David Bowie. STARMAN. Człowiek, który spadł na ziemię. Paul Trynka
który „wciąż czyta komiksy, interesuje się Batmanem”. W ten sposób Dek zrozumiał, że został uwieczniony w piosence.
Alan Mair, którego zespół The Beatstalkers był menedżerowany przez Kena Pitta, spędzał wiele wieczorów z Davidem, który pokazywał mu nowe piosenki i przesiadywał z nim w biurze. Czasami przyprowadzał tam swojego trzyletniego syna, Frankiego, który tak się z nim zaprzyjaźnił, że czasami Mair zostawiał go pod opieką Davida. Podobnie jak wujek Dek, mały Frankie i jego żołnierzyki zostali uwiecznieni w piosence The Little Bombardier. W utworze „Little Frankie Mair” jest dorosłym, który jak David lubi się bawić z dzieciakami i w ten sposób budzi podejrzenia. Piosenka, wesoły walc, dokładnie ilustruje mentalność i zuchwały humor Davida, pełnego dziecięcego zachwytu i dorosłego cynizmu. To nie była jedyna okazja, kiedy David pilnował maluchów. W wolnych chwilach zajmował się Lucy, córką Toma Parkera, przyjaciela z Kent, który grał na pianinie z The New Animals. „Dzieciaki lubią pewnych ludzi i do nich ciągną – mówi Mair. – On był kimś takim”.
Mair znał dobrze Pitta i Bowiego i widział z bliska, jaki wpływ menedżer miał na swego podopiecznego. W późniejszych latach przeciwnicy Pitta oskarżali go, że chciał zamienić Bowiego w artystę wodewilowego. Rzeczywiście, David rozpoczął z nim współpracę jako muzyk rockowy, a przy nim zaczął pisać piosenki przedziwne. W tym względzie wpływ Pitta był znaczny. „Miał dobre intencje. Namawiał go: »Pobaw się makijażem, ubieraj się kolorowo. Bądź towarzyski!«”, mówi Mair. Wpływ Pitta polegał nie tyle na edukowaniu Davida, co na umacnianiu w nim postawy artysty. W tym samym czasie namawiał go, by więcej pisał i podsuwał swoje piosenki innym wykonawcom.
Pitt wiedział, że Pye to dla Davida ślepa uliczka, gdyż Hatch podlegał presji szefa, Louisa Benjamina, by zerwać kontrakt z Davidem. Miał już na oku nową firmę płytową. Na początku października zafundował The Buzz sesję nagraniową, znów w RG Jones w Wimbledonie, gdzie David wyprodukował drugą wersję The London Boys, a także dwie nowe piosenki: Rubber Band oraz Please Mr. Gravedigger. Te dość dziwne utwory przedstawiały całkowity zwrot w stosunku do materiału, jaki nagrywał w Pye. Pitt był pewien, że pomogą mu zdobyć kontrakt. „Chciałem płyty, która działałaby jak CV – mówi Pitt. – Nie spotkałem nigdy innego dziewiętnastolatka, który pisałby takie piosenki. Poszedłem do Dekki, zdeterminowany, by załatwić kontrakt płytowy. Teoretycznie było to niemożliwe, ponieważ zazwyczaj nie podpisywali kontraktu z artystami, którzy nie nagrali hitu”.
Pitt skontaktował się z Deccą przez Tony’ego Halla, szefa promocji wytwórni. Był on wtedy kluczową postacią w branży, tworzącą renomę swojej firmy. Piosenki Bowiego uwiodły go („brzmiał jak drugi Anthony Newley”), skontaktował więc Pitta z Hugh Mendlem, który również dał się zauroczyć. „Podpisałbym z nim kontrakt, nawet gdyby nie był tak utalentowany. Ale był. Kipiał kreatywnością”.
Mendl był jednym z najstarszych decydentów w brytyjskim przemyśle muzycznym. Tak naprawdę po części go stworzył, odkrywając Lonniego Donegana i Tommy’ego Steele’a. Zapoczątkował wiele znaczących karier w latach sześćdziesiątych, często walcząc z wrodzonym konserwatyzmem Dekki. Ocenił dziewiętnastolatka, pomimo kilku jego nieudanych singli na koncie, jako jeden z największych talentów, z jakimi miał do czynienia. „Miałem pewnego rodzaju obsesję na punkcie Davida Bowiego. Uważałem, że jest magiczny”. Mendl świadom był podobieństwa głosu Davida do głosu Anthony’ego Newleya, swego podopiecznego, ale zupełnie się tym nie przejmował. „[Podobieństwo] polegało jedynie na kwestiach wokalnych. Ale oni byli zupełnie inni. Tony był aktorem, a David był… Davidem Bowiem”.
