Odwet. Zbigniew Lubieniecki

Odwet - Zbigniew Lubieniecki


Скачать книгу
owocowymi. Przez kilka dni od świtu do zmroku trwała strzelanina, której ja dzielnie sekundowałem z flowera. Pozwalali mi również strzelać z karabinka, ale ten mocno kopał i potem bolało mnie ramię. Wieczorem spuchło i nie mogłem ruszyć ręką. W tym czasie normalnie chodziłem, a raczej nie chodziłem do szkoły.

      Najwięcej czasu spędzałem w preparatorium muzeum – w wielkiej szopie z dużymi oknami położonej tuż obok głównego budynku. Przesiadywałem tam przeważnie z Januszem. Preparatorium było dla mnie krainą, którą nie potrafiła stać się szkoła. O wszystkim, co tam było, dowiadywałem się wciąż czegoś nowego. Zwykła gąsienica zdjęta z główki kapusty, o której wiedziałem, że przeradza się w motyla bielinka, stawała się obiektem, przy którym spędzałem całe godziny, dni. Preparator uczył mnie zdejmować skórki z ptaków i zwierzątek, preparować je, wypychać, prasować ćmy i motyle. Mając siedem lat, potrafiłem tak zakonserwować salamandrę, aby złociste plamki na jej skórze nie utraciły barwy. Preparator nie kontrolował tego, co zrobiłem. Jego zaufanie nie pozwalało mi niczego zaniedbać. O ile zachowały się do tej pory wszystkie eksponaty w muzeum, to wiele z nich było preparowanych rękami siedmioletniego chłopca. Preparator przy opisie eksponatu umieszczał datę wykonania i nazwisko wykonawcy, z czego byłem niezmiernie dumny.

      Preparator był jeszcze młodym człowiekiem. Po ukończeniu studiów przyrodniczych pisał pracę doktorską o faunie i florze Pienin, pracując jednocześnie w muzeum. W wolnych chwilach malował, co jednak starał się ukryć przed ludźmi. Dzięki niemu poznałem twórczość Leonarda, Michała Anioła, Rembrandta, van Gogha, Rubensa, Tycjana, El Greca, Goyi, Ajwazowskiego, Riepina, Matejki i wielu innych. Szczególnie Rembrandt wywierał na mnie bardzo silne wrażenie, preparator posiadał wielką, własnoręcznie wykonaną, kopię Lekcji anatomii. Przez długi czas obraz ten prześladował mnie dniem i nocą.

      Do nadleśnictwa codziennie przychodzili gajowi. Byłem z nimi w wielkiej komitywie. Bardzo często brali mnie na obchód lasów. Początkowo, prawdę mówiąc, czynili to niechętnie, gdy jednak przekonali się, że w czasie obchodu nie ma ze mną kłopotu, brali mnie coraz chętniej. Najczęściej wybierałem się z gajowym Gabrysiem ze Szczawnicy. Jego rewir tworzył jakby wnętrze wielkiej litery C, ponieważ takim kształtem ograniczał go Dunajec. Na wygięciu tej litery leży Szczawnica, a na dolnym ramieniu Krościenko. Był to najpiękniejszy zakątek Pienin – centrum Parku Narodowego. Przyjemnie było chodzić z nim i tak wiele nowego mogłem się dowiedzieć. On to po raz pierwszy wprowadził mnie do groty Janosika i do innych pieczar pienińskich. Czy nie lepsze, nie bardziej pożyteczne były te wędrówki od nudnego wysiadywania w szkole?

      W górach niedaleko Trzech Koron jest zamek, a raczej ruiny zamku św. Kingi24. Jedynie kilka cel zachowało się, a w nich zamieszkał pustelnik25. Ojciec znał go jeszcze z wojska. Na pustelnię zaprowadziła go podobno nieszczęśliwa miłość. Kochał, mieli się pobrać po skończonej wojnie. Nie doczekała się, wyszła za innego, ot i pustelnik gotów. Ojciec odwiedzał go często i niejednokrotnie zabierał mnie ze sobą. Później chodziłem do pustelni sam. Pustelnik czasem opowiadał mi o swoim pobycie w wojsku. Mówił także o poprzedzających wojsko podróżach po całym niemal świecie. Jego opowieści kazały mi tęsknić za czymś, czego jeszcze nie znałem. Opowiadał o duszy ludzkiej, o Bogu, o przyrodzie. Potrafił mówić tak pięknie, jak nikt dotychczas. Pustelnik latem utrzymywał się z herbaty, którą sprzedawał często tu zaglądającym letnikom. Do swych cel nie wpuszczał jednak nikogo poza najbliższymi. Goście mieli wstęp jedynie do refektarza. Była tu wielka pamiątkowa księga, do której wszyscy mogli się wpisywać. W drugiej celi była biblioteka, w której było mnóstwo starych ksiąg i bezcennych, jak mówił ojciec, rękopisów. Pustelnik pracował podobno nad historią tego zamku i innych zamków z pogranicza Spiszu i Orawy.

