Jak kraść?. Kazimierz Turaliński
wprowadzane są np. poprzez wykorzystanie gorszych materiałów produkcyjnych lub mniejszą ilość opłaconych roboczogodzin personelu. Informacje o zaniżonych wydatkach nie trafiają jednak do wspólnika, a często nawet do księgowości. Pożytkiem jest różnica pomiędzy pierwotnie planowanymi kosztami a tymi rzeczywiście poniesionymi. Metoda ta (nie oszukujmy się – prymitywna) jest o tyle ryzykowna, że w przypadku ujawnienia, np. w czasie krzyżowej kontroli skarbowej, sprawca może zostać oskarżony o popełnienie przestępstwa przywłaszczenia, uszczuplenia podatku przez fikcyjne zawyżanie kosztów uzyskania przychodu spółki lub fałszowania faktur. Jednak, praktyka pokazuje, że poza materią podatkową czyn ten bywa często marginalizowany i wyłączany z trybu karnego, na rzecz jurysdykcji sądów cywilnych. W olsztyńskiej prokuraturze rejonowej umorzono np. postępowanie w sprawie zaniżenia kosztów budowy podwarszawskiej willi. Sprawca, pomimo iż otrzymał kwotę kilkuset tysięcy dolarów amerykańskich na budowę cudzego domu w stanie gotowym do natychmiastowego zamieszkania, ograniczył się do zlecenia prac do stanu zamkniętego surowego. Osiągnięte tą drogą oszczędności w kwocie 450 000 zł nieuczciwy powiernik zachował dla siebie. Co więcej, ukrył przed inwestorami i zaprzeczył przed organami ścigania, iż zawarł aneks do umowy z przedsiębiorstwem budowlanym, o taką właśnie kwotę obniżający wartość zleconych prac i ich zakres. Prokurator Aneta M. zapoznała się z opatrzonym odręcznym podpisem aneksem i wyciągami bankowymi, dowodzącymi zaniżonego rozliczenia, a także z umową pierwotną, zaakceptowaną przez inwestora. Nie dopatrzyła się jednak w tym działaniu znamion czynu karalnego, lecz zaleciła osobom poszkodowanym dochodzenie utraconych pieniędzy na drodze cywilnej. Podobne przypadki zdarzają się nagminnie w polskich prokuraturach, zwykle można więc spać spokojnie. Na podobną pobłażliwość nie może jednak liczyć ten, kto przywłaszcza kwoty śmieszne, np. 2000 zł, 3000 zł albo 5000 zł. Wtedy zazwyczaj dochodzi do sporządzenia aktu oskarżenia, a kryminalista zostaje przykładnie ukarany, by sprawiedliwości stało się zadość. Statystyka musi przecież godnie wyglądać.
Pozamaterialną kradzieżą pozostaje wykorzystanie know-how lub biznesplanu wspólnika albo nawiązanych za jego pośrednictwem kontaktów, a spożytkowanych już bez jego zgody i wynagrodzenia. W chwili, gdy znajomi i kontrahenci wspólnika stają się naszymi znajomymi, brak już powodu, dla którego mielibyśmy dzielić z nim wypracowany tymi kanałami zysk. Wszelkie zlecenia przekazywane mogą być przecież z pominięciem zbędnego ogniwa. Podobnie zaangażowanie w działalność spółki usługowej – w której siłą napędową pozostaje nie infrastruktura, drogie urządzenia produkcyjne, czy kapitał, ale konkretni fachowcy posiadający unikatową wiedzę lub umiejętności manualne – umożliwia przejęcie kluczowych kontaktów i po zaoferowaniu lepszych warunków współpracy wyeliminowanie zbędnego już wówczas partnera biznesowego. Wydatki na przekupienie podwykonawców i tak będą skompensowane oszczędnościami na zwykle znacznie wyższej marży pośrednika lub jego udziałach w zyskach. Reguła nielojalności znajduje pełne przełożenie na kontakty wspólnika ze stałymi lub strategicznymi klientami, skutecznymi handlowcami, czy skorumpowanymi urzędnikami państwowymi. W chwili zawarcia znajomości z istotną osobą niezbędne staje się kontynuowanie serdecznej relacji, lecz na gruncie prywatnym lub półprywatnym, a następnie pozyskanie lepszego, bliższego kontaktu z celem niż miał nasz wspólny, przeznaczony do odsunięcia na boczny tor, kontrahent. Nieocenione pozostaje zasianie ziarna niezgody lub innego zburzenia dotychczasowego zaufania, np. poprzez plotki o braku wypłacalności, nieuczciwości lub jego innej działalności przestępczej albo niemoralnej. Jako argument dobrać tu można zindywidualizowane prywatne antypatie, konflikty uczuciowe, poglądy polityczne lub filozoficzne, a nawet odrazę do określonych preferencji seksualnych, czy pochodzenia geograficznego lub etnicznego. Wszystko dozwolone w celu zniszczenia wizerunku zbędnego ogniwa. Interesy z tak skompromitowaną lub pogardzaną osobą w sposób oczywisty skutkować mogą uszczerbkiem na prestiżu, jak i na finansach jego kontrahentów, a co najmniej na samopoczuciu. Wówczas, gdy sentyment przeważać zaczyna na korzyść nielojalnego przedsiębiorcy, pada propozycja zawarcia bezpośredniej, korzystniejszej finansowo kooperacji. Nie popełniając żadnego przestępstwa, a naruszając jedynie zasady etyki kupieckiej, ograniczyliśmy nasze wydatki, czyli wynagrodzenie zbędnego pośrednika lub wspólnika, jednocześnie eliminując konkurencję z jego strony i tym samym najpewniej przejmując na wyłączność dotychczas wspólnie obsługiwanych klientów.
Inwestycje w przedsiębiorstwa oraz przejmowanie ich w drodze skupu akcji to oczywiście działania w pełni legalne i zgodne ze zwyczajną biznesową taktyką maksymalizacji zysków przez rozbudowę kanałów zbytu lub zaplecza produkcyjnego. Wielu maklerów dorobiło się jednak majątku nie na żmudnych analizach potencjału spółek giełdowych, a na pokrewnym dla dozwolonej działalności przestępstwie zwanym Insider Trading, czyli zakupie i sprzedaży akcji przed ujawnieniem okoliczności mających wpływ na spadek lub wzrost ich kursów. Spekulant pozyskuje wówczas z wyprzedzeniem strategiczne wieści od skorumpowanych pracowników spółek, którzy przed oficjalnym ogłoszeniem danego faktu powiadamiają o stratach i zyskach nadzwyczajnych, planowanych fuzjach, zawartych lub zerwanych kontraktach, korzystnych zakupach o wielkiej wartości, czy jakichkolwiek innych wydarzeniach skutkujących zauważalnym odbiciem na wartości przedsiębiorstwa. Zwykle najlepiej poinformowanymi osobami są menedżerowie i członkowie zarządów spółek, dlaczego więc nie mieliby oni dodatkowo zarabiać na swej wiedzy, za pośrednictwem podstawionych graczy giełdowych...? Pożytkiem z oszustwa jest w takich przypadkach zakup akcji po niższej cenie na krótko przed pewnym jej wzrostem, albo sprzedaż, tych już posiadanych, przed spadkiem kursu, co skutkuje uniknięciem strat naturalnych w przypadku uczciwej gry i możliwością odkupienia takiej samej ilości akcji po już niższej cenie z zachowaniem uzyskanej nadwyżki.
Legalny obrót akcjami też można uczynić szczególnie intratnym, poprzez nielojalne działania na szkodę akcjonariuszy, czyli „czarny public relations”. Pozorne obniżenie wartości spółki, a tym samym rzeczywiste wartości jej akcji bądź udziałów, pozostaje, jak każde inne nieuczciwe działanie, stosunkowo proste. W przypadku dużych podmiotów giełdowych konieczne jest wywołanie dużego i głośnego wydarzenia, które negatywnie odbije się na wizerunku przedsiębiorstwa i obniży jego wiarygodność w oczach inwestorów giełdowych. Owy „event” dotyczyć może wiarygodnie nagłośnionej, niekoniecznie mającej jakikolwiek związek ze stanem rzeczywistym, informacji o niewypłacalności spółki, rychłej upadłości, chybionym kontrakcie lub zerwanym strategicznym sojuszu, działalności przestępczej – szczególnie dot. działania na szkodę akcjonariuszy albo słynącego z możliwości miażdżenia przedsiębiorstw urzędu skarbowego. Nie bez powodu mówi się, że największy wpływ na notowania giełdowe mają akcje... ale nie spółek, tylko ABW, CBA i CBŚ. Rzadziej zastosowanie znajduje odwołanie do skandalu natury obyczajowej, chyba, że inicjator ukierunkowuje się na bieżące i powszechnie potępiane tematy lub żelazne poglądy kluczowego akcjonariusza, co pozwala prognozować natychmiastową rezygnację ze wspierania niemoralnego przedmiotu inwestycji. Droga rozpowszechnienia zarzutu to media tradycyjne i (o wiele łatwiej dostępne dla mniej wpływowych spekulantów) elektroniczne, a także kanały szeptane. Powierzona w zaufaniu i tajemnicy informacja ma w zwyczaju obiec całą branżę dużo szybciej, niż apel zamieszczony na afiszu w centrum Warszawy.
W 2008 roku dotychczasowy właściciel, wspominanej już wcześniej, ogólnopolskiej sieci franczyzowej postanowił odzyskać pakiet większościowy akcji utworzonej przed laty spółki giełdowej. Konkurentem do tego był dysponujący o wiele większym kapitałem inwestycyjnym potentat branży restauracyjnej – właściciel m.in. sieci fast-foodów KFC. Nowy inwestor przedstawił, jak się wydawało, propozycję nie do odrzucenia: może odkupić posiadany jeszcze przez restauratora pakiet akcji lub też skupi z rynku akcje rozproszone. W obu przypadkach utracona zostanie niepodzielna władza nad siecią franczyzobiorców, a w praktyce także nad wypłatą dywidendy. Od decyzji walnego zgromadzenia akcjonariuszy – a więc w przypadku pakietu kontrolnego akcji od jego właściciela – zależy redystrybucja zysku wypracowanego w danym roku obrachunkowym. Może on zostać zainwestowany, przeznaczony na kapitał zapasowy, bądź na dywidendę dla akcjonariuszy. Sytuacja wydawała się więc finansowo jednoznaczna. Jedyną