Hayden War. Tom 5. Za wszelką cenę. Evan Currie

Hayden War. Tom 5. Za wszelką cenę - Evan Currie


Скачать книгу
Nietrudno się domyślić – odparła, marszcząc brwi. – To nie jest moje zwykłe zajęcie, sir. Zazwyczaj kiedy się pojawiam, na dyplomację jest już za późno. Zakładam, że podczas tego zadania nie będę występować w mundurze…

      – Źle pani zakłada. Dołączymy panią do ochrony korpusu dyplomatycznego – wyjaśnił Ruger. – To pozwoli pani gościć w większości miejsc, w których będzie ambasador, i w kilku, w których jej nie będzie. Pracuje więc pani w mundurze, a jeśli nadepnie pani komuś na odcisk, od tego właśnie są ambasadorowie.

      Sorilla przez chwilę mu się przyglądała, rozważając, co powiedział. Oblizała usta, starając się znaleźć właściwy sposób, by zapytać, czy naprawdę miała się stać łapaczem kul dla jakiegoś pieprzonego polityka.

      „Kurwa”.

      Właściwy sposób nie istniał.

      Z wyrazu twarzy admirała domyślała się, że doskonale wiedział, co jej chodzi po głowie, i nie miał najmniejszego zamiaru pomagać. Sorilla zrezygnowała więc z pytania, na które i tak nie otrzymałaby odpowiedzi.

      – Jakie są moje zadania i priorytety? – spytała zamiast tego.

      – Wypatrywać wszelkich dziur w systemie przeciwnika, które moglibyśmy nieco powiększyć – powiedział Ruger. – Wszystko, co by go rozpraszało, a szczególnie Ross, działa na naszą korzyść. Proszę niczego nie inicjować bez konsultacji ze mną… Nie wiem, czy w ogóle będzie taka możliwość, ale mówię to na wszelki wypadek.

      Sorilla skinęła głową, potwierdzając rozkaz. Admirał miał rację w obu sprawach. Mało prawdopodobne było, by coś takiego okazało się możliwe, nie z ograniczonymi środkami, którymi będzie dysponowała, ale lepiej postawić sprawę jasno.

      – Proszę nie czynić pracy ambasadora trudniejszą, niż jest – kontynuował admirał – ale jednocześnie proszę nie bać się działać. Będziemy stąpać po kruchym lodzie, co do tego nie ma wątpliwości. Nie chcemy kolejnej wojny, nie możemy sobie na nią pozwolić. Nasze zapasy asteroid są na wyczerpaniu, nie możemy więc budować kolejnych okrętów klasy Terra. Pracujemy nad tym, by to zmienić, ale w najbliższej przyszłości nie możemy zostać wplątani w wojnę.

      – Rozumiem, panie admirale.

      Oczywiście, że rozumiała, do tego właśnie została wyszkolona. Tyle że obecnie gra toczyła się na większą skalę. Znaleźć najbardziej efektywne środki, by zdestabilizować potencjalnie niebezpieczny reżim, stworzyć wewnętrzny ruch oporu i ogólnie narobić jak największego zamieszania przy jak najmniejszym bezpośrednim udziale SOLCOM.

      Była w stanie to zrobić.

      W tym momencie uświadomiła sobie właśnie, że nawet nie przyszło jej do głowy odrzucenie misji. Wszystkie rozważania na temat opuszczenia armii wyparowały z jej głowy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

      Sorilla wzięła głęboki oddech.

      Tak, bez wątpienia była w stanie to zrobić.

      * * *

      Aleksiej Petronow spojrzał nieco zaskoczony na znajomą postać w drzwiach. Chodziło o mundur. Siły lądowe SOLCOM nosiły czarne, przylegające do ciała uniformy, a ona wyglądała w nim doskonale. Jedyną oznaką jej uprzedniej przynależności do Sił Zbrojnych Stanów Zjednoczonych był zielony beret z emblematem Wojsk Specjalnych.

      Kiwnął głową, wiedząc, że podjęła decyzję.

      – Kiedy wylatujesz? – spytał z lekkim uśmiechem.

