Śledztwo Setnika. Davis Bunn
jestestwo buntowało się przeciw tej wiadomości. Z pewnością judejscy przywódcy wiedzieli, że nie mają żadnego legalnego powodu, by ukrzyżować tego człowieka.
Młody Jakub żył dzięki Prorokowi – co do tego Alban nie miał wątpliwości. Chłopak był bardzo chory. Lekarze zrobili, co mogli, ale bez skutku, i powiedzieli, że umrze przed zmrokiem. Alban był zdesperowany. Wielu szeptało, że za bardzo się przejmował losem zwykłego służącego, zwłaszcza, że był to tylko judejski chłopak, pochwycony w bitwie z bandytami. Tak, w świetle prawa Alban był jego właścicielem. Ale gdzieś w środku wiedział, że tak naprawdę całym sercem jest za tym chłopcem. Nie miał pojęcia, dlaczego darzy tę sierotę sympatią. Jego własna rodzina niczego go nie nauczyła w sprawach miłości. A jednak wiedział, że za tego chłopca oddałby własne życie.
Z ciemności usłyszał delikatny szept:
– Panie?
Odwrócił się do niższej sylwetki majaczącej w ciemności.
– Tak, Jakubie?
Chłopak wszedł w krąg światła.
– Słyszałem, jak żołnierze mówili o Proroku. Czy On naprawdę nie żyje?
Głos Albana zabrzmiał szorstko:
– Tak mówią.
– Ten Jezus, który mnie uzdrowił?
– Ten sam.
– Ale dlaczego? Czy zrobił coś złego?
– Nie znam powodów. Ale jednego jestem pewien: On czynił tylko dobre rzeczy. Spójrz na siebie. Jesteś zdrowy i silny.
– To dlaczego…? – głos chłopca załamał się.
Alban dotknął ramienia Jakuba. Poczuł, jak szczupłe ciało chłopca drży. Nie miał pojęcia, co powiedzieć, by go pocieszyć. Odsunął się i znów przybrał rolę dowódcy.
– Przygotuj się. Wkrótce ruszamy z misją.
Wyruszyli w blednącym świetle księżyca, godzinę przed świtem. Alban prowadził swój oddział jadąc konno. Jego zastępca był jedynym oprócz niego jeźdźcem. Horaks prowadził straż tylną. Jakub truchtał u boku Albana, trzymając się jedną ręką jego prawego strzemienia. Chłopak miał dopiero dwanaście lat; był o wiele za młody, by brać udział w takiej operacji, ale dziś jej sukces zależał od jego wiedzy i znajomości.
Poruszali się pośpiesznie i cicho. Zeszli do pierwszej doliny w Golan. Nocne powietrze niosło niewyraźny zapach daktylowców i drzew oliwnych. Po prawej stronie na wietrze drżał młody jęczmień.
Alban rozejrzał się po okolicy. Wiatr w ciągu wieków wyrzeźbił w tych wąskich wąwozach dziwaczne kształty. Większość dolin tworzyła prawdziwe więzienia, które wiły się długo i nie prowadziły nigdzie indziej jak z powrotem do punktu wyjścia. Tylko kilka z nich otwierało drogę do Syrii. Na południe od nich, przez najprostszą i najszerszą dolinę, biegła droga do Damaszku. Partyjscy bandyci ostatnio stawali się coraz śmielsi – atakowali na tym bezludnym obszarze, a potem znikali w tajemnych dolinach.
Oddział zwrócił się na północ, wchodząc do wąwozu, o którym Alban wiedział, że prowadzi donikąd. Daleko na horyzoncie świt malował mały skrawek nieba. W dole jęczał wiatr. Gdy ściany skalne się ścieśniły, Alban spytał chłopaka:
– Jesteś pewny, że to tu wyznaczył spotkanie?
– To jest otchłań – powiedział Jakub, szybko kiwnąwszy twierdząco głową.
