Zastępcza miłość. Beata Majewska

Zastępcza miłość - Beata Majewska


Скачать книгу
wziąć lodowaty prysznic, gdy telefon cicho zabrzęczał.

      Podaj datę, godzinę i miejsce. Przylecę do Polski. Diamond.

      * * *

      „Powiedzieć Majce? Nie powiedzieć?” – Julka miotała się od ściany do ściany. Na szóstą umówiła się z Diamondem w kawiarni i była pełna obaw. Wszelakich. Po pierwsze, czy Diamond w ogóle się pojawi, po drugie, czy na pewno jego oferta nie była żartem, a po trzecie, po piąte i po pięćdziesiąte...

      Nie mogła pogadać z mamą, bo ta nawet nie chciała o tym słyszeć. Wstępnie wprowadzona w temat, złożyła dłonie jak do modlitwy, wytrzeszczyła oczy i wygłosiła kilkuminutową pogadankę o wszelakich zagrożeniach czyhających na dziewiętnastolatki. „Nie słyszałam tych bzdur!” Pokręciła głową i to było na tyle w kwestii jej stanowiska.

      – Powiem! – Julia podjęła decyzję. Dotychczas dzieliły się z Majką wszystkimi sekretami. Znały się od dzieciństwa, mieszkały przy tej samej ulicy, dom naprzeciw domu, furtka w furtkę. Razem siedziały w ławce, skończyły to samo liceum i dopiero teraz ich drogi się rozeszły, bo Majka wybrała informatykę, a Julia studiowała anglistykę. – Dzwonić? Nie dzwonić? – Siedziała, obracając w dłoni telefon. W końcu wybrała numer przyjaciółki.

      Dwie minuty później głośno trzasnęła bramka, a chwilę potem Majka wbiegła po schodach na piętro domu Julki.

      – Co jest?

      – No właśnie nie wiem. – Stropiona gospodyni wskazała jej miejsce, jakby nie wiedziała, że Majka zawsze rozwala się na łóżku. – Posłuchaj, mam problem.

      – Widzę.

      – Umówiłam się na spotkanie.

      – Łał. Randka? Kim jesteś i co zrobiłaś z moją kumpelą, czarownico? – Przyjaciółka zachichotała.

      – Żadna randka. Bardziej spotkanie dotyczące pracy.

      – Szkoda. – Majka wydęła usta. – Co za problem?

      Julia przysiadła na brzegu materaca, wzięła kilka głębokich wdechów i wykrztusiła, czując, że oblewa się rumieńcem po cebulki świeżo umytych włosów.

      – Pamiętasz tego faceta, który jechał białym kabrioletem w Monako?

      – Nie mów!

      – Mówię.

      – Umówiłaś się z NIM?! – pisnęła przyjaciółka Julii. – Ale jak? Gdzie? Kiedy? No mówże! – Podskoczyła na łóżku.

      – Dzisiaj, o szóstej. W kawiarni.

      – Nie! To się nie dzieje naprawdę. Takie rzeczy się nie zdarzają! – Majka przytknęła dłoń do serca. – To niemożliwe. – Patrzyła na przyjaciółkę z mieszaniną podziwu i niedowierzania.

      – Bardzo możliwe, że niemożliwe i Diamond nie przyjdzie – wyjaśniła Julia.

      – Przyjdzie? Mówiłaś, że on mieszka w Stanach. I specjalnie fatyguje się przez pół świata, żeby się z tobą spotkać w kawiarni?

      – Głupie, no nie? – Julia zachichotała nerwowo. – Czyli okej, nie było tematu. Nigdzie nie idę.

      – Czekaj. Jak to nie idziesz? A jak on przyleci? Nie rób jaj. Koleś jest z Ameryki, nie z Ząbkowic Śląskich. Daj mu szansę. W najgorszym wypadku na pocieszenie zjesz bezę z kremem i wrócisz.

      – Czyli jednak powinnam pójść?

      – Co za głupie pytanie. A tak w ogóle po co on się z tobą spotyka?

      – Mówiłam. W sprawie pracy.

