Psychoterapia dziś. Отсутствует
się w świecie, człowiek posługuje się czymś, co nie jest adekwatne, bo w istocie odzwierciedla to, co przeżył na wczesnym etapie swojego życia, ponadto nie modyfikuje tego pod wpływem nowych doświadczeń, czyli można by znowu po popperowsku powiedzieć, że jego prywatne (często nie całkiem uświadomione) teorie na temat siebie i świata są niefalsyfikowane – cokolwiek się zdarza, nie wpływa na zmianę tych „teorii”, człowiek jest trzymany przez nie w klinczu. Dlatego jest mu trudno – jego utrwalone niegdyś spostrzeganie, myślenie, emocje i zachowania mogą ściągać na niego takie doświadczenia, jakich właśnie usiłuje uniknąć.
Kwestia dzieciństwa jest jednak zasadnicza i sporna. W nurtach psychoanalitycznych i postpsychoanalitycznych dzieciństwo to fundamentalny czas tworzenia się osobowości, rodzaj alchemicznej retorty, w której wytapia się rdzeń naszej tożsamości. Później, przez całe życie organizuje on z ukrycia nasze doświadczenie, relacje, fantazje, pragnienia, potrzeby itd. Żeby coś w sobie zmienić, trzeba do tego okresu powrócić i niejako przeżyć wszystko na nowo, tyle że w bezpiecznej sytuacji terapeutycznej, która symbolicznie odzwierciedla tę pierwotną strukturę rodzicielsko-dziecięcą. Tymczasem w nurcie poznawczo-behawioralnym nikt się szczególnie dzieciństwem nie interesuje, bo zaburzenie jest definiowane jako nieprawidłowy nawyk czy szlak poznawczy, który w procesie terapeutyczno-treningowym zmienia się na prawidłowy. Dzieciństwo jest do tego w ogóle niepotrzebne. Moim zdaniem to istotna różnica.
Tu akurat mamy mocne informacje od naukowców. Od prawie czterdziestu lat prowadzone są liczne badania tzw. podłużne (czyli analizujące dany proces na przestrzeni wielu lat); najbardziej znane z nich to Minnesockie Badanie Podłużne Czynników Ryzyka i Adaptacji, realizowane przez wybitnego badacza Alana Sroufe’a, a bazujące na jednej z najbardziej inspirujących koncepcji XX wieku, czyli teorii przywiązania Johna Bowlby’ego. Na podstawie tych pasjonujących badań można jednoznacznie powiedzieć, że kształtujący się w pierwszym okresie życia wzór przywiązania znacząco wpływa na to, co dzieje się potem – na przykład w ciągu następnych trzydziestu lat życia. Oczywiście wpływa nie tylko bezpośrednio, ale też w sposób zwany kaskadowym – czyli przez kształtowanie kolejnych poziomów doświadczenia, na przykład lepszego lub gorszego radzenia sobie w relacjach rówieśniczych czy w nauce szkolnej – a to z kolei ma znaczenie dla dalszych etapów życia.
A we wspomnianej przez ciebie, a szanowanej przeze mnie terapii poznawczo-behawioralnej nie ma założenia, że nieprawidłowe schematy poznawcze nie tworzą się w dzieciństwie. Mówi się mniej więcej tak (oczywiście podaję to w uproszczeniu): „dla nas jako psychoterapeutów nie ma znaczenia, kiedy te schematy się stworzyły, my nie patrzymy na ten problem od tej strony”.
Jak większość badań tego typu, tak i Minnesockie nie daje stuprocentowych odpowiedzi, bo mamy tu stosunkowo niewielką grupę badanych, a w grze jest mnóstwo czynników, na przykład społeczno-politycznych, które mogą wpływać na wyniki. Nie neguję tych ustaleń, ale dopóki się takiego badania wielokrotnie nie powtórzy pod rygorami metodologii, pozostaje ono po prostu ciekawym doniesieniem. Wracając jednak do dzieciństwa – wciąż jednak się upieram, że mówimy o różnicy fundamentalnej. W teorii psychodynamicznej masz wyraźnie określone źródło psychologicznej tożsamości – jest nią czas dzieciństwa i relacja z rodzicami (albo opiekunami). W tym sensie jesteś więźniem i produktem przeszłości, bo to, co się wydarzyło, już cię na zawsze ukształtowało. Tymczasem w podejściu poznawczo-behawioralnym nawyki mogą się tworzyć przez całe życie i przez całe życie można je modyfikować.
W obu podejściach twierdzi się, że zapis jest błędny. To jest wspólne we wszystkich właściwie poważnych nurtach psychoterapeutycznych. Coś zostało błędnie zapisane, a człowiek jest w jakimś sensie ofiarą tego nieadekwatnego zapisu. Nie zgadzam się z tobą, że ta różnica jest fundamentalna. No i oczywiście zapisy mogą być modyfikowane przez całe życie, nie jesteśmy więźniami dziecięcej percepcji, we współczesnym nurcie psychodynamicznym niczego podobnego się nie twierdzi. Tyle że zapisy najwcześniejsze są najtrwalsze, a do tego człowiek nieświadomie tak prowadzi swoje życie, że ono mu te wczesne zapisy potwierdza.
