Zgiełk wojny. Tom 1. Kennedy Hudner
krwi, powinni znajdować się co najmniej dwadzieścia stóp od niego. No, chyba że chcą stracić życie. Nie wspominając już nawet o siadaniu w obecności księcia, jak to zrobiła ta dwójka. Na Tilleke takie zachowanie stanowiło niewybaczalną obelgę.
Hudis westchnął ciężko w duchu. Jak ma zmienić te trzy tak odmienne narody w siłę zdolną pokonać Wiktów? Z trudem powstrzymał się od skrzywienia ust.
„Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma” – pomyślał.
Odchrząknął.
– Myślę, że powinniśmy wysłuchać naszego gościa z wielkiego Cesarstwa Tilleke. Książę RaShahidzie, wasze przybycie to dla nas zaszczyt. – Kątem oka Hudis podchwycił grymas odrazy na twarzy Dreyer. „Czy ona nie rozumie, że to konieczne?”
Książę RaShahid skłonił lekko głowę na tę uniżoność Hudisa.
– Pragnę przekazać pozdrowienia od Jego Wysokości cesarza Tilleke. Mój ojciec… – Zawiesił głos, napawając się brzmieniem swoich słów, które podkreślały również status i władzę księcia. – Mój ojciec przysłał mnie jako osobistego emisariusza, abym wysłuchał waszych opinii i przekazał jego zdanie w tej sprawie.
Znowu zrobił pauzę, zanim zakończył:
– Mówię w imieniu cesarza.
Hudis w duchu uniósł brwi. „Doprawdy?”
Jeżeli ten arogancki szczeniak mógł przemawiać w imieniu cesarza Chalabiego, oznaczało to, że Tilleke nie jest ani trochę zainteresowane tym, co zamierza zrobić Dominium lub Cape Breton. Cesarz już podjął decyzję dotyczącą własnych posunięć.
Hudis zerknął na Dreyer. Kobieta siedziała z twarzą nieruchomą i obojętną jak maska.
„Dobrze, jednak rozumie, że zachowanie pozorów jest ważne” – pomyślał z ulgą.
– Co o tej sprawie sądzi cesarz? – zapytał.
Książę znowu skłonił nieznacznie głowę.
– Jak pan wie, najważniejszym obowiązkiem mojego ojca, Jego Wysokości cesarza, jest troska o bezpieczeństwo i pomyślność poddanych.
Hudis postarał się zachować kamienną twarz. Zaledwie tydzień temu, w ramach przygotowań do tego spotkania, Komisariat Wywiadu Dominium pokazał mu wideo z audiencji udzielonej sławnej już delegacji z Arkadii, która nieświadomie obraziła cesarza. Hudisowi śniły się po tym koszmary.
Pułkownik z Komisariatu Wywiadu Dominium, który prowadził tamtą odprawę, był niskim mężczyzną, barczystym i bezceremonialnym. Twarz przecinała mu blizna świadcząca, że nie zawsze siedział za biurkiem. Pułkownik wyraził się bardzo dobitnie i jasno, gdy tłumaczył Hudisowi konieczność zachowania odpowiedniej etykiety w kontaktach z rodziną panującą z Tilleke.
– Nie pogrywajcie z tymi ludźmi, sekretarzu ludowy. Uważają się za bogów – ostrzegł beznamiętnym tonem. – Gdy znajdziecie się z księciem w tym samym pokoju, okażcie szacunek i zachowajcie dystans. Na jego rodzimej planecie nikt oprócz szlachetnie urodzonych nie może podejść do niego bliżej niż na dwadzieścia stóp, a naruszenie tej odległości oznacza wyrok śmierci. Urzędnik od protokołu dyplomatycznego księcia zapewnił wam specjalną dyspensę – możecie usiąść w obecności księcia, ale nie bliżej niż dziesięć stóp od tego małego drania. Zbliżycie się bardziej, a będzie to uznane za brak respektu. Nie ważcie się go otwarcie prowokować. Ani z niego żartować. Najlepiej w ogóle nie okazujcie poczucia humoru. Tilleke nie mają poczucia humoru i stają się podejrzliwi wobec tych, którzy przejawiają choć odrobinę dowcipu. I cokolwiek robicie, nie wolno wam powiedzieć niczego uwłaczającego cesarzowi. Ci ludzie są bardzo, ale to bardzo drażliwi.
– Na miłość boską! – oburzył się Hudis. – Spotkamy się w stolicy Darwina! Co może mi zrobić książę, wyzwać na pojedynek?
Pułkownik KWD popatrzył na niego miażdżąco beznamiętnie. Pod tym spojrzeniem Hudis aż się wzdrygnął.
