Hayden War. Tom 5. Za wszelką cenę. Evan Currie

Hayden War. Tom 5. Za wszelką cenę - Evan Currie


Скачать книгу
nogi nie chciały jej tam nieść. To było uczucie obce Sorilli i wcale jej się nie podobało. Z każdym krokiem wahała się coraz bardziej.

      Wiedziała, że Tara będzie chciała rozmawiać. A rozmowa była ostatnią rzeczą, jakiej Sorilla teraz pragnęła. Była ostatnią rzeczą, jakiej pragnęła od dłuższego czasu, od momentu, kiedy Aleksiej powiedział jej o losie Walkirii.

      Później słyszała plotki, szepty, niektóre od ludzi w mundurach, ale głównie krążące wśród cywilnej załogi „Socratesa”. Mówiono, że była Jonaszem, kimś, kto przynosił pecha każdemu, z kim podróżowała. Oczywiście nikt nie traktował tego całkiem poważnie, ale astronauci byli prawie tak samo zabobonni, jak ich przodkowie pływający pod żaglami.

      Nawet ona sama nie była w stanie całkowicie pozbyć się tej myśli. A jeśli ona zastanawiała się nad tym, w jaki sposób przeżyła w obliczu tylu śmierci, to czemu miałaby się dziwić innym?

      Nie, Sorilla nie miała ochoty na rozmowę.

      Nie chciała wysłuchiwać, jak ktoś, kto o niczym nie ma pojęcia, mówi, że to nie jej wina. Nawet gdyby była z Walkirią, to co, do cholery, mogła zrobić? Była instruktorem bojowym, a nie specjalistą od walki w przestrzeni. Walkiria dysponowała najlepszymi, jakich zaoferować mogła Organizacja Solari, a i tak w ostatecznym rozrachunku to nie pomogło. Co więc mogła uczynić świeżo promowana porucznik Wojsk Specjalnych?

      Nie, doskonale wiedziała o tym, że to nie była jej wina, co nie zmieniało faktu, że straciła dwie pełne grupy zadaniowe, do których została przydzielona. W pierwszym przypadku ocalała tylko ona, w drugim tylko jeszcze kilka osób.

      Pierwszy raz to wypadek, drugi – zbieg okoliczności.

      Jednak gdzieś w głębi duszy Sorilla bała się. Była przerażona. Nie chciała, aby zbieg okoliczności przerodził się we wzorzec.

      Szczerze wątpiła, czy przetrwałaby coś takiego.

      * * *

      Korytarz na zewnętrznej pętli był pusty, szybkie kroki Sorilli, kierującej się do miejsca dokowania „Socratesa”, odbijały się echem. Nie była na pokładzie tego statku od chwili, kiedy dostarczył ją na Haydena. Kilka razy odwiedziła planetę, spędzając dnie, a nawet tygodnie w dżungli. Jednak w większości przebywała na stacji.

      Teraz jednak poczuła głęboką, wewnętrzną potrzebę. Długo ją zagłuszała, ale wiedziała, że wkrótce musi ponownie wyjść na polowanie, inaczej zrobi komuś krzywdę.

      Teraz musiała jednak porozmawiać z Aleksiejem.

      Na myśl o nim na jej ustach pojawił się lekki uśmiech. Tak naprawdę nie był w jej typie, jeśli już miałaby coś kategoryzować. Miała także pewność, że sama nie była w jego. Nie wiedziała zupełnie, dokąd ich to zaprowadzi, ale tego nie wiedziała na początku żadna para.

      Gdyby kazano jej rozłożyć broń lub wygłosić wykład z taktyki wojny partyzanckiej, nie miałaby z tym kłopotu, ale pytania o sprawy sercowe? No cóż, nigdy nie była takim typem kobiety. Każdy jej krok odbiegał od utartych schematów i nie spodziewała się, by w najbliższym czasie miało się to zmienić.

      Poza tym Aleksiej był zabawny i na każdym kroku stanowił dla niej wyzwanie. Całkowicie różnił się od większości mężczyzn, z którymi miała do czynienia, może poza obsesją na punkcie sprawności fizycznej, która niewiele odbiegała od jej własnej. Uważał, że przemoc niczego nie rozwiązuje, i twardo bronił swoich racji, co bardzo jej się podobało, a jednocześnie bawiło. Jej zdaniem przemoc była rozwiązaniem ostatecznym, tak skutecznym, że powinno się ją stosować w bardzo przemyślany sposób.