      – Jutro – powiedziała, również się uśmiechając. – Zostałam przydzielona do ochrony ambasadora.

      Trudno było nie zauważyć jej radości.

      Prawdę mówiąc, przydzielenie Sorilli Aidy do ochrony osobistej porównywalne było z użyciem broni nuklearnej do obrony punktowej. Przykrywka tak cienka, że praktycznie nie istniała dla kogokolwiek, kto ją znał lub chociaż rozpoznawał beret na jej głowie.

      „Obcy nie będą tego wiedzieć. Albo będzie musiała zdjąć tę śmieszną czapeczkę”.

      Tym razem zaśmiał się w głos, głównie na wyobrażenie tego, co by mu zrobiła, gdyby nazwał jej beret śmieszną czapeczką. Miał na tyle rozsądku, by tego nie sprawdzać, i właśnie dlatego było to aż tak śmieszne.

      – Wstydziłbyś się, Iwan – powiedziała, mylnie odczytując powód jego wesołości.

      Nie wyprowadzał jej z błędu.

      – A więc ochroniarz, tak? – spytał, puszczając oko.

      – To ważne zadanie – odparła, zaciskając zęby.

      – Nie wątpię – zgodził się. – Wieczorem świętujemy. Da?

      Sorilla wzięła głęboki oddech.

      – Da.

      – Świetnie, mam ściągnąć twoich przyjaciół?

      – Nie, dzięki, sama się tym zajmę.

      – Jak chcesz. Coś jeszcze?

      Sorilla ponownie spojrzała na niego, pozwalając drzwiom się zamknąć.

      – Mam trochę czasu.

      – A ja uwielbiam kobiety w mundurach. – Uśmiechnął się ponownie, blokując mechanizm otwarcia drzwi.

      – Sam świetnie wyglądasz w swoim. – Przechyliła głowę. – Nie to, co w tych zielonych łachach.

      – Paskudztwo. Powoduje wysypkę. Lepiej z tego wyskakuj, bo też dostaniesz.

      Sorilla zaśmiała się, kiedy chwycił ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie.

      – Myślałam, że uwielbiasz kobiety w mundurach.

      – Ciebie akurat wolę bez.

      Sorilla pomyślała, że świetnie się składa, iż okręty SOLCOM budowane były tak solidnie. Izolacja termiczna doskonale tłumiła także dźwięki.

      3

      – Witam, Strażniku Kriss. Mam nadzieję, że w pełni już odzyskałeś siły.

      Kriss kiwnął głową.

      – Tak, dowódco.

      – To dobrze.

      Parithaliański dowódca był jednym z najwyższych rangą oficerów w sektorze, stojącym w hierarchii wystarczająco wysoko, by Kriss widywał go niezwykle rzadko, nie mówiąc już o rozmowie. To powodowało, że Lucjanin był nieco zdenerwowany. Jak każdy żołnierz swojej rasy nie lubił mieć do czynienia z oficerami innych gatunków, ale teraz był także zaciekawiony.

      Spotkanie w biurze Pari na wolnym powietrzu mogło oznaczać tylko jedno – nowe zadanie. Ważne zadanie.

      – Terranie wkrótce wysyłają nową delegację, wiesz o tym, Strażniku?

      Kriss lekko zesztywniał.

      – Tylko bardzo ogólnie, dowódco.

      Była to prawda, nie śledził takich spraw, chyba że zostałby postawiony w stan gotowości ze względu na jakieś zagrożenie. Tym razem jednak nic takiego nie wchodziło w rachubę. Gatunek Terran sprawiał wrażenie, że ostatnią rzeczą, na której mu zależy, jest powrót do działań wojennych, Sojusz także tego nie chciał. Na pewno nie wcześniej, niż zostanie wyjaśnione, co się stało z flotą ekspedycyjną. A nawet wtedy wojna nie wybuchnie od razu.

      – Spodziewamy się podpisać typowe zawieszenie broni – zaczął dowódca. – Nic specjalnego, ale w interesie Sojuszu leży, aby wszystko poszło bez problemów.


Скачать книгу