Śledztwo Setnika. Davis Bunn
gwałtownie się zatrzymali. Zwiadowcy karawany ruszyli naprzód, a broń zalśniła w słońcu nad ich głowami. Partowie zawrócili konie i zaczęli uciekać.
Alban nie miał czasu obserwować, co się dzieje na dole. Całą uwagę musiał skupić na jaskini i kłębiących się tam ludziach.
– Jesteście na straconej pozycji! – zakomunikował donośnym głosem. – Rzućcie broń albo zginiecie!
Tuzin dzid i mieczy zabrzęczał, lądując na skale u jego stóp. Alban dał znak swoim ludziom, by podeszli. – Łucznicy, zostańcie w swoich pozycjach! – zakomenderował.
Odwrócił się do Horaksa, który zbierał i liczył ludzi.
– Ilu naszych zginęło?
– Jeden ranny, żadnych zabitych, panie.
Alban poczuł, jak napięcie opuszcza całe jego ciało; poczuł też wysychający na nim pot.
Z doliny rozległy się głośne wiwaty, a Horaks podniósł miecz i wykrzyknął:
– Żołnierze, zasalutujcie swemu setnikowi!
ROZDZIAŁ
PIĄTY
Tego ranka, po powrocie pani z Jerozolimy, Lea weszła do sypialni Proculi i odkryła, że ta już wstała i siedzi na łóżku. Szybko przygotowała perfumowaną wodę do kąpieli i wyjęła świeże szaty.
– Wyglądasz lepiej, pani.
– A jakaż to dla mnie ulga – Procula potarła czoło dłonią. Wciąż była blada, a oczy miała zapadnięte od przecierpianego bólu, ale jej głos brzmiał raźnie. – Chciałabym widzieć się z mężem. Czy jest w domu?
– Tak, ale w tej chwili ma gościa.
Procula podniosła głowę.
– Kogo przyjmuje o tak wczesnej godzinie?
– Zdaje się, że to sprawa wagi państwowej, pani. Zaraz po śniadaniu przyjechał Herod Antypas.
Procula gwałtownie usiadła.
– Herod? Tutaj? Ale dlaczego?
– Nie wiem, pani.
Procula ukryła twarz w dłoniach. Lea zaczęła się obawiać, że to może zapowiadać kolejny atak bólu.
– Pani?
– To nie może oznaczać nic dobrego – Procula opuściła ręce i przyjrzała się Lei z zatroskanym wyrazem twarzy. – Idź, posłuchaj, co mówią i potem zdaj mi relację.
– Ale nie mam powodu, żeby tam wchodzić i im przeszkadzać.
– Niech mój rozkaz będzie twoim powodem.
– Ale pod jakim pretekstem mam tam wejść?
Procula znów potarła czoło. Gdy spojrzała w górę, Lea już wiedziała, że jej pani ma plan. W duchu modliła się do wszelkich bogów, znanych i nieznanych, żeby ten plan miał choćby nikłą nadzieję powodzenia. Jeśli Piłat wyczuje, że jest szpiegowany, jej życie znajdzie się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, nieważnie, czy jest jego bratanicą, czy nie. Fakt, że wykonuje jedynie rozkaz jego żony, wcale jej nie ochroni.
– Pójdziesz im usługiwać. Powiedz, że kazałam ci przynieść im wino. Dla Heroda żadna godzina nie jest na to zbyt wczesna.
– Ale Piłat ma służącego, który podaje wino.
– Pozdrów Heroda w moim imieniu i powiedz, że ja tak nakazałam. Jeśli zabrzmi to niewłaściwie, mąż stwierdzi, że to przez moją chorobę. I zostań tam – mówiła dalej. – Zostań w alkowie za zasłoną, aż zorientujesz się, o czym mówią.
Lea ukłoniła się i odwróciła, cała drżąc. Jej pani kolejny raz potarła czoło.