Koń Albana spłoszył się i zarżał, gdy jakiś mężczyzna nagle pojawił się na półce skalnej nad ich głowami. Pasterz wyszczerzył zęby w uśmiechu na widok zaskoczonych żołnierzy. Alban przyjrzał się skale i zrozumiał, że to, co brał za jeszcze jeden poranny cień, tak naprawdę było jaskinią. Żołnierz stojący bezpośrednio za nim wymamrotał:
– To miejsce jest stworzone na śmiertelną zasadzkę.
Jakub zwrócił twarz w górę ku Albanowi i rzekł:
– Panie, to jest ten człowiek, o którym ci mówiłem.
Alban gestem powitał pasterza.
– Jak cię zwą?
– Samuel, syn Izmaela. A ciebie?
– Jestem Alban.
– Czy to rzymskie imię?
– Nie. Pochodzę z Galii.
– Nie znam tej krainy.
– Jest daleko na północnym zachodzie, poza granicami Rzymu.
– Ale walczysz dla Rzymu.
– Od trzech pokoleń jesteśmy rzymską prowincją.
Pasterz skrzywił się z pogardą dla wszelkich podbitych ludów. Alban uśmiechnął się ukradkiem. Ten człowiek był odziany w nędzne ubranie i kurz, lecz nosił się niczym książę. Tę cechę Alban dostrzegł już wśród wielu Judejczyków mieszkających z dala od miast. I była to jedna z rzeczy, którymi Rzymianie najbardziej pogardzali. Jak ci nieokrzesani wieśniacy śmieli afiszować się ze swoją niepodległością przed imperium, które podbiło niemal cały znany dotychczas świat!
Na czarnej brodzie pasterza o twardej, ciemnej skórze i szerokich barkach zaczynały przeświecać pierwsze pasemka srebrzystej siwizny.
– Partyjscy bandyci kradną mi owce.
– W takim razie mamy wspólnego wroga.
Alban obserwował, jak Samuel dokonuje oględzin rzymskiego oddziału. Jego wzrok zatrzymał się dłużej na ręce Jakuba spoczywającej spokojnie na strzemieniu Albana. Ludzie Albana stali w bezruchu tak jak ich dowódca. Pasterz najwyraźniej odnalazł to, czego szukał, bo powiedział:
– Zostawcie konie tutaj.
Stojący z tyłu Horaks sprzeciwił się ochrypniętym głosem:
– Ale ten wąwóz donikąd nie prowadzi!
Ciemne oczy pasterza zalśniły humorem:
– Tak samo jak na tej skalnej półce był tylko cień, czyż nie?
Alban dał znak podniesioną ręką, po czym zsunął się z siodła.
– Chłopcze, trzymaj się blisko mnie – powiedział do Jakuba.
Pasterz powiódł ich dalej w głąb szczeliny. Wąwóz wił się długo, aż w końcu rozgałęził się na trzy części. Wiatr nie miał tam dostępu, a słońce dochodziło jedynie przez kilka chwil w ciągu dnia, więc kamienne ściany pozostawały chłodne. Mimo to Alban pocił się obficie. To był świetny teren na zasadzkę. Kamienie lub strzały wypuszczone z góry nie pozostawią nikogo przy życiu. Pasterz bez wahania skręcił w prawą szczelinę, tak wąską, że mężczyźni musieli iść pojedynczo.
Sto kroków dalej szczelina otwierała się, tworząc jakby płytką misę. Piaszczyste podłoże miało czerwoną barwę zachodzącego słońca i Alban czuł pod sandałami, że wciąż jest ono chłodne. Nie było tu życia. Nic tu nie rosło. Wysoko nad głowami hulał poranny wiatr.
– Jak dotąd tylko do tego miejsca zapuścił się jakikolwiek człowiek z zewnątrz – rzekł pasterz i wskazał na Jakuba. – On mówi, że można ci zaufać. Ale to twój niewolnik i mógłbyś go zmusić, żeby powiedział, cokolwiek zechcesz.
– Pytałeś o mnie na rynkach?
Pasterz odparł niechętnie:
– Moja żona pytała.
– Co jej powiedziano?
– Że jesteś przyjacielem Judejczyków – ton pasterza sugerował,