Śledztwo Setnika. Davis Bunn

Śledztwo Setnika - Davis  Bunn


Скачать книгу
się tak spokojne, podczas gdy w jej piersiach kłębił się chaos.

      Po dłuższej chwili Dorit powiedziała:

      – Mówią, że ten setnik pochodzi z północy, z Galii.

      Lea podeszła i usiadła na ławce.

      – Czy to źle?

      Dorit wydęła usta.

      – Z mężczyznami to trudno powiedzieć. Tak czy inaczej, jest obcokrajowcem, któremu udało się osiągnąć rangę setnika. I jest synem naczelnika, choć oczywiście nie pierworodnym. Jaki naczelnik wysłałby swego pierworodnego w tak zapomniany kąt imperium? Ale ci zagraniczni wodzowie mają więcej dzieci niż jest ziaren w owocu granatu. Co im za różnica: jeden mniej czy więcej?

      Z łaźni na dole dało się słyszeć śmiech. Uszom Lei dźwięk ten wydał się nieokrzesany. Mężczyźni! – pomyślała.

      Dorit ciągnęła dalej:

      – Mówią, że ten setnik jest zarówno dobrym przywódcą, jak i wojownikiem. To oznacza, że prawdopodobnie był postrzegany jako zagrożenie wobec pierworodnego brata. Łatwo byłoby zabić go we śnie, takie rzeczy często się zdarzają. Ale jednak znalazł się tutaj. Słyszałam, że on ma tylko dwadzieścia cztery lata.

      – A jakie to ma znaczenie?

      Lea ledwie usłyszała swój własny głos.

      – Pamiętaj, że on nie jest synem rzymskiego generała. Ten Alban okazał się wystarczająco dobrym wojownikiem, by awansować. Jego ojciec musi być z niego dumny, a jego starszy brat powinien się go bać – Dorit zachichotała z uciechy. – Bez wątpienia ten Gall chce cię użyć jako szczebla w karierze w kierunku Rzymu. Może się okazać, że do siebie pasujecie.

      Lea zacisnęła ręce wokół talii, lecz nie zdołała do końca powstrzymać dreszczu.

      – Nic nie wiem o jego zamiarach. W ogóle go nie znam…

      – Ani on ciebie. Jakie to ma znaczenie?

      – A co z miłością?

      – Ba! Miłość jest dla poetów i książąt. Co do takich jak my, musimy mieć nadzieję na jutro pozbawione bólu.

      Dorit musiała zauważyć smutek w oczach Lei, gdyż jej głos złagodniał.

      – Kochanie, posłuchaj mnie uważnie. Musisz odrzucić te bezproduktywne marzenia o miłości i szczęściu. I musisz zacząć planować.

      ROZDZIAŁ

      CZWARTY

Galilea, dziesięć dni po święcie Paschy

      Podczas zmiany wartowników, dwie godziny przed świtem, Alban już nie spał. Wstał z posłania, podniósł swój krótki miecz ważąc go w dłoni, po czym wyszedł w ciemność nocy. Tak jak wielu innych zdolnych oficerów, źle znosił czekanie, zwłaszcza gdy kolejny dzień niósł ze sobą tak wielkie niebezpieczeństwo.

      Idąc bez pośpiechu, zlustrował garnizon. Dowodził solidnie zbudowaną fortecą rzymską, położoną na największym wzgórzu pomiędzy jeziorem Galilejskim a wzgórzami Golan, dwanaście mil na północny wschód od Kafarnaum. Centralne podwórze, otoczone prostymi konstrukcjami z kamieni i drewna, obejmowało dziedziniec, baraki, łaźnie i kwatery wyższych rangą żołnierzy.

      Jako setnik Alban miał do własnej dyspozycji kilka prostych komnat. Gdy wrócił do siebie, spostrzegł, że Jakub przygotował na stole śniadanie i zniknął z powrotem we wnętrzu domu. Dwóch głównych oficerów Albana stało przy ognisku strażników i udawało, że na niego nie patrzą. Znali jego zwyczaje. Przed bitwą koniecznie chciał być sam. Słuchali go nie tylko dlatego, że był ich dowódcą, ale dlatego, że stanowił rzadkość – był rzymskim setnikiem, który dbał o to, by jego ludzie wracali z bitwy żywi.