– Kłopoty. Kłopoty. Niekończące się kłopoty – Lea usłyszała jej mamrotanie.
Lea przesunęła w dłoniach tacę i wstrzymała oddech. Stanęła za szkarłatną zasłoną zakrywającą wejście do komnat Piłata. Wszystkie pałacowe komnaty służące do celów oficjalnych miały okna z widokiem na morze, a o tak wczesnej porze przeciąg był znacznie chłodniejszy. Lea postawiła tacę na stole obok wejścia. Nieznacznym ruchem dłoni udało jej się trochę rozchylić ciężką zasłonę i zobaczyć obu mężczyzn. Żaden nawet nie zerknął w jej kierunku. Piłat chodził po komnacie, a Herod spoczywał na jednym z aksamitnych szezlongów.
Właśnie wziął ze złotej tacy śliwkę i przyglądał się jej od niechcenia.
– Co sądzisz o tych pogłoskach?
Piłat nadal chodził w tę i z powrotem.
– Nie wiem.
– Wolałbym, żebyś jednak usiadł. Strasznie trudno się rozmawia z kimś, kto cały czas się rusza.
Piłat opadł na krzesło. Z ukrycia wydawało się Lei, że jego oczy są pociemniałe i udręczone.
– Szczerze powiedziawszy – rzekł Herod – wyglądasz upiornie. Jesteś chory?
Piłat potarł twarz ręką.
– Nie spałem dziś w nocy.
– Więc jednak cię to trapi?
Przez chwilę nie było odpowiedzi. Potem minimalnym skinieniem głowy Piłat przyznał:
– To i Procula. Jej zdrowie jest zagrożone i to właśnie przez to samo niebezpieczeństwo.
– To ty dowodzisz. Jeśli sprawy wymykają się spod kontroli, masz władzę, żeby naprawić sytuację.
– Prawda, ale pod warunkiem, że wiem, z kim walczę – Piłat znowu wstał i podszedł do okna. – Teraz nie wiem, co jest tym niebezpieczeństwem, więc jak mam w nie uderzyć?
– Niebezpieczeństwo stanowią fanatycy, którzy twierdzą, że syn tego cieśli jest ich Mesjaszem i wymyślają te wszystkie niestworzone opowieści, żeby to uwiarygodnić – Herod pochylił się do przodu, aż z jego szat wypadło kilka winogron i poturlało się po wzorzystych kafelkach u jego stóp. – Oni chcą nas zniszczyć. Jeśli uda im się doprowadzić do buntu, obaj będziemy w tarapatach.
– A skąd to wiesz? – ton Piłata był ostry jak sztylet przypasany do jego boku.
– Bo oni tak działają. Zawsze sprawiają kłopoty. Nie ma sensu…
– Więc nie masz dowodów? To tylko domniemanie? – nie doczekawszy się odpowiedzi Heroda, Piłat odwrócił się do okna. – Moje noce są pełne udręki i zmartwień – kontynuował. – Musimy się dowiedzieć, co oni planują. Ale nie znalazłem nikogo, kto byłby skłonny ze mną pomówić. Z tobą, jak przypuszczam, też nie, i stąd ta nasza rozmowa.
– Musimy się jakoś dostać do ich kręgu.
– Znaczy, zinfiltrować ich szeregi.
– Wejść do ich społeczności. Tak. Potrzebujemy szpiega – Herod przez długą chwilę patrzył na rozmówcę. – Z pewnością możesz, panie, rozwiązać ten problem. Wystarczy złoto. Zawsze znajdzie się mnóstwo wieśniaków, którzy zrobią wszystko za określoną cenę.
– Potrzebujemy prawdy, a nie kolejnych bajek za łapówkę.
– To jakie proponujesz rozwiązanie?
Piłat znów zaczął chodzić po komnacie.
– Jest taki setnik, o imieniu Alban, który podobno ma znajomości w społeczności judejskiej w pobliżu Kafarnaum.
– Zaufałbyś