Wylewny, szlachetnie urodzony Mendl po ukończeniu Oksfordu miał podjąć pracę w służbach arystokratycznych, ale mimo sceptycyzmu jego dziadka, sir Sigismunda Mendla, ówczesnego szefa Dekki, rozpoczął wspinaczkę po szczeblach kariery „rodzinnej” firmy. Był lepiej wykształcony i bardziej światowy niż Tony Hatch, człowiek, który podpisał kontrakt z Davidem w Pye. Jego obsesję na punkcie Davida można opisać jako „heteroseksualne zauroczenie”, o czym Charles Shaar Murray pisał, bazując na obszernych relacjach Davida z lat siedemdziesiątych. Odkrycie przez Davida tej mocy było znacznym przełomem w jego kompozytorskich i improwizacyjnych umiejętnościach. David Bowie poznał fundamentalną prawdę: zanim zostaniesz geniuszem, musisz wyglądać jak geniusz.
Fascynacja Mendla Bowiem zainspirowała go do wydania samodzielnie wyprodukowanych przez artystę utworów, Rubber Band i The London Boys, jako singlowego debiutu, a produkcją całej płyty zajął się nadworny producent wytwórni, Mike Vernon. Vernon miał już imponujący dorobek, współpracował z mistrzami – Erikiem Claptonem i Fleetwood Mac – i również był pod wrażeniem intelektu młodego wokalisty. „Rozmawiali o rozmaitych koncepcjach i o poezji, sprawach, które mnie nie interesowały”, wspomina, sprawiając wrażenie, jakby nie był do końca przekonany o geniuszu młodego Davida. Nigdy nie negował jednak jego kreatywności. Bowie, poza potokiem dźwięków i obrazów, które przepływały przez jego głowę, dosłownie sypał z rękawa kolejnymi kompozycjami.
Pod koniec roku 1966 tworzył jak w amoku. Na wczesnej liście materiału na jego debiutancki album zgromadzili razem z Pittem ponad trzydzieści piosenek, łącznie z Over the Wall i kilkoma zapomnianymi dziś kompozycjami, jak Say Goodbye to Mr Mind i Lincoln House. Miał ambicje, by zaniechać tradycyjnych instrumentów i iść w stronę orkiestralnego brzmienia, zainspirowanego przełomowym, wydanym latem Pet Sounds Briana Wilsona oraz prostym faktem, że nie miał już swojego zespołu. Gitarzysta Billy Gray odszedł od The Buzz pod koniec listopada, inni dali sobie spokój tydzień później. Ralph Horton, który wciąż pełnił rolę współmenedżera, napisał do Pitta, który wyjechał do Ameryki, a potem do Australii, wyjaśniając, że postanowili zrezygnować z występów na żywo, ponieważ David „nienawidzi sal balowych i dzieciarni”. Co ciekawe, Dek, Chow i John „Ego” Eager zaproponowali, że zostaną w zespole bez zapłaty po ich ostatnim koncercie w Shrewbury 2 grudnia, a także pomogą w nagrywaniu albumu. To wywołało u Davida kolejny potok łez.
Bowie zabrał się do swego wielkiego przedsięwzięcia z opanowaniem i zmysłem organizacyjnym, które wywarły tak wielkie wrażenie na The Manish Boys, wykorzystując swe dwie charakterystyczne cechy: skłonność do ryzyka i genialny zmysł rozdzielania zadań. Zapewnił Mendla i Vernona, że będzie pilnował wszystkich aranżów na płytę – co zazwyczaj było zadaniem powierzanym profesjonalistom. Potem powiedział basiście Dekowi Fearnleyowi, że we dwóch podejmą się tego odpowiedzialnego zadania. Kwalifikacje Fearnleya ograniczały się do odbytych w dzieciństwie lekcji pianina, więc ta perspektywa go przerażała. Jednak David pewną ręką pokierował go na bezpieczne tory. Wyposażeni w wyświechtany egzemplarz Observer’s Book of Music Fridy Dinn, przewodnika po podstawowych instrumentach w orkiestrze, odważnie podeszli do swojego zadania. „To było cholernie trudne – mówi Fearnley. – Wiedziałem, jak czytać nuty, pamiętałem też, że takt składa się z czterech ćwierćnut, ale David nigdy w życiu nie napisał ani jednej nuty. To ja musiałem więc dokonywać zapisu”.
Duet pracował całymi godzinami przy pianinie brata Deka, Deralda: David nucił, Dek zapisywał. Aranżacja Rubber Band była ich pierwszą próbą takiego sposobu pracy. Dziwaczny klimat tej muzyki w stylu Heatha Robinsona19 uwydatnił nietypowy charakter owej piosenki, ale kiedy 14 listopada 1966 roku zaczęła się praca nad samym albumem w Studio 2 Dekki przy Hampstead, ciśnienie poważnie wzrosło. „Mieliśmy bardzo mało czasu – mówi Dek – a przekazywanie naszych zapisków muzykom z Filharmonii Londyńskiej było raczej krępujące!” Do Gwiazdki duet poważnie przekroczył terminy, a Fearnely musiał sam zająć się aranżacją kilku piosenek, w tym The Laughing Gnome. Musiał też wyjaśniać koncepcję muzykom, podczas gdy David obserwował ten proces z reżyserki.
Mike
19
William Heath Robinson, brytyjski rysownik, znany z rysunków ekscentrycznych maszyn, stał się synonimem przesadnie skomplikowanych, ale pomysłowych projektów, w stylu „zrób to sam” – przyp. tłum.