Star Force. Tom 10. Wygnaniec. B.V. Larson
Tato znalazł i pokonał makrosy w układzie Martwego Słońca, ale Skorupiaki nigdy nam nie wybaczyły.
Pod nami, na powierzchni Yale, widniał tajemniczy pierścień, a w nim, tuż przy krawędzi, stał Nieustraszony. Okręt przypominał zabawkę, którą jakieś dziecko zostawiło wewnątrz obręczy sporządzonej z gęstej materii gwiezdnej. Sam pierścień miał kolor grafitowy.
Posadziliśmy Charta tuż obok krążownika. Następnie poleciłem mózgowi wysunąć krótki korytarz z inteligentnego metalu, który połączył nasze śluzy powietrzne hermetycznym tunelem. Szybko włożyłem mundur podporucznika Sił Gwiezdnych, który kupiłem całkiem niedawno na Ziemi, a potem wspólnie z Adrienne wkroczyliśmy na pokład Nieustraszonego. Mężczyzna w stopniu porucznika zaprowadził nas na mostek, gdzie powitał nas kapitan Turnbull. Mój salut przyjął z dostojną wyniosłością. Adrienne poinformowała mnie, że jej stryj William ma fioła na punkcie protokołu, więc starałem się zaprezentować wyniesione z Akademii dobre maniery.
Wiedział o śmierci bratanicy, ale nie byłem pewien, czy zna wszystkie szczegóły. Nie miałem ochoty ich relacjonować.
– No dobrze, młody Riggsie, skoro już tu jesteście… – tyle zdążył powiedzieć, zanim rozryczały się syreny.
– Wykryto nieupoważnione wejście na pokład. Wymagana weryfikacja. Wykryto nieupoważnione… – mechaniczny głos Nieustraszonego wciąż powtarzał zapętlony komunikat.
Rozdział 6
Na pokładzie rozbrzmiewał alarm.
– Niech ktoś uciszy ten przeklęty jazgot i powie mi, co tu się wyprawia! – krzyknął Turnbull.
– Sir – odezwał się porucznik – marines meldują, że złapali coś, co próbowało wślizgnąć się na pokład.
– „Coś”? Jak to „coś”?
– Mówią… sir, mówią, że przyprowadzą to tutaj, żeby przekonał się pan na własne oczy.
Chyba wiedziałem, czym to „coś” było. Zapomniałem zakazać Marvinowi opuszczania jachtu.
Gdy otworzyły się główne drzwi, zobaczyłem potężnego Azjatę w mundurze marines. Rozpoznałem w nim starszego sierżanta Kwona. W dawnych czasach odwiedzał nas na farmie. Razem z tatą siedzieli, pili piwo i wymieniali wojenne opowieści. Kiedy byłem młodszy, bardzo lubiłem te historie. Jeśli mi pozwalali, siedziałem z nimi, a jeśli nie, to zamiast iść spać, chowałem się u szczytu schodów, żeby podsłuchiwać. A kiedy byłem starszy, pierwsze piwa w życiu wypiłem z nimi na naszej werandzie, podziwiając nocne niebo nad Kalifornią.
Kwon miał u pasa broń, ale nie był w pancerzu. Wkroczył na Nieustraszonego, niosąc Marvina jedną ręką. Robot przypominał dzieło szaleńca – mechaniczną ośmiornicę zmajstrowaną z przypadkowych części. Kwon przydźwigał go na środek mostka i rzucił z hukiem na pokład. Turnbull przyglądał się Marvinowi z niepokojem.
– Proszę się nie martwić, sir, to tylko robot – powiedział Kwon do kapitana.
– Robot? Poznaje pan tego intruza?
– Tak, znam go – odparł Kwon. – Zagada człowieka na śmierć, jeśli mu się pozwoli.
Marvin rozplątał swoje macki i stanął na kilku z nich.
Kapitan Turnbull przyjrzał mu się z niezadowoleniem.
– Ktoś tu sobie żarty stroi? – zapytał ostro. – To ty go tutaj sprowadziłeś, prawda, Riggs? Pewnie ci się zdaje, że jesteś okropnie bystry. Jazda mi z tym złomem z mojego okrętu.
Westchnąłem.