      Niektórych problemów nie dało się rozwiązać, należało je wyeliminować. I wtedy właśnie nadchodził czas przemocy.

      Aleksiej Petronow był jednak silnym mężczyzną o zdecydowanych poglądach, których stanowczo bronił.

      A to bardzo jej odpowiadało.

      – Pani major.

      Sorilla nie musiała się oglądać, by wiedzieć, że mówiący jest marynarzem, cicho poruszającym się po pokładzie. Coś w służbie na okrętach sprawiało, że członkowie załóg poruszali się z niezwykłą gracją. Prawdopodobnie chodziło o ciągłe zmiany grawitacji. Albo nauczyło się je kompensować, albo miało się mnóstwo siniaków.

      Szybko sprawdziła mówiącego za pomocą połączenia między implantami.

      – O co chodzi, poruczniku? – spytała, nie zwalniając kroku.

      – Admirał Ruger i generał Codwell chcieliby zamienić z panią kilka słów.

      Teraz zwolniła. Nie znała Rugera, ale o Codwellu słyszała sporo, chociaż jeszcze nie spotkała się z nim osobiście. Miał opinię apodyktycznego, a przed wstąpieniem do SOLCOM służył jako rangers. Sorilla odnosiła wrażenie, że nie pałał do niej sympatią.

      Odwróciła się w stronę porucznika, młodego chłopaka.

      – Czy raczyli powiedzieć, o co chodzi?

      – Nie, ma’am.

      – Plik z rozkazem? – spytała, wyciągając rękę.

      Istniało niewiele powodów, dla których wysłano osobę, a nie elektroniczne polecenie stawiennictwa. Jednym z nich były zakodowane pliki z rozkazami, przenoszone często przez posłańca, a możliwe do odczytania tylko przez adresata. Taki plik udzieliłby jej jakichś informacji.

      – Nie, ma’am. Rozmowa osobista.

      Sorilla spojrzała na oficera, myśląc gorączkowo. Nie znajdowała żadnego powodu, dla którego mogłaby być wzywana na tego typu rozmowę.

      „No cóż, jest tylko jeden sposób, aby się przekonać”.

      – Proszę prowadzić, poruczniku.

      – Aye, ma’am.

      * * *

      Sorilla weszła do pokoju konferencyjnego, zauważając, że jest on zaciemniony. Jej implanty natychmiast to skompensowały, więc jeśli celem zaciemnienia było wprawienie jej w zakłopotanie, to gospodarze najwyraźniej nie czytali jej akt.

      Podeszła do stołu, stanęła na baczność i zasalutowała.

      – Major Aida. Melduję się zgodnie z poleceniem.

      – Spocznij, majorze – powiedział generał Codwell. – A właściwie to proszę usiąść. Nasze spotkanie może chwilę potrwać.

      Sorilla zatrzymała się w pół ruchu do przyjęcia postawy swobodnej i usiadła.

      – Zna pani admirała Rugera? – spytał generał, wskazując mężczyznę w białym mundurze wyjściowym marynarki.

      – Nie, sir.

      – Admirał odpowiedzialny był za zbieranie informacji o ruchach przeciwnika, poglądach politycznych i cały ten bałagan związany z obcymi rządami – wyjaśnił Codwell. – Wie pani, o czym mówię.

      – Tak, sir.

      Wiedziała także, że takie ustalenia stanowiły pierwszy krok przed akcją. Należało się dowiedzieć jak najwięcej o rządach, z którymi miało się do czynienia, ponieważ bez tego nie dało się określić dokładnie sposobu działania.

      – Admirał wrócił właśnie z zespołem dyplomatycznym, jego meldunek leży przed panią.

      Sorilla opuściła wzrok, zauważając nośnik danych na stole, ale nie wykonała żadnego ruchu.

      – Ma pani wystarczające uprawnienia, by to przeczytać – powiedział generał z ledwie zauważalnym uśmiechem.

      – Tak jest.

      Sorilla


Скачать книгу