żołnierzy na planety, na których mieli misje do wykonania.
Izby Werbunkowe były wielkimi budowlami wzniesionymi w największych miastach. Zwykle na jeden sektor przypadała jedna Izba. Instytucje te zajmowały się poborem i działały jako bazy wypadowe podczas pozaziemskich misji. Izba Werbunkowa różniła się od Kapitularza głównie skalą i zakresem działania. Kapitularze były placówkami lokalnymi – służyła tam garstka weteranów, werbująca miejscowych rekrutów do danego legionu. Izby Werbunkowe były o wiele większe i stanowiły obiekty wspólne, wykorzystywane przez wszystkie legiony.
Wcześniej byłem w Kapitularzu w Atlancie tylko dwa razy. Pierwszy raz gdy myślałem o zaciągnięciu się, drugi po to, żeby zgłosić zmianę moich danych adresowych po przeprowadzce do Waycross. Był to ciasny, obskurny budynek i nie cieszyłem się zbytnio na trzecią wizytę.
Kapitularz mojego legionu nie wyglądał imponująco. Patrząc z zewnątrz, można go było pomylić ze sklepem obuwniczym albo jednym z tych punktów, gdzie można kupić używane urządzenia elektroniczne z innych planet. Stał tam cały rząd podobnych Kapitularzy, reprezentujących różne legiony. Łącznie było ich około piętnastu. Prowadziły lokalny werbunek i obsługiwały legionistów w stanie spoczynku. Najwyraźniej wielu moich towarzyszy broni pochodziło ze stanów południowych, ponieważ to biuro funkcjonowało jako ich ośrodek.
Gdy dotarłem z Natashą na miejsce, byliśmy już w pełnym umundurowaniu. Inteligentne tkaniny to istny cud. Jeśli ktoś chce, może się ubrać w aucie. Wystarczy owinąć ciało tkaniną i trochę się powiercić.
– Jaką historyjkę im sprzedamy? – zapytała Natasha, parkując.
Popatrzyłem na nią z niepokojem. Byłem pewien, że o cokolwiek nas zapytają, dam radę nawciskać im kitu, ale Natasha wolała walić prosto z mostu. Wieprzom jeszcze dała radę, bo ich akurat nie szanowała, ale wiedziałem, że do ludzi z Legionu Varus podejdzie inaczej. Lubiła mówić prawdę i wykonywać polecenia, jeżeli miała do czynienia z rzeczywistymi autorytetami. W moim domu pomogła mi i postawiła wszystko na jedną kartę. Teraz jednak nie miałem do niej zaufania. Załamałaby się pod autentycznym naciskiem ze strony któregoś z naszych bezpośrednich przełożonych.
– Yyy… historyjkę? – zapytałem. – Już ją ustaliliśmy. Jakieś zbiry przyszły pod mój dom. Nie chcieli się wylegitymować i zrobiło się paskudnie. Tego się trzymaj, co do słowa.
Wyglądała na zaniepokojoną. Położyła dłoń na drzwiach samochodu. Panel rozpoznał jej dotyk, zamigał kolorowym światłem i zamek otworzył się z trzaskiem.
– Hej – powiedziałem, obejmując ją i całując w policzek. – Uszy do góry! Będzie dobrze!
– James, przecież zabiłeś trzech ludzi, których ktoś wysłał, by cię aresztowali – powiedziała z zaciętą miną.
– No tak… Ale należało im się.
– Zgadzam się, ale co zrobimy, jeśli Graves jest w tym budynku? I jeśli ma trochę więcej oleju w głowie od tamtych wieprzy? Będzie wiedział, co zaszło. Przecież nas zna. A przede wszystkim zna ciebie.
– Graves i tak będzie miał w dupie moje przepychanki z wieprzami.
Natasha westchnęła i przewróciła oczami. Wysiadła z auta i poprawiła mundur. Zrobiłem to samo, założyłem beret na głowę i przechyliłem go pod właściwym kątem. Poszedłem przodem. W recepcji czekała mnie pierwsza niespodzianka. Rozpoznałem człowieka, który siedział przy biurku – faceta o szczurzej twarzy, z krótko przyciętymi włosami lśniącymi od kosmetyków. Nazywał się Winslade i był naczelnym kapusiem primus Turov.
Siedział z nogami na biurku. Spojrzałem na niego, a on w odpowiedzi wyszczerzył w uśmiechu białe, ostre zęby.
– Witaj, McGill – powiedział. – Miło, że wpadłeś! Czekają na ciebie tam z tyłu.
Niedbale wskazał kciukiem przez ramię.
– Adiunkcie Winslade – zacząłem – o co właściwie chodzi?
– Za chwilę się dowiesz. Z tyłu są tylko jedne zamknięte drzwi. Idź i zobacz, kto za nimi czeka.
Potem obdarzył mnie podłym uśmieszkiem. Przeszedłem obok niego, starając się wyglądać na tak wyluzowanego jak tylko się dało. Chciałem pozować na twardziela, dla dobra Natashy. Była w rozsypce od chwili, gdy dotarliśmy na parking, więc okazywanie przy niej słabości było niewskazane.
Gdy mijaliśmy biurko, Winslade wyciągnął nagle chude ramię, blokując drogę Natashy. Miałem ochotę go sprać, ale musiałem odpuścić.
– Ty nie idziesz, ślicznotko – powiedział. – Możesz zaczekać tutaj i dotrzymać mi towarzystwa.
Podszedłem do drzwi, pchnąłem je i wszedłem do środka. W słabo oświetlonym pomieszczeniu zastałem primus Galinę Turov we własnej osobie.
Powinienem się jej spodziewać po spotkaniu z adiunktem Winslade’em w recepcji, ale z jakiejś przyczyny nie przeszło mi to przez myśl. Primus nigdy nie zapuszczała się na takie rubieże. Nawet w Izbie Werbunkowej w Newark nie widywano jej zbyt często, a co dopiero w Kapitularzu.
Moje zaskoczenie wyraźnie ją uradowało.
– Jesteś