Jak kraść?. Kazimierz Turaliński

Jak kraść? - Kazimierz Turaliński


Скачать книгу
zyski z kar umownych. Otóż, zawierając umowę franczyzy, zastrzegła ona graniczny termin uruchomienia dwóch górnośląskich jadłodajni. W przypadku przekroczenia uzgodnionego terminu, franczyzobiorca zobligowany był do bezpłatnego odstąpienia obu lokali franczyzodawcy, a co więcej od każdego z nich uiścić miał karę umowną w wysokości 100 000 zł. Nadmienić należy, iż same nieruchomości przedstawiały wartość łączną kilkuset tysięcy zł, a poczynione nakłady na dostosowanie ich wyglądu do wymogów sieci również sięgały kwoty z pięcioma zerami. O ile zabezpieczenia te wydawać mogłyby się zasadną przezornością restauracyjnego potentata, o tyle okoliczności skorzystania z uzyskanych uprawnień pozostają iście twórcze. Na kilka dni przed terminem otwarcia, grupa zamaskowanych mężczyzn dokonała ciężkiego pobicia franczyzobiorcy, w wyniku którego spędził on kilka tygodni w szpitalu. Ofiara odzyskała przytomność kilka dni po granicznej dacie, lecz wtedy niedoszły kontrahent już konsekwentnie egzekwował karę z tytułu „złamania umowy”. Sam franczyzodawca pozostawał człowiekiem zapobiegliwym do tego stopnia, że nie tylko działalność prowadził na spółkę kapitałową, ale i w życiu codziennym posługiwał się innym nazwiskiem od tego, jakie składał własnoręcznym podpisem na fakturach i umowach.

      Jedną z drobnych sztuczek nieuczciwych przedsiębiorców pozostaje odbiór wykonanych prac lub pokwitowanie doręczenia faktur VAT przez ludzi do tego nieumocowanych. Osobę „czynną” w lokalu przedsiębiorstwa polskie prawo cywilne uważa za umocowaną do odbioru dokumentów i normalnych dostaw. Sytuacja się jednak komplikuje, gdy podpis złożył człowiek w ogóle nie zarejestrowany w ewidencji pracowników, a co gorsza parafka jest nieczytelna w stopniu uniemożliwiającym identyfikację personaliów. Metoda ta była często praktykowana przez imigrantów z Korei oraz Wietnamu. Warszawscy przedsiębiorcy dostarczali w kredycie kupieckim przeróżne towary, po czym zgłaszali się po odbiór należnej zapłaty. Wtedy okazywało się, że osoba kwitująca dostawę nie była pod danym adresem nikomu znana... Zabrakło podstaw prawnych do egzekucji należności, gdyż towar nie dość, że nie był pokwitowany przez umocowaną do tego osobę, ani w ogóle przez żadną znaną osobę, to w dodatku nie został zewidencjonowany przez domniemanego nabywcę. W istocie zaś trafiał na targowiska, gdzie ulegał spieniężeniu poza ewidencją sprzedaży, a handel prowadzili imigranci nieznających niemal wcale języka polskiego. Dostawca pozostał więc bez jakiegokolwiek dowodu faktycznego zaistnienia transakcji. Sam mógł zeznać jedynie, że został oszukany przez nieznanego z imienia i nazwiska sprawcę. Co gorsza, miał poważny problem, by w trakcie policyjnego okazania wskazać który, z kilku niemal identycznych Azjatów, mógł odebrać od niego towar.

      Pewien przedsiębiorca z południa Polski, imieniem Jarosław, przejmował za bezcen elektroniczny złom z niemieckich składów celnych oraz zwrotów reklamacyjnych. Od myszek, przez mp3 i żarówki, po archaiczne gry telewizyjne. Ten niskiej jakości sprzęt przekazywał w kredycie kupieckim, jednak, z powodu „pełnego zaufania” do odbiorcy, bez zawierania umowy sprzedaży. Jedyne czego oczekiwał, to pokwitowanie odbioru towaru o określonym rodzaju i ilości. Jak sugerował, ostateczną cenę ustalą wspólnie, na podstawie tego za ile uda się przedmiot transakcji sprzedać na rynku detalicznym. Beztroskę motywował swym „wielkim bogactwem” i nieprzywiązywaniem wagi do tak „błahych” interesów. Z uwagi na sprzedaż tandety, nabywców brakowało, za to początkowo życzliwy dostawca kierował wezwanie do zapłaty uwzględniające średnią rynkową cenę dobrej jednak jakości analogicznego sprzętu. Zwykle dwóch na dziesięciu odbiorców, już po odrzuceniu ich reklamacji, obawiając się przegranego procesu dobrowolnie regulowało żądaną kwotę. Pozostali w końcu zwracali towar, który wędrował dalej, do nowych kontrahentów. Ciężarówka wadliwego sprzętu importowana była po kosztach od 1000 do 5000 euro, natomiast średniej wartości jednostkowe wezwanie do zapłaty opiewało już na kwotę około 150 000 euro.

      Ciekawym narzędziem, służącym do nagłego czynienia swego kontrahenta dłużnikiem, są weksle. Coraz popularniejsze staje się żądanie pozostawienia w depozycie „silniejszego” partnera biznesowego weksli in blanco, na wypadek powstania w przyszłości jakichkolwiek nieuregulowanych w terminie zobowiązań płatniczych lub kar umownych. Pewna ogólnopolska sieć kancelarii prawnych zawarła około 600 umów zlecenia, głównie z osobami fizycznymi, na realizację czynności pośrednictwa handlowego. Handlowcy mieli poszukiwać klientów pragnących dochodzić odszkodowań głównie z polis OC. Kilkunastostronicowa umowa zawierała jednak niemal tylko rozbudowane katalogi czynów „nieuczciwej konkurencji” oraz zakazy wykonywania pracy już po rozwiązaniu tejże umowy. Przykładem działania na szkodę zleceniodawcy było np. pozyskanie klienta z innej gminy, niż właściwej dla zameldowania handlowca, natomiast działalnością konkurencyjną pozostawało podjęcie pracy lub zawarcie umowy zlecenia albo o dzieło w dowolnym zakresie z innym podmiotem gospodarczym świadczącym w dowolnym, także marginalnym zakresie swej oferty, usługi prawne, administracyjne, doradcze, rachunkowe, marketingowe, handlowe etc. Faktycznie więc, podjęcie w czasie obowiązywania zlecenia lub w ciągu 3 lat od jego rozwiązania pracy w charakterze sprzątaczki w biurowcu lub hipermarkecie, urzędnika państwowego, czy też wykonania strony www dla niemal dowolnej firmy usługowej z zakresu szeroko pojętej obsługi biznesu, skutkować miało obciążeniem wysokimi opłatami. Kary umowne zaczynały się od kwoty 100 000 zł i sięgały aż do 1 000 000 zł za każdy pojedynczy, podły „czyn”. Mogły się też one wielokrotnie kumulować, a nawet w jednym przypadku stanowić podstawę do kilkukrotnego obciążenia karą z różnych zapisów umownych. Dziwna to podstawa do milionowego odszkodowania – pozyskanie klienta o nieprawomyślnym adresie zameldowania, a co śmieszniejsze, przyjętego do normalnej obsługi. Jednak chętnych do podpisywania rygorystycznego cyrografu, podobnie jak i weksli in blanco z deklaracją wekslową do miliona zł włącznie, nie brakowało. Nowatorskim rozwiązaniem był zapis umożliwiający kancelarii jednostronne rozwiązanie umowy, czego skutkiem miało być pozbawienie handlowca prawa do prowizji od już pozyskanych klientów, przy jednoczesnym zachowaniu uprawnienia tejże kancelarii do żądania odszkodowania w przypadku dowolnego związania się osoby wyrzuconej z „konkurencją”.

      Jeden z największych polskich koncernów energetycznych przez wiele lat zarabiał, i najpewniej nadal zarabia, na nieświadomości swych podwykonawców. Osoby pełniące jednocześnie funkcje instalatorów i inkasentów podpisywały umowy jako przedsiębiorcy, dzięki czemu pozostawały wyjęte spod ochrony prawa pracy. Wynagrodzenie z tytułu wykonywanych czynności obliczane było na podstawie ich ilości: kontroli stanu zużycia energii elektrycznej, kontroli instalacji, wymiany liczników itp. Prócz prac instalacyjno-pomiarowych zakres obowiązków obejmował również egzekucję zaległych należności za zużyty prąd. Dla równowagi jednak nie wyposażono instalatorów w żadne środki prawne umożliwiające skuteczną windykację. Mogli oni, co najwyżej, poprosić o uregulowanie rachunku. Jaki zysk może z tego tytułu płynąć do kasy koncernu? Otóż, zawarta umowa obciąża instalatora obowiązkiem uregulowania za dłużnika części zaległego rachunku, a wyliczona kwota partycypacji w zobowiązaniu potrącona zostaje od poborów odpowiadającego za rewir inkasenta. Stosowanie skali progresywnej powoduje systematyczny wzrost wysokości potrącanej kwoty, wraz z ilością miesięcy, jakie upłynęły od daty płatności. Smaczku sytuacji dodaje fakt, iż wierzytelność taka potrącana jest wielokrotnie, aż do dnia zapłaty przez pierwotnego dłużnika. Tak więc niekiedy, ten sam rachunek wracał do kasy koncernu wielokrotnie z wynagrodzenia podwykonawcy, a na końcu dodatkowo od właściwego dłużnika, który zazwyczaj, prędzej czy później, regulował wraz z odsetkami pełną należność. Oczywiście wówczas nie zwracano instalatorowi wcześniej potrąconych środków. W interesie koncernu była więc jak największa liczba i wartość zaległych opłat, które mogły przynieść wielokrotnie większe zyski od terminowych rozliczeń.

      Polak z amerykańskim paszportem, imieniem Walter, od lat operuje w ulubionej przez oszustów branży budowlanej. Wizytówką swej działalności uczynił głównie produkcję, sprzedaż oraz montaż klimatyzatorów i systemów wentylacyjnych. Interesy prowadzi poprzez dwie spółki kapitałowe dzielące prócz branży i udziałowcy także adres – zadłużoną na wiele milionów


Скачать книгу