– Sir, mój ojciec zbudował tego robota, a on pomagał nam podczas wojen z makrosami. Ma na imię Marvin.
– Marvin? Tamten okryty złą sławą pełzający kataklizm? A ty go tu sprowadziłeś? Rozum ci odjęło, człowieku? Samoświadome, obdarzone wolną wolą maszyny są obecnie zakazane, podporuczniku. Będzie go trzeba natychmiast rozmontować.
Marvin skupił na Turnbullu wszystkie kamery oprócz jednej. Ostatnią wymierzył we mnie.
– Demontaż jest niedozwolony – oznajmił. – Zgodnie z postanowieniem emerytowanego imperatora Kyle’a Riggsa mnie to prawo nie obejmuje.
Podniosłem rękę.
– Sir, Marvin stanowi szczególny przypadek, w którym te przepisy nie obowiązują. Nie może go pan zdemontować. Z prawnego punktu widzenia jest obywatelem.
– Oburzające.
Wzruszyłem ramionami.
– Ale prawdziwe. Przykro mi, sir.
– Mimo wszystko, czemu, do ciężkiej cholery, wszedł bez pozwolenia na mój okręt?
Odwróciłem się do Marvina.
– Chcesz się wytłumaczyć?
– Nie.
Wbiłem w niego wzrok. Teraz zgadzałem się z tatą: wszystko utrudniał, wymigiwał się od wyjaśnień i był nieprzewidywalny.
– Marvin, możesz sobie chcieć albo nie, ale musisz wyjaśnić, czemu tu jesteś, bo inaczej kapitan zamknie cię w areszcie aż do powrotu na Ziemię. – Podsunąłem kapitanowi ten pomysł w nadziei, że tak zrobi i uwolni mnie od Marvina.
– Czemu? – zapytał robot.
– Bo nie wolno ci tu przebywać – powiedziałem ze złością. Coraz bardziej współczułem tacie, który kiedyś musiał się z nim użerać na co dzień.
– Błąd. Moje upoważnienie jest całkowicie prawomocne.
– Słuchaj, robocie… – zacząłem.
– Nie widzę potrzeby, by uciekać się do obelg – przerwał mi Marvin niemal oburzonym tonem.
– „Robocie”? To nie obelga. Tym właśnie jesteś!
– Jak byś się czuł, gdybym powiedział „słuchaj, niedoinformowana istoto biologiczna płci męskiej”?
– Miałbym ochotę kopnąć cię w tyłek. Marvin, jeżeli masz jakieś upoważnienie, musisz nam je pokazać, a poza tym zakradanie się na okręt wojenny jest wbrew przepisom. Wytłumacz się albo pójdziesz do aresztu.
Marvin wyciągnął mackę i włączył holowyświetlacz, na którym pojawiło się kilkanaście stron tekstu. Urządzenie przypominało staromodne stoły planistyczne, ale potrafiło wyświetlać obrazy 3D dzięki chmurze nanitów unoszących się w polu magnetycznym i zamkniętych w obudowie z nanoszkła.
– Oto ostatnie rozkazy, jakie otrzymałem od Sił Gwiezdnych. Upoważniają mnie do przeszukiwania wszystkich znanych układów gwiezdnych w celu, cytuję, „zlokalizowania, zbadania, skatalogowania i zgłoszenia instalacji, które pozostawili po sobie obcy”. Tutejszy pierścień jest właśnie taką instalacją.
Nachyliłem się, żeby przeczytać podświetlony ustęp.
– Faktycznie, ma na nas haka – powiedziałem. – Hej, ten rozkaz ma prawie dwadzieścia lat!
– Kosmos jest duży – odpowiedział Marvin. – Byłem zajęty.
Odwróciłem się do kapitana.
– Marvin był naszym pasażerem na gapę. Widział też, jak ktoś majstrował przy Charcie. – Dotarło do mnie, że opowiadam strasznie chaotycznie i z jakiegoś powodu zacząłem go bronić. Odwróciłem się do robota i kontynuowałem: – Więc czemu nie przyleciałeś tu sam, Marvinie? Ojciec mówił, że kiedyś umiałeś odbywać loty kosmiczne.
– Imperator Riggs nakazał mi ograniczyć się do tego podstawowego