      – Nie żebym ci zazdrościła czy coś... – zagaiła niezbyt szczerze Majka, bo tak naprawdę aż ją skręcało w dołku – ale wiesz, to może być jakaś ściema. Podpucha. Tyle się słyszy o różnych sytuacjach, porwaniach, sprzedaży do agencji towarzyskich, ewentualnie na organy i tak dalej. Co to za praca?

      – Nie wiem, czy można nazwać to pracą. – Julia przygryzła kącik ust.

      – Jak nie praca, to co?

      – Majuś, nie gniewaj się, ale powiem ci później, okej?

      – Ej! – Majka szturchnęła ją palcem w brzuch. – Tak się nie robi. Mów, co masz do powiedzenia, albo się wkurzę.

      – Trudno. Nie pierwszy raz i nie ostatni. Powiem ci po spotkaniu. – „O ile do niego dojdzie” – pomyślała. – Sorry. Jestem głupia, niepotrzebnie cię fatygowałam.

      – Jak chcesz. – Majka przymrużyła oczy. – Słyszałam, że twój staruszek wraca. Znów się zacznie. Biedna ta twoja mama.

      Oj! Celny cios! Jeśli chciała dokuczyć Julii, udało się jej znakomicie. Dziewczyna natychmiast pobladła, a jej spojrzenie, jeszcze przed chwilą pełne ekscytacji, zgasło niczym zdmuchnięty płomień świecy.

      – Wraca – potaknęła Julia. – Skąd wiesz?

      – Twoja mama mówiła mojej.

      – Miał wyjść za dwa i pół roku.

      – Wychodzi w marcu?

      – Jakoś tak. – Julia zebrała w sobie siły, żeby podnieść się z łóżka. – Muszę ugotować obiad, a potem... – Dała Majce do zrozumienia, że koniec rozmowy.

      – Przepraszam. Niepotrzebnie o tym wspomniałam. Nie gniewaj się.

      – Nie gniewam się. Takie są fakty. On wraca. – Julia podeszła do okna, wsparła brzuch o parapet i mrużąc oczy, spojrzała na zalane słońcem podwórko. Lubiła to miejsce, a potem przestała lubić, gdy rodzice ojca, zwłaszcza ukochana babcia Gienia, odeszli. Wtedy zaczęła się prawdziwa jatka. Ojciec bił matkę prawie codziennie, aż w końcu wylądowała w szpitalu z pęknięciem podstawy czaszki i ze złamaną ręką. – Nasz kat wraca.

      „Właśnie dlatego my musimy stąd uciec” – pomyślała twardo.

      – Może z tobą pójdę? – Majka też wstała i po chwili dołączyła do Julii. – Pójdę z tobą jako wsparcie do tej kawiarni. Usiądę gdzieś z boku i będę was obserwować.

      – A po co? – Julia jeszcze czuła ból w sercu po ciosie, który padł z ust niefrasobliwej przyjaciółki. – Poradzę sobie. – „To nie mój agresywny ojciec, tylko wyrośnięty amerykański chłopiec, któremu się udało” – westchnęła z goryczą w duszy.

      – Gdzie się umówiliście?

      Już miała odpowiedzieć, że w Dwóch Małpach, ale ugryzła się w język. Podskórnie wyczuwała, że Majka nie do końca jej sprzyja. „Ciekawe, czemu mi dokuczyła” – zachodziła w głowę, bo nigdy wcześniej przyjaciółka nie pozwalała sobie otwarcie na takie teksty.

      – Jeszcze nie wiem. Zgadamy się przed spotkaniem – wybrnęła, nadal patrząc tępo na wybrukowany podjazd. – Mam zadzwonić o piątej i podać mu adres.

      – To wiesz, możesz do mnie tyrknąć i...

      – Nie trzeba, dzięki. Ogarnę, nie musisz się martwić. – Julia obróciła głowę, by spojrzeć na Majkę. Rozczarowanie jej postawą nie odpuszczało.

      – To ja lecę. Jeszcze raz sorki.

      – Nic się nie stało – skłamała gładko. – To ja przepraszam, że zadzwoniłam. – Nie wierzyła, że toczą między sobą taką drętwą gadkę. Nigdy wcześniej tak nie bywało.

      – Oki. Spadam.

      – Pa.

      * * *

      Julia


Скачать книгу