– Nie, sekretarzu ludowy, książę nie wyzwie was na pojedynek. Nigdy nie pojedynkuje się z ludźmi, którzy go urazili. Po prostu zabija ich. Prawdopodobnie zatem wezwie jednego ze swoich popierdolonych trolli, savaka, wychowane od niemowlęctwa monstrum, które udaje jego osobistego ochroniarza. On lub to, cokolwiek, kurwa, to jest, skręci wam kark, aż trzaśnie kręgosłup, a potem odetnie głowę. Książę doda ją do swojej uroczej kolekcji.
Pułkownik nie powiedział tego, co jasno wynikało z jego przemowy: wywiad temu nie przeszkodzi. Jeżeli Hudisowi powinie się noga, zostanie spisany na straty, naczelnik ludowy dał to jasno do zrozumienia. Dominium Zjednoczenia Ludowego potrzebowało udziału Tilleke w tym… tym przedsięwzięciu, o ile miało zakończyć się sukcesem.
A potem pułkownik wywiadu pokazał mu film z audiencji.
Rozdział 5
948 rok pd.
Rekrutka
W ośrodku szkoleniowym Floty Victorii na Aberdeen
Późnym popołudniem pod koniec trzeciego tygodnia szkolenia rekrutów podzielono na cztery stuosobowe kompanie. Każdy otrzymał nowy mundur zaopatrzony w sporo metalowych wstawek, uprząż bojową, menażkę i manierkę oraz plecak z zaopatrzeniem i sprzętem, umożliwiającym przetrwanie kilku dni w terenie.
I, ku zaskoczeniu Emily, otrzymali również broń.
Sierżant Kaelin stanął na niewielkim podwyższeniu przed zgromadzonymi rekrutami. Oparł ręce na biodrach i popatrzył na nich z powagą.
– Każdy został przydzielony do jednej z kompanii: Czerwonych, Niebieskich, Zielonych albo Złotych. Dzisiaj wieczorem Kompania Czerwonych zostanie tutaj, a pozostałe przeniosą się do osobnych baraków. Od tej pory będziecie ze sobą prowadzić wojnę. Podczas ćwiczeń na poligonie zostaniecie wystawieni przeciw jednej lub więcej kompanii. Wszyscy macie taką samą broń i sprzęt, te same narzędzia. Nikt nie posiada przewagi technicznej. To, jak sobie poradzicie na poligonie, zależeć będzie tylko od waszego rozsądku, planowania i dyscypliny. A czasami od waszej odwagi.
Urwał. Emily rozejrzała się ukradkiem. Większość otaczających ją twarzy nie zdradzała zrozumienia, ale młodą kobietę ogarnęło podniecenie. Ćwiczenia taktyczne! I to po mniej niż miesiącu! Emily czytała, że zwykle szkolenie we Flocie przez wiele miesięcy polegało jedynie na poprawianiu kondycji fizycznej, a dopiero potem, jeżeli wystarczało czasu, przeprowadzano podstawowe ćwiczenia taktyczne przed odesłaniem kadetów na bardziej zaawansowany trening. Więc co się działo teraz?
Sierżant Kaelin uniósł karabin, taki sam, jak godzinę temu dostali rekruci.
– Każdy dostał wersję szkoleniową karabinu M24 Bull Pup. Nie jest to silny miotacz soniczny. Ci, którzy pójdą do oddziałów specjalnych Królewskiej Floty Victorii, nauczą się obsługi miotaczy. – W paru miejscach rozległy się stłumione chichoty, a Kaelin wyrozumiale je przeczekał. – Podstawowy model M24 strzela pociskami igłowymi, ale dla celów szkoleniowych w tej wersji zastosowano słaby laser. Broń waży dziesięć funtów i potrzebuje zasilacza, który waży dodatkowo jeszcze funt. Zasilacz zapewnia dość mocy na średnio siedemdziesiąt strzałów, potem trzeba go naładować albo wymienić. Karabin ma regulowany, trzystopniowy celownik. Efektywny zasięg strzału wynosi osiemset jardów, ale mogą go skrócić zarośla lub inne przeszkody, o czym nie należy zapominać. Od tej chwili każdy z was jest osobiście odpowiedzialny za swoją broń. Będziecie ją nosić przy sobie cały czas. Jeżeli ją uszkodzicie lub zgubicie, odpowiecie przede mną i z pewnością winowajcy nie spodoba się to doświadczenie.
Emily zaczęła się zastanawiać, jak przy broni laserowej rejestruje się strzały. Mundur zacznie świecić? Zmieni kolor? Włączy się