Ale jeśli przyjrzymy się wciąż jeszcze popularnym kierunkom terapeutycznym, które zwłaszcza w kulturze amerykańskiej odegrały bardzo istotną rolę w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, czyli psychologii humanistycznej Abrahama Maslowa i terapii zorientowanej na klienta Carla Rogersa, to może się okazać, że Twoja bazowa definicja niekoniecznie tu pasuje. W myśl tych koncepcji człowiek jest istotą dążącą do realizacji pełni swojego ukrytego potencjału, ale coś mu po prostu ten proces uniemożliwia – i stąd problemy.
A dlaczego uniemożliwia? Dlatego, że coś poszło nie tak i trzeba mu pomóc tę sytuację zmienić. Posłużmy się przykładem z terapii Gestalt, bliskiej kierunkom, o których wspomniałeś. Człowiek wyrósł w przekonaniu, że kobiety gardzą nim i traktują go źle. Miał matkę albo starszą siostrę, które były zmęczone, nie miały dla niego czasu, bywały szorstkie czy brutalne – i tak mu się utrwaliło. Mamy tutaj dokładnie ten sam schemat: wczesne doświadczenie spowodowało, że ktoś postrzega inne relacje zgodnie z ukształtowanym w przeszłości modelem, ciągle mu wskakuje w jego przeżywanie świata matka z jej nieustannym „ale gapa z ciebie”. Czyli ma on „niedomknięty Gestalt”, używając tej terminologii. I teraz chodzi o to, żeby zmienić Gestalt, domknąć go. Skądinąd sposoby domykania były niegdyś różne, bardzo malownicze, na przykład symboliczne zabijanie matki w obecności uczestniczącej w zajęciach grupy zagrzewającej do czynu. We współczesnej terapii Gestalt wygląda to oczywiście inaczej. Albo weźmy zasady formułowane przez Carla Rogersa – że terapeuta ma być empatyczny, skoncentrowany na kliencie. Dlaczego to było takie istotne? Dlatego, że dzięki temu człowiek miał możliwość doświadczenia jakiejś zupełnie innej, nowej sytuacji. Nikt ważny w jego życiu do tej pory nie był tak na nim skupiony, nie był wobec niego tak empatyczny, nie był tak nieoceniający – choćby tylko przez 50 minut raz na tydzień. Między innymi dzięki temu jego utrwalony wzorzec miał szansę się zmieniać. W tamtych czasach rozkwitała w psychoterapii także tzw. praca z ciałem. Dostrzeżono, że ten zapis, o którym mówimy, utrwala się nie tylko w mózgu, ale także w ciele, konkretnie w mięśniach, tworząc tzw. zbroję mięśniową. „Pracowano” więc z ciałem, zakładając, że istnieją w nim rozmaite blokady, że wskutek jakichś doświadczeń prawidłowy sposób funkcjonowania uległ zaburzeniu i trzeba go teraz na nowo przywrócić. Z tym że nurty, o których wspomniałeś, zakładały często, że człowiek jest dobry, ale wskutek różnych blokad i traum, a także ograniczeń społecznych, nie potrafi w pełni tego swojego dobra doświadczyć i ujawnić. Klasyczna psychoanaliza przyjmowała raczej, że człowiek jest skazany na konflikt pomiędzy wrodzonymi pragnieniami (zwierzęcymi, groźnymi i mającymi charakter aspołeczny) a wymogami kultury, w której żyje. Dzisiaj patrzy się już na te kwestie w sposób znacznie bardziej zniuansowany i bodaj żaden ze znaczących współczesnych psychoterapeutów nie powiedziałby, że człowiek jest z natury dobry albo z natury zły czy z natury przeżywający konflikt.
Pobrzmiewa mi w Twoim opisie jakaś tęsknota za sformułowaniem czegoś w rodzaju filozofii wieczystej psychoterapii. Czyli uniwersalnego rdzenia obecnego w każdej terapeutycznej szkole i każdym terapeutycznym nurcie, choćby nawet one same nie zdawały sobie z jego istnienia sprawy. Niegdyś poszukiwano czegoś takiego w różnych religiach, dzisiaj być może poszukiwania trwają na obszarze terapeutycznym. Obawiam się tylko – po pierwsze – że Twoja charakterystyka jest tak ogólna, iż wypełnia pewien rzeczywiście odwieczny i powszechny schemat zawarty w niemal każdym programie edukacji czy rozwoju. Peter Sloterdijk pisze w książce Musisz życie swe odmienić, że tytułowa fraza – skądinąd zaczerpnięta z wiersza Rilkego – jest naczelnym hasłem każdej kultury od najdawniejszych czasów. Istota tego przesłania streszcza się w przekonaniu,