      Krościenko miało jeszcze jednego pustelnika. Był to góral, który mieszkał w Krościenku i był dosyć zamożny, a później rozdał krewnym wszystko, co posiadał, wybudował chatkę daleko w górach, zabrał ze sobą kilkanaście owiec i na stałe zamieszkał na odludziu. Na życie zarabiał introligatorstwem. Wiem, że nam oprawił kilkaset książek, poza tym nic więcej o nim nie mogę sobie przypomnieć. To jeszcze tylko pamiętam, że bez przerwy przytaczał wersety z Pisma Świętego, skażając je przy tym niesamowicie. Ludzie mówili, że jest owczarzem, że ma czarną księgę, którą czyta o północy przy świetle świecy z trupiego sadła i że owce pasie mu Turoń26.

      W wieku lat siedmiu po raz pierwszy zakochałem się. Co ważniejsze, nie w jednej, lecz w trzech naraz. Pierwsza (pierwszeństwo należało się jej z wieku i z urzędu) była moja nauczycielka, panna Anna Madejówna. Druga była sąsiadka z klasy, Marylka Lewkowicz, i wreszcie trzecia, również moja rówieśniczka, Helenka Maniówna. Jeżeli chodzi o nauczycielkę, to wkrótce ostudziła moją miłość, wychodząc za mąż. Przeżywając tę pierwszą tragedię miłosną, nie zaniedbywałem jednak obowiązków wobec pozostałych dam mojego serca.

      Tak już się składa, że w każdej niemal okolicy istnieje jakiś nieszczęśliwiec będący niespełna rozumu. Nazywają ich po prostu wariatami. Zazwyczaj służą jako pośmiewisko dla tych, którzy uważają się za bardzo mądrych. W Pieninach było ich coś ze czterech. Trzej byli spokojni, nieszkodliwi, nieraz bardzo śmieszni. Takimi przynajmniej się wydawali. Czwarty pochodził z Niżnych Sromowiec, był furiatem. Opowiadano o nim historie, od których skóra cierpła. Nie bardzo wiedziałem, o co chodzi, dopiero później zrozumiałem, że gwałcił kobiety.

      Sam stałem się świadkiem takiej właśnie sceny. Nic z tego nie rozumiałem, byłem pewny, że wariat chce tę dziewczynę udusić. Pobiegłem do pobliskiej wioski i narobiłem alarmu. Ponieważ bardzo zmęczyłem się biegiem i nie miałem sił prowadzić, jakiś gazda chwycił mnie na ręce i pobiegł z innymi we wskazanym kierunku. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Zerwał się, gdy byliśmy parę kroków od niego. Kilku górali z wrzaskiem pobiegło za nim, a sołtys i ten, który mnie trzymał na ręku, pozostali. Dziewczyna leżała nieruchomo, a spod porwanej koszuli widać było wielkie, jędrne piersi. Spódnica, a raczej jej strzępy, była zwinięta i dopiero pod piersiami tworzyła wałek. Na nagich udach znać było ślady krwi, a po pachwinie sączyła się cieniutka jak tasiemka szkarłatna strużka. Nogi były szeroko rozrzucone, a przez ciało co chwilę przebiegało coś jak dreszcz.

      – To nie od nos, to z Tylki – orzekli przyglądający się górale.

      – Ona z Krośnicy – rozstrzygnął sołtys.

      Gdy to usłyszała, usiadła. Potem zakryła twarz rękoma i zaczęła zawodzić.

      – Co bedzies płakać – ofuknął ją sołtys. – Jajdanie ci nie pomoze. On, chocia i gupi, harny je. Musi co cie wyobrocoł, jaze hej.

      – Oj, ludzie nie śmiejta sie. On na mie napod, ten zbój, ten płanetnik, ten zły.

      Wstała. Przód spódnicy był cały wydarty. Nic nie osłaniało jej ciała. Starała się jakoś zakryć, ale bez skutku. Wrócili chłopi, którzy gonili wariata. Stali teraz wszyscy i przyglądali się jej z nietajoną ciekawością. Ona już nawet się nie osłaniała. Prosiła tylko, aby nic nikomu nie mówili, bo ludzki śmiech jej przejść przez wieś nie pozwoli. Ten, który trzymał mnie na ręku, nareszcie postawił mnie na ziemi.

      – Prowda – orzekł sołtys – ani pary z pyska. Kto nie oscymo ozora, tego…

      I tu zrobił wymowny ruch kijem. Górale potwierdzili, splunęli i poszli.

      Bardzo się wstydziłem jej nagości, ale jednocześnie męczyło mnie pytanie, co on jej właściwie zrobił.

      – A ty tu co? – zapytała.

      – Ja… Ja pobiegłem po ludzi,


Скачать книгу

<p>24</p>

Zamek Pieniński – ruiny zamku pod wierzchołkiem Zamkowej Góry, wybudowanego na półce skalnej, z natury obronnej. Współcześni badacze twierdzą, że do budowy zamku przystąpiono około 1280 r., a zleceniodawczynią budowy była najprawdopodobniej św. Kinga, córka króla Węgier Beli IV, żona polskiego władcy Bolesława V Wstydliwego.

<p>25</p>

Wincenty Władysław Kasprowicz (1897–1974) – zakonnik, pustelnik pieniński, żołnierz I wojny światowej i powstania wielkopolskiego, zajmował się turystyką.

<p>26</p>

Wywodząca się z pogańskich wierzeń starosłowiańskich maszkara przedstawiająca czarne, rogate i włochate zwierzę z kłapiącą paszczą. Występuje w obrzędach kolędniczych.