Jak kraść?. Kazimierz Turaliński
drobnych podmiotów gospodarczych, a liczba wierzycieli systematycznie rośnie. Niemożliwa jest egzekucja wierzytelności ze środków trwałych spółki „K”, gdyż cały jej majątek został dawno temu zastawiony pod kredyty bankowe. W ten prosty sposób niesolidny dłużnik zabezpieczył możliwość swobodnego działania (produkcji) przy jednoczesnej blokadzie egzekucji komorniczej. Podobnie produkowane urządzenia, jak i ich części składowe, formalnie nie są nawet przez chwilę własnością dłużnika, lecz drugiego zlecającego podmiotu. Warszawscy windykatorzy upatrują nietykalności K. w powiązaniach z dawnymi oficerami Wojskowych Służb Informacyjnych, którzy mają chronić go przed wymiarem sprawiedliwości. Podobno zlecenia zwindykowania realnie wypłacalnego dłużnika nie przyjęli nawet rosyjscy egzekutorzy. Mimo bardzo złej opinii w branży spółka nigdy nie musiała martwić się o kontrakty. Do jej sztandarowych realizacji należą m.in. instalacje w Centrum Biurowym, biurowcu Zeptera oraz Centrum Handlowym Bemowo. Kto oferuje niemal dumpingowe ceny ma zagwarantowany dostęp do zleceń. A nie płacąc za materiały budowlane i robociznę, można sobie na taką „promocję” pozwolić...
Jedną z wielu inwestycji Waltera stał się słynny projekt terminalu kolejowego w Wolbromie. Założeniem była budowa międzynarodowego centrum transportowego łączącego Europę Zachodnią ze Wschodem, co zapewnić miało tysiące miejsc pracy i olbrzymi rozwój gospodarczy gminy. Plany spotkały się z entuzjastycznym przyjęciem wśród miejscowych notabli, a nawet aktywnie popierały go osoby z krajowego świecznika – m.in. przewodniczący Samoobrony RP Andrzej Lepper, zastępca przewodniczącego Trybunału Stanu i działacz AWS Kazimierz Barczyk oraz Janusz Bargieła z SLD. Wszyscy zaślepieni wizją budowy, wstępnie oszacowanej na 400 milionów dolarów, przeoczyli tak drobny szczegół jak wiarygodność finansowa inwestora. Kapitał zakładowy spółki wynosił jedynie 100 000 zł. 90 hektarowa działka, na której stanąć miał obiekt, została wyceniona na jedyne 3,6 mln zł. Za taką też cenę zakupiła ją spółka „DB Terminal”, której udziałowcem został wtedy Walter. Wraz z odrolnieniem wartość nieruchomości wzrosła prawie siedmiokrotnie, rzeczoznawca oszacował ją już na 22,5 mln zł. Zaraz po tym wspólnicy pozbyli się części udziałów w spółce (realnie w gruntach) za łączną kwotę 6,4 mln zł. Nabywca oraz gmina liczyli na rychłe rozpoczęcie prac. Przeliczyli się. Od tego czasu nikt już nawet słowem nie wspomniał o budowie terminalu. Jedynym wydarzeniem w sprawie był proces wytoczony ówczesnemu burmistrzowi Wolbromia o sprzedaż nieruchomości po zaniżonej cenie. Cel został osiągnięty, zamiast hucznie zapowiadanej metropolizacji mieściny nabyto od rozochoconych samorządowców tanią ziemię, by równie „sprytnym” biznesmenom odsprzedać kawałek tego psującego się już tortu. Natomiast sam Walter uważa się za poszkodowanego w sprawie, i jak twierdzi na tej inwestycji jedynie stracił. Jak donosiła Gazeta Wyborcza spółka „DB Terminal” przez szereg lat była dla komornika niewypłacalna na kwotę 1174 zł.
Każdy z opisanych, jakże prostych, wręcz banalnych scenariuszy przeprowadzony w pełni jawne eliminował ryzyko odpowiedzialności karnej, ewentualne dolegliwości ograniczając do cudzych roszczeń finansowych. Początkowe zaufanie kontrahentów uzyskano działając w świetle reflektorów i z pełnymi pozorami wiary w uczciwość prezentowanej oferty oraz jej sukces ekonomiczny. Późniejsze zarzuty względem kontrahentów, nawet jeśli w istocie były absurdalne, nie wykraczały poza spór o charakterze cywilnym. Ewentualne niepowodzenie na tej drodze zabezpiecza dobrodziejstwo podmiotu z osobowością prawną. Nim wierzyciel uzyska korzystny, prawomocny wyrok, wraz z klauzulą wykonalności, wszelkie źródła dochodu przepisane zostają na inną spółkę (faktycznie tą samą – skupiającą tą samą kadrę, rzeczywistych beneficjentów i klientów, lecz pod nowym-starym KRS-em), a dawną pogrążą roszczenia pracownicze – wszak pensje krewnych i znajomych właściciela również muszą zostać uregulowane, a brak bieżących dochodów szybko wyczerpie pozostałe na koncie środki... Nie pozostanie nic innego, jak tylko ogłosić upadłość. Zdarza się. Po co więc komukolwiek obcemu płacić, skoro nie trzeba?
