Jak kraść?. Kazimierz Turaliński
w tak pechowe sposoby zadłużyć na wiele milionów, lecz wciąż prowadzą nowe interesy, w nowych branżach lub w miastach odległych od stałego miejsca zamieszkania. Z czasem niemal każdy „biedny” oszust otrzymuje ofertę objęcia roli słupa w gospodarczych ośmiornicach. Notoryczny bankrut, który przywykł do sądów, komorników i windykatorów, jest ich idealnym kontrahentem. Nie obawia się podpisywać obciążających go, niespłacalnych umów oraz potrafi celnie typować nowe ofiary. Za te usługi zainkasuje „pod stołem” odpowiednie honorarium i zwykle złudną obietnicę ochrony.
Nie jest to jednak wymarzona droga dla doświadczonego „gracza”, bowiem nie pozostawia czystego konta. Wierzyciele i komornik mogą wiedzieć, że samochód „biednego” należy do żony lub kochanki, a dachu nad głową użyczają w swej drugiej lub już trzeciej, dopiero co kupionej, willi rodzice, lecz prędzej czy później uzyska on jakieś dochody. Może będzie chciał mieć wreszcie swój własny dom, otrzyma spadek lub duży zwrot podatku VAT – i wtedy chcąc, czy nie chcąc, nieoczekiwanie „spłaci” długi.
Trzebinia – Wojciech S. przez szereg lat trudnił się handlem z krajami byłego Związku Radzieckiego. Obracał głównie paliwami, eksportował także materiały budowlane. Swego czasu zebrał niemały majątek pośrednicząc pomiędzy „biznesmenami” z Ukrainy a rafinerią w Trzebini. Rzekomo na fali załamania rynkowego jego interesy zaczęły podupadać, proporcjonalnie do stale zwiększanego obrotu, a on sam systematycznie biedniał. Zamieszkał w dużym domu, lecz należącym, podobnie jak flota kursujących na Wschód ciężarówek dostawczych, do jego już emerytowanych rodziców. Wreszcie zrezygnował z prowadzenia biur w Odessie, Dorohusku i Chrzanowie, a także z uregulowania zaległych faktur, które w jednej tylko hurtowni opiewały na prawie 500 000 zł. Zwykle na żądania wierzycieli reagował świętym oburzeniem – „Przecież wczoraj przelałem całą kwotę! Proszę sprawdzić swoje konto!”. Oczywiście w żadnym banku nie pozostał ślad po niedokonanej transakcji. Co bardziej uparci wierzyciele mogli słyszeć tą samą sentencję nawet kilka razy w tygodniu, przez wiele miesięcy. Aż do znudzenia.
Gwarantem bezkarności były interesy wiążące „biednego” z silną i wpływową w regionie Mafią Paliwową. W przypadkach bardziej palących mógł on natomiast liczyć na azyl w siedzibie stałego kontrahenta z Odessy. Nie jest tajemnicą, że w Rosji i na Ukrainie sektor paliwowy zdominowały zorganizowane struktury przestępcze, nie przypominające „papierowej” mafii trzebińskiej. Są to organizacje typowo zbrojne, zorientowane także na obrót narkotykami i bronią, wyłudzanie dotacji oraz prostytucję, a swoje kadry rekrutują z doświadczonych żołnierzy Specnazu lub byłych oficerów KGB. Żaden windykator, czy komornik, nie odważyłby się sięgnąć po ukryte na Wschodzie aktywa, ani po samego dłużnika.
Mijały jednak lata i otaczająca Wojciecha S. rzeczywistość uległa zmianom. Trzebińska mafia została osłabiona, wielu osobom postawiono zarzuty prania brudnych pieniędzy, korumpowania urzędników i uczestnictwa w zorganizowanej grupie przestępczej. Zabrakło więc wpływowych wspólników oraz pomocy z ich strony. Dawni kontrahenci ze Wschodu nie mieli już interesu w dalszej ochronie bezużytecznego pionka. Ostatecznie granicę WNP zamknęły niespłacane także na Ukrainie długi. Podobno po akcesji Polski do Unii Europejskiej Wojciech S. planował wyjazd na Zachód i tam rozpoczęcie nowego życia. I nowych, wielkich interesów.
Podobny żywot wiódł słup budowniczych autostrad – Artur M. z warszawskiej Saskiej Kępy. Zwabiony blichtrem wielkich pieniędzy zgodził się fikcyjnie obciążyć swoje mieszkanie zastawem na rzecz „zaufanego” kontrahenta, a następnie rozpoczął werbunek ostatnich ogniw łańcucha podwykonawców: uczciwych ofiar. Nie zapłacił żadnej z nich za zbudowane nasypy drogowe, ale sam wystawił potrącone później karami umownymi faktury, dzięki czemu beneficjent łańcucha „odzyskał” nigdy nieodprowadzony VAT. Na koniec Artur M. posłusznie zerwał umowę i przyjął na swoją, niewypłacalną osobę, wszelkie zewnętrzne roszczenia. Zawiódł się jednak na kolegach. Gdy nie był już im potrzebny, zamiast uczciwie podzielić złodziejskie łupy, przestali odbierać jego telefony.
Rozdział VII Jak kraść – metody tradycyjne
Przełom stuleci przyniósł upadek „Starej Gwardii” polskiego kryminalnego podziemia. Zabójstwa Pershinga, Klepaka i Wariata, zdrada świadka koronnego Jarosława Sokołowskiego pseud. Masa, a następnie aresztowania pozostałych przy życiu liderów „Pruszkowa” oraz „Wołomina” obnażyły słabość ogólnopolskich, zbrojnych gangów trudniących się narkobiznesem i pospolitymi występkami. Ambicje dorównania sycylijskiej Cosa Nostrze, czy neapolitańskiej Camorrze, pociągnęły rodzimych gangsterów na dno. Znaczny postęp techniki kryminalistycznej oraz zbyt szeroki krąg osób wtajemniczonych w ciemne interesy umożliwiły organom ścigania stosunkowo prostą inwigilację i infiltrację, a w efekcie tego rozbicie tradycyjnych grup przestępczych. Natura nie znosi próżni, tak więc ewolucja rzemiosła była tylko kwestią czasu. Oszustwa gospodarcze popełniane w majestacie prawa zapewniają krociowe zyski, lecz przy tym wymagają cierpliwości i znacznej wiedzy z zakresu ekonomii oraz prawa. Proces ten można jednak skrócić i uprościć do minimum, jeśli oszukańcze transakcje obciążą osoby trzecie, na których nietykalności i bezpieczeństwie beneficjentom wcale nie zależy. By wprowadzić w błąd poważną instytucję lub wielu przedsiębiorców stworzyć trzeba w tym celu w pełni weryfikowalny podmiot legalnie funkcjonujący w systemie. Nic prostszego. Na szczęście w euro-socjalizmie biurokracja jest tak zaaferowana samą sobą, że urzędnicy nie mają czasu na zapobieganie przekrętom.
Rejestracja działalności gospodarczej nigdy nie była w Polsce tak łatwa jak dzisiaj. Z tej niewątpliwej zalety postępu ewolucji ustroju bardzo chętnie korzystają nie tylko uczciwi przedsiębiorcy, ale i organizacje przestępcze. Dokonanie wpisu do dawnej EDG, a dzisiejszej CEIDG, nie wymusza uważnej kontroli dokumentów tożsamości. Nawet przy tradycyjnym zgłoszeniu w „okienku” urzędnik ogranicza się jedynie do szybkiego spojrzenia na plastikowy prostokąt. Złożenie wniosku za obcego człowieka nie stanowi większego problemu, jeśli tylko dane z formularza, takie jak imię, nazwisko, PESEL, czy adres, odpowiadają tym zawartym w rejestrach, a w dodatku wsparte są sfałszowanym, skradzionym lub wypożyczonym za przysłowiową flaszkę dowodem osobistym. Różnice w wizerunkach nie zdekonspirują oszustwa, gdyż fotografie zwykle nie podlegają porównaniu. A nawet jeśli ktoś konfrontowałby małe, czarno-białe zdjęcie z żywym wnioskodawcą, wystarczy znikome podobieństwo zniekształcone dodatkowo okularami, czapką oraz zarostem/makijażem. Pamiętać przy tym należy o konieczności zachowania zgodności cech niepodlegających podrobieniu, czyli takich jak wiek, wzrost i płeć. Poza nimi liczy się niemal zawsze tylko to, co wpisano w formularz. Jak pozyskać te skrupulatnie sprawdzane dane? Chociażby z ogólnodostępnych akt KRS, jeśli wytypowana osoba kiedykolwiek zajmowała funkcję w spółkach, spółdzielniach lub innych sądownie rejestrowanych podmiotach. Skorumpowanie pracownika dowolnego urzędu – Policji, Straży Miejskiej, ZUS-u, urzędu skarbowego, referatu spraw obywatelskich w urzędzie miasta, CEPiK-u, Państwowego Urzędu Pracy, a nawet szpitala, zapewnia dostęp do tysięcy potencjalnych „dawców” personaliów dotychczas nieaktywnych gospodarczo. Wystarczy wybrać takiego, który odpowiada profilowi oszusta i mieszka w dużej miejscowości. Małe i średnie gminy nie zapewniają dostatecznej anonimowości, rodzą zbyt duże ryzyko, że urzędnik sam będzie znał właściciela wykorzystywanej tożsamości i odkryje mistyfikację. Poza tym charakterystyczny dla większych miast pośpiech i długa kolejka oczekujących nie motywują do rzetelnej kontroli a rutynowego przybijania pieczątek.
Pod tak utworzoną działalność swobodnie zaciągać można wszelkiego typu zobowiązania i podpisywać umowy pociągające za sobą realne ryzyko weryfikacji kontrahenta. Najczęściej są to kredyty bankowe, leasing pojazdów, wypożyczenia drogiego sprzętu, ale też i wspomniany wcześniej kredyt kupiecki. Ewentualna kontrola, tak samodzielna, jak i zlecona – formalna wywiadowni gospodarczej lub terenowa agencji detektywistycznej – potwierdzi zgodność przedsiębiorcy z osobą i firmą odnotowaną we właściwych rejestrach i nie narazi na zatrzymanie przez Policję.