      Przed świtem powiał chłodny, kwietniowy wiatr. Księżyc świecił jasno i mocno; do pełni brakowało pięciu dni. Alban patrzył na horyzont i na pobliskie tereny, obmyślając plan dnia. Wiele zależało od tego, czy dopilnuje każdego szczegółu.

      Myślami przebiegł taktykę bitwy, którą miał stoczyć, a potem popłynęły one do spodziewanej nagrody. „Nagroda” miała na imię Lea i była bratanicą Piłata. Choć nigdy w życiu jej nie widział, wiedział już wiele o tej kobiecie. Lea służyła w domu Piłata, bo jej rodzina została okryta hańbą, a fortuna przepadła. Wiedział, że jest od niego pięć lat młodsza, czyli posunięta w latach jak na niezamężną kobietę z rzymskiej arystokracji. Słyszał, że nie jest postrzegana wedle rzymskich standardów jako szczególnie atrakcyjna. Była wysoka i silna, podobno niezwykle inteligentna, cicha i powściągliwa. Informator posunął się do stwierdzenia, że jej nos jest zbyt prosty, usta zbyt pełne, spojrzenie zbyt przeszywające. Albana mało obchodziły takie błahostki, a przynajmniej obchodziły go mniej niż perspektywa wżenienia się w rodzinę gubernatora.

      Alban był ambitny. Poprosił Piłata o rękę tej kobiety, by osiągnąć własne cele. Teraz był przydzielony do służby w zapomnianym garnizonie na granicy dwóch mało ważnych prowincji, ale miał w sobie determinację, by zajść dużo dalej – może nawet do samego Rzymu. Ta kobieta świetnie się nada do osiągnięcia owego celu – pod warunkiem, że dziś mu się powiedzie.

      Jego dwaj oficerowie wstali od ogniska dokładnie wtedy, gdy ruszył ku wejściu. Strażnik odsunął rygle i otworzył bramę, wpuszczając oddział pokrytych pyłem mężczyzn. Zasalutowali zbliżającemu się Albanowi, dysząc przy tym głośno. W świetle pochodni nogi żołnierzy, zakurzone pyłem z drogi, wydawały się białe, jakby pokryte kredą.

      – Przynieście im wody – powiedział Alban do strażnika. Następnie zapytał dowódcę oddziału:

      – Jakie wieści?

      – Jak rozkazałeś, czekaliśmy na potwierdzenie – odpowiedział zdyszany podwładny. – Karawana wjedzie do niebezpiecznego rejonu przy drodze do Damaszku nim nastanie południe.

      Alban gestem przywołał sierżanta:

      – Budź żołnierzy.

      Dowódca oddziału dostał wiadro wody od wartownika i pił łapczywie. Podał je dalej swoim żołnierzom, wytarł usta i dodał:

      – Piłat wrócił do Cezarei.

      Alban zmarszczył brwi. Tego się nie spodziewał. Gdy Judejczycy obchodzili ważniejsze święta religijne, Piłat zostawał w Jerozolimie, by swoją obecnością dawać do zrozumienia, że Rzym nie pozwoli na żadne zamieszki. Judejczycy przybywali tam z Rzymu, Babilonu, Damaszku, Aleksandrii, a nawet z Galii, ojczyzny Albana. Przez cały okres świąteczny Jerozolima pękała w szwach, ponieważ wiele rodzin, które przyjeżdżały na Paschę, zostawało tam na Szawuot, Święto Tygodni, przypadające pięćdziesiąt dni później. Ryzyko buntu nigdy nie było większe niż w tym czasie.

      – Czyli w mieście panuje spokój?

      – Były pogłoski o jakiejś rewolucji. Gubernator postawił w stan gotowości cały garnizon. Judejscy przywódcy winią za te problemy Proroka.

      Alban przysunął się o dwa kroki, żeby być bliżej rozmówcy.

      – Tego Jezusa?

      – Tego samego. Sanhedryn groził buntem, jeśli Piłat nie każe Go ukrzyżować.

      To był dla niego cios. Rabbi traktował Kafarnaum jako swoją bazę i nawet uzdrowił ulubionego sługę Albana, młodego Jakuba.

      – Czyli nie żyje?

      – Niebo było bezchmurne, ale kiedy Prorok wydał ostatni oddech na krzyżu, nagle rozpętała się burza – dowódca oddziału szybko uczynił znak przeciw złemu urokowi.

      Alban


Скачать книгу