.

 -


Скачать книгу
zatrzymuje się przed zaniedbaną halą, za którą wiodła linia kolejowa do lotniska. Po torach przetoczył się pociąg towarowy. Rampy przy hali były opustoszałe, na płaskim dachu sąsiedniego budynku rosły trawa i krzewy. Przed nim parkowało ferrari F12 berlinetta w rzadkim czerwonopomarańczowym kolorze rosso dino. Auto warte trzysta tysięcy euro, więc Manolis nie musiał być jasnowidzem, żeby się domyślić, kto tutaj urzęduje, czy też raczej wydaje wyroki: Ivo. I to o dwunastej w południe; nietypowy czas na wyrównywanie rachunków.

      Manolis zawrócił golfa i podjechał na stację. Dwa dystrybutory były wolne, ale to nie do nich zmierzał. Objechał budynek, żeby zaparkować przy stanowisku z odkurzaczami i kompresorami, który oddzielał od stacji druciany płot z billboardem. Z tego miejsca miał dobry widok na hummera, który stał w odległości dwudziestu paru metrów. Manolis wyłączył silnik i czekał, co się wydarzy.

      Zasadniczo były trzy możliwości. Po pierwsze, Ivo zobowiąże Wiesingera, by odpracował dług, przyciągając nowych graczy i kusząc ich zmanipulowanymi rozgrywkami, aż się całkiem zapomną. Po drugie, termin zostanie wydłużony, jeśli Wiesingerowi uda się wiarygodnie przedstawić sposób, w jaki zdobędzie pieniądze. Jeśli nadal miał książeczkę oszczędnościową ciotki, to szanse były spore. I trzecia, raczej teoretyczna możliwość: zabiją go. To nie wydawało się zbyt prawdopodobne. Gdy w tym biznesie ktoś nie mógł oddać długów, był raczej terroryzowany tak długo, aż w końcu jakoś te pieniądze zdobywał, choćby w drodze kradzieży czy szantażu.

      Manolis napisał do Rebekki SMS-a z numerami rejestracyjnymi obu samochodów i poprosił, żeby sprawdziła, na kogo są zarejestrowane.

      Tymczasem w hummerze otwarły się drzwi. Wysiedli z niego ten, którego Manolis uznał za Daniłę, oraz drugi mężczyzna. Dwóch mięśniaków w obcisłych koszulkach i okularach przeciwsłonecznych. Daniło otworzył drzwi od strony Wiesingera i wyciągnął rękę, na której Wiesinger położył swoją komórkę. Cała trójka zniknęła w sąsiednim budynku za drzwiami z wypłowiałym napisem „Biuro”.

      Manolis postanowił przypilnować Wiesingera i wyciągnął berettę z kieszeni pod fotelem kierowcy, wsunął ją za pasek spodni i ukrył pod lnianą koszulą. Z fotela pasażera zabrał czapkę bejsbolową oraz okulary przeciwsłoneczne, wysiadł i się rozejrzał. Ściana budynku z płaskim dachem od strony stacji benzynowej była pozbawiona okien. Na ulicy od przodu panował duży ruch. Dwa kontenery ze śmieciami stały przy końcu płotu pod nasypem, po którym biegła linia kolejowa.

      Wspiął się na płot i podkradł do budynku od tyłu, ciesząc się z hałasu, jaki robiła szybka kolej miejska zmierzająca do dworca Ostbahnhof, tłumiąc wszystkie inne dźwięki. Wyjrzał zza rogu i dostrzegł okno, które uchylono ze względu na upał. Pociąg przejechał. Usłyszał głosy. Nie docierało do niego każde słowo, ale wystarczyło, by zrozumieć, o czym mowa.

      Wiesinger nie wyciągnął książeczki oszczędnościowej, jak oczekiwał Manolis, tylko opowiadał coś o żyle złota, na którą natrafił. Jest ktoś, kto ma mnóstwo pieniędzy i sekret. Zapłaci każdą cenę, byle sprawa nie wypłynęła na światło dzienne, a on, Wiesinger, ma dowody. Tak jakby. Wystarczą trzy dni i będzie mógł zapłacić te trzydzieści tysięcy. Nawet z odsetkami.

      Manolis zaryzykował podejście kilka kroków w stronę okna, żeby lepiej słyszeć.

      – Trzy dni, Ivo. I będę miał kasę.

      – Jaka piękna historia, jak w telewizji. Tylko że mnie nie przekonuje, bo to fikcja.

      – Nie. Przysięgam. Na wszystko, co święte.

      – Niezły z ciebie bajarz, Chris.

      – Naprawdę. Już prawie go przyszpiliłem.

      – No dobra. To o co chodzi? Oszustwa podatkowe, koka, dziwki?

      – Coś zupełnie innego. Powiedzmy…

      Rozległ się łoskot pociągu towarowego, coraz głośniejszy, aż skład z hurgotem przetoczył się obok. Manolis nic nie usłyszał, a gdy mógł znowu śledzić rozmowę, było za późno. Ivo poprosił swoich chłopców, żeby odprowadzili Chrisa. Jego historyjka musiała go przekonać.

      Manolis pośpiesznie wrócił do samochodu. Gdy tamci trzej ponownie pojawili się na dziedzińcu, siedział już za kierownicą i obserwował, co się dzieje, zza przyciemnionych szyb. Wiesinger pożegnał się uściskiem ręki i wskazał na klapę z tyłu hummera. Jego torba podróżna wciąż była w bagażniku, więc Daniło go otworzył.

      Ktoś zapukał w boczną szybę. Manolis obrócił się gwałtownie. Obok jego auta zobaczył młodą kobietę, a za nią przy kompresorze stał jaskrawozielony volkswagen lupo. Nie usłyszał, jak podchodziła. Opuścił szybę.

      – Przepraszam pana bardzo. – Niepewnym ruchem wsunęła sobie kosmyk włosów za ucho. – Wydaje mi się, że w prawej przedniej oponie mam za mało powietrza. Chybocze trochę, więc chciałam sprawdzić ciśnienie. Ale nie mam pojęcia, jak to zrobić. Mógłby mi pan pomóc? Albo spojrzeć na tę moją oponę? Może tylko mi się wydaje. – Wpatrywała się w niego błagalnie swoimi wielkim oczami, jak dziecko, które wie, że w ten sposób zawsze osiąga swój cel.

      Manolis nie miał czasu się tym zajmować. Zerknął na dziedziniec firmy spedycyjnej. Klapa bagażnika hummera została już zamknięta, a Daniła i jego kumpla nigdzie nie było. Siedzieli w aucie? No i gdzie się podział Wiesinger? Nigdzie nie było go widać.

      – Przykro mi. W tej chwili nie mogę. – Po drugiej stronie płotu odpalono silnik. – Na kolumnie kompresora jest instrukcja.

      Niebieski punkt, który wskazywał miejsce pobytu Wiesingera, wciąż znajdował się na terenie firmy spedycyjnej. Co się tutaj dzieje?

      – Ale nie może mnie pan tak zostawić – zaprotestowała kobieta.

      – Muszę. Niestety. Da sobie pani radę. – Uniósł kciuk, mrugnął do niej, włączył silnik i wyjechał golfem na ulicę. Ani śladu po Wiesingerze. Stacja metra była parę metrów dalej. Ruchome schody działały, ale były puste. Czyżby zjechał już w dół? Tak szybko? W każdym razie jego komórka wciąż znajdowała się w hummerze.

      Manolisa ogarnęło złe przeczucie. Jeśli Wiesinger tylko zapomniał odebrać swoją komórkę, to będzie mógł podjąć z powrotem trop przy Weissenseestrasse. Jeśli jednak siedział w hummerze, miał kłopot. Postanowił ruszyć za hummerem.

      Z dużą prędkością wyjechał na autostradę. Tuż przed zjazdem na Aschheim Daniło gwałtownie zahamował, przeciął dwa pasy w prawo i zdołał skręcić w wyjazd na parking. Manolis nie był w stanie powtórzyć tego manewru i uderzył dłońmi w kierownicę. Cholera! Z włączonymi światłami awaryjnymi zjechał na boczny pas i zatrzymał się przed budką z telefonem alarmowym, czekając, aż hummer znowu się pojawi. Niebieski punkt utknął w miejscu i tylko mrugał, mrugał i mrugał.

      Mijały minuty. Mruganie ustało. Co oni tam tak długo robią? Hummer był autem terenowym. Czyżby Daniło pojechał prosto z parkingu przez pola na drogę krajową? W każdym razie we wstecznym lusterku Manolis nadal ich nie widział.

      Ruszył, skręcił w zjazd na Aschheim i pojechał w stronę parkingu drogą krajową, a potem gruntową od wschodu. Przez cały czas rozglądał się za hummerem, ale nigdzie go nie było. Od parkingu oddzielał go pas lasu, który musiał pokonać na piechotę. Zatrzymał golfa i ruszył ścieżką, aż zobaczył parking. Hummer zniknął tak samo, jak sygnał komórki Wiesingera. Co mogło oznaczać, że albo rozładowała się w niej bateria, albo została zdeptana obcasami na miazgę, albo zmiażdżona oponą hummera. Do jasnej cholery!

      Manolis pojechał z powrotem do Monachium. Rebecca zadzwoniła, gdy mijał granicę miasta.

      – Hummer i ferrari są zarejestrowane na firmę spedycyjną Eurotrans. Jej właścicielem jest niejaki Ivo


Скачать книгу