Rozdział VI Jak kraść – na biednego
Nie każdy nieuczciwy przedsiębiorca biegle operuje wiedzą skrytą w labiryncie ustaw i rozporządzeń, czy opływa w bogactwa umożliwiające beztroską konstrukcję globalnej machiny zależnych spółek kapitałowych. Zasoby bezczelności, niezbędnej na potrzeby oszustw opartych na sztuczkach socjotechnicznych, również nie u wszystkich są niewyczerpane. Osoby pozbawione takich „narzędzi pracy” muszą się zadowolić działaniem na ograniczonym, lokalnym rynku i mniej napastliwym orężem. Mało ambitne i krótkowzroczne, lecz praktykowane przez drobnych oszustów, zwykle działających w formie prawnej jednoosobowej działalności gospodarczej.
Przedsiębiorca taki, przed rejestracją w CEIDG (dawniej EDG), wyzbywa się legalnie wszelkiego majątku. Wyprzedaje nieruchomości i co ważniejsze sprzęty krewnym lub znajomym. Najlepiej takim, którzy pozwolą w razie potrzeby nadal z nich korzystać. Gdy już może poszczycić się zerowym stanem posiadania, rozpoczyna intensywną działalność. Profil nie ważny. I tak nie ma przecież żadnego, racjonalnego biznesplanu, a zwykle nawet wartościowych umiejętności zawodowych. Operuje więc zarówno w handlu, jak i w usługach. Ima się każdej możliwej branży i kontraktu, jest specjalistą od absolutnie wszystkiego. Na początku, zazwyczaj bezzaliczkowo, wynajmuje skromny lokal użytkowy, a następnie reklamuje się: w internecie, przez ogłoszenia prasowe i marketing szeptany. Posiadaną jeszcze na początku znikomą gotówkę inwestuje w bieżące wydatki, z czasem jednak, gdy roztrwoni już wszystko, przestaje regulować nawet rachunki za prąd i telefon. Sięgnie po „chwilówki” i pożyczki od kolegów. Może fikcyjnie odnotuje w zeznaniu podatkowym zysk, aby wystąpić o kredyt bankowy? Towar pozyskuje w kredycie kupieckim, nieroztropnie udzielonym na bazie wcześniejszych transakcji gotówkowych. Faktur VAT z odroczonym terminem płatności zazwyczaj nie opłaca. Niby dlaczego, skoro sam jest biedny, a wierzyciele to bogacze? Zaciągane kolejne kredyty usiłuje spłacać nowymi, z czasem jednak i z tego rezygnuje. Zwłaszcza, gdy po uzyskaniu przez wierzycieli nakazów zapłaty, i licznych wizytach komornika, nic się nie zmienia. Wtedy pierwszy strach mija. Jasny staje się brak jakichkolwiek konsekwencji niewypłacalności. Gdy nie posiada się niczego, nie można też na poczet długów nic stracić, poza dobrym imieniem. Stąd nierzadko dłużnik w spokoju ducha opuszcza swoje rodzinne strony, by rozpocząć kolejny „biznes” w innym regionie. Nieniepokojony przez nikogo wiedzie w spokoju egzystencję od okazji do okazji.
Niektórzy z braku posiadania uczynili swoje stałe, całkiem wydajne źródło znacznego dochodu i wygodnego życia. Zdobywają zaufanie hurtowników dużą ilością zakupów gotówkowych, po czym nabyte towary w pełni legalnie i z minimalną marżą niezwłocznie odsprzedają zaprzyjaźnionemu odbiorcy końcowemu – często wtajemniczonemu wspólnikowi, który już od początku finansuje dostawy. Ograniczenie do minimum marży wynika z potrzeby dynamicznej cyrkulacji zainwestowanego kapitału i wzmożonych dalszych hurtowych zakupów, co skutkuje zwiększeniem własnej wiarygodności płatniczej. Przy pierwszych, jedynie częściowo kredytowanych transakcjach, jeszcze przed wyznaczonym terminem regulowana jest pełna należność. Gdy przedsiębiorca przedstawi się już jako solidny kontrahent o szerokich możliwościach zbytu i może liczyć na zaufanie wyrażone wysokim, 100% kredytem – korzysta z niego. Uzyskany na takich warunkach towar również zostanie natychmiast spieniężony, lecz gotówka nigdy nie trafi do rąk hurtownika. Aby zabezpieczyć się przