Psychoterapia dziś. Отсутствует

Psychoterapia dziś - Отсутствует


Скачать книгу
dwie wykładnie nie są sprzeczne. Na przykład ja swój sposób myślenia o psychoterapii wiążę głównie z tym, co opisujesz jako pierwszą możliwość – rozumiem psychoterapię jako praktyczne zastosowanie nauk o człowieku, w szczególności psychologii. Ale w rezultacie tak rozumianej psychoterapii może też zdarzyć się to, co powiedziałeś – „nieproduktywna, niedostosowana jednostka” zacznie żyć lepiej dla siebie i będzie mniej cierpieć. I, prawdę mówiąc, nie widziałabym w tym nic złego. Przystosowanie niekoniecznie jest czymś psychologicznie szkodliwym. Nie musi oznaczać zniszczenia aspiracji jednostki w imię domniemanych celów społeczeństwa. Przeciwnie – na przykład osobie lękowej, wycofanej, bez kontaktu ze swoją złością, może pomóc tę złość rozpoznawać i z pożytkiem jej używać.

      Problemem jest jednak status tej wiedzy, na której ma się opierać rzetelna psychoterapia. Modalności terapeutycznych istnieje kilkaset, wszystkie odwołują się do jakichś mniej lub bardziej dopracowanych teorii, tyle że znaczna ich część wzajemnie się wyklucza. Także w obszarze, w którym działasz, czyli w psychoterapii psychodynamicznej, istnieje równolegle bardzo wiele podejść odmiennie definiujących najważniejsze mechanizmy psychologiczne. I nie ma żadnych kryteriów, które pozwoliłyby ustalić, które podejście jest słuszne, a które to produkt fantazji swojego twórcy. Czy w kwestii źródeł nerwicy rację miał Zygmunt Freud czy raczej Melanie Klein – nie sposób sprawdzić, bo jemu się wydawało, że jest tak, a jej, że właśnie inaczej.

      Zestawiasz ze sobą dwie osoby, których zasługi dla dzisiejszej psychoterapii są zupełnie nieporównywalne. Założę się chętnie, że za sto lat Freud wciąż będzie inspiracją (i niezłym pisarzem, przy okazji), a o Klein nikt nie będzie pamiętał; mam nadzieję, że nawet szkody, których narobili w psychoterapii ona i jej kontynuatorzy, przejdą do historii. O tych szkodach pisał między innymi wybitny psychoanalityk polskiego pochodzenia Emanuel Berman. Natomiast wracając do Twoich wątpliwości – zgodziłabym się pewnie, gdyby dotyczyły pierwszych pięćdziesięciu, sześćdziesięciu lat rozwoju psychoterapii. Musimy odróżnić historię od tego, co dzieje się dziś. Psychoterapia ma ledwie sto lat, a sama psychologia niewiele więcej. W porównaniu do innych nauk, a także procesu wdrażania ich praktycznych zastosowań, jest to naprawdę krótko. I rzeczywiście, masz rację, że początki psychoterapii, a przede wszystkim psychoanalizy, oparte były na arbitralnych założeniach, na jakichś osobistych, jednostkowych pomysłach, na bazie których próbowano tworzyć powszechne prawa. Dobrym przykładem jest tu Freudowska idea kompleksu Edypa czy animaanimus Junga albo teoria dążenia do mocy Adlera. To były arbitralne założenia psychoanalityków, wynikające – jak twierdzą biografowie – przynajmniej po części z ich osobistych doświadczeń, na podstawie których budowali oni wielkie teorie. Dlatego kiedy uczę studentów psychoterapii o historii nurtów psychodynamicznych, staram się pokazać, w jaki sposób biografia autora mogła wpłynąć na jego myślenie. Przez pierwsze kilkadziesiąt lat w obszarze nurtów psychoanalitycznych mamy do czynienia z nieszczególnie udokumentowanymi i bardzo od siebie różnymi pomysłami, czasami zresztą ze znamionami genialnej intuicji – jak u samego Freuda, Ferencziego czy Fairbairna (wygląda na to, że w psychoterapii dobrze jest nazywać się na „F”). Skądinąd wszystko to było inspirujące dla współczesnej kultury, ale dzisiejszy psychoterapeuta nie powinien traktować tych teorii jako opisu funkcjonowania psychicznego ludzi (a już na pewno nie wszystkich) i prowadzić psychoterapii na ich podstawie. Te wczesne koncepcje mają także wadę niefalsyfikowalności, mówiąc językiem Karla Poppera. Zwracał na to uwagę Kołakowski, pisząc o psychoanalizie. Niefalsyfikowalność teorii oznacza, że nie można wymyślić takiego badania, które przyniosłoby dowód na nieprawdziwość całości lub części tej teorii. Na przykład gdyby ktoś chciał dowieść, że niemowlę nie ma wrodzonej wiedzy o stosunku seksualnym (czyli podważyć jedną z tez Melanii Klein), jak niby miałby to zrobić? Co do możliwości badań – jeszcze nie tak dawno głoszono, że psychoanalizy w ogóle nie można badać, bo samo badanie tak dalece zmieniłoby jej przebieg, że to wtedy przestałaby już być psychoanaliza – badane byłoby coś zupełnie innego! Albo że jeśli ludzie przez kilkadziesiąt lat poddają się psychoanalizie i dalej są kolejni chętni, to tym samym dowiodła ona swojej skuteczności. To co najmniej nieoczywisty argument. Skądinąd trzeba być sprawiedliwym: rzeczywiście trudno jest za pomocą klasycznych metod eksperymentalnych (np. porównanie z grupą kontrolną) badać wieloletni proces. Natomiast, co mnie cieszy i znacznie bardziej interesuje, to fakt, że w ciągu ostatnich kilkunastu lat opublikowano bardzo wiele badań potwierdzających skuteczność psychoterapii, i nie tylko w obrębie dość łatwych do badania nurtów poznawczo-behawioralnych, ale też psychoterapii psychodynamicznej, czyli wywodzącej się z różnych odmian psychoanalizy.

      Chcesz powiedzieć, że dziś wszyscy psychoterapeuci się ze sobą zgadzają i nie ma na tym polu żadnych konkurencyjnych teorii czy sporów? Mnie się wydaje, że jest bardzo podobnie, jak było sto lat temu…

      Jeżeli mówimy o profesjonalnej psychoterapii, potwierdzonej klinicznie i badawczo (nie o jakimś autorskim wynalazku pana X lub pani Y, którzy jeżdżą po świecie i prowadzą dwudniowe warsztaty zmieniające życie), to nie ma wielkiej niezgody pomiędzy zwolennikami różnych koncepcji. Na przykład w tak kluczowym obszarze jak przyczyny cierpienia psychicznego zgoda co do podstawowych założeń jest zaskakująco duża. Ujmę je tu w wielkim uproszczeniu: w umyśle (albo, jak kto woli, w mózgu czy też w duszy) zaistniał zapis będący odpowiedzią na sytuację, w której ktoś się znalazł. Ten „zapis” jest neurologiczno-psychologicznym oznaczeniem często powtarzającego się (lub szczególnie traumatycznego) doświadczenia oraz optymalnego w tamtej sytuacji sposobu jego przeżywania i radzenia sobie z nim. Zazwyczaj dzieje się to w dzieciństwie – pewnie będziesz chciał do tego wrócić, zdaje mi się, że nie jesteś entuzjastą eksponowania roli dzieciństwa – bo jednak mamy powody sądzić, że podstawowe dla rozwoju osobowości doświadczenia następują właśnie wtedy. Możliwości poznawcze są słabe, mózg jest niedojrzały, a niedojrzały mózg nieprawidłowo uogólnia i nie zawsze trafnie rozpoznaje relacje przyczynowo-skutkowe. Dziecko reaguje inaczej niż dorosły, postrzega rzeczywistość w sposób nie do końca adekwatny, a na dodatek jest egocentryczne poznawczo, czyli przypisuje sobie przyczyny wielu sytuacji, w których uczestniczy. Załóżmy, że trafił się dziecku układ rodzicielski, w którym ojciec często krzyczy na matkę. Chłopczyk boi się takich sytuacji, nie wie, co dalej z nich wyniknie, ale też łatwo uznaje, że to pewnie jego wina („jakbym był grzeczny, to tata by się nie denerwował”) – bo po prostu tak funkcjonuje kilkuletni umysł. Podobnie dzieje się na przykład, kiedy mama ma depresję, a pięcioletnia córka myśli: „to przeze mnie, muszę się postarać, bo jak będę miła, wesoła i śmieszna, to ona nie będzie taka smutna”. Ojciec wyjeżdża na euroemigrację, sumiennie zarabia pieniądze na dom dla rodziny, a kilkulatek przeżywa to emocjonalnie jako odrzucenie („tatuś nas nie kocha, dlatego go nie ma z nami”). Mamy tu klasyczny tzw. błąd atrybucji, czyli nieadekwatne przypisanie sobie odpowiedzialności, a także niezrozumienie sytuacji (której zaaferowani sobą dorośli nie wyjaśnili dziecku, czasem nawet wspierali jego obwinianie się, na przykład mówiąc: „znowu się tatuś na nas rozgniewał i poszedł do kolegów”, chociaż matka wie, że „tatuś” poszedł się napić nie z powodu jakiegokolwiek rozgniewania, tylko swojego nałogu i jej bezradności). W rezultacie dziecko tworzy pewien sposób przeżywania świata, emocjonalnego i poznawczego, rodzaj mapy, która pozwala mu orientować się w rzeczywistości. Jeśli dorastało w sytuacji niesprzyjającej rozwojowo, jego wewnętrzna mapa tę sytuację odzwierciedla. W dorosłych relacjach człowiek nadal się nią posługuje, co rzutuje na jego sposób widzenia oraz przeżywania sytuacji (również nowych), w których się znajduje. Na przykład: pracownik reaguje smutkiem i lękiem na perspektywę ocen okresowych, przewiduje nieuchronne odrzucenie, chociaż nic takiego w rzeczywistości się nie wydarzyło. Kobieta sądzi, że wszyscy traktują ją jako obiekt seksualny, jednocześnie uważa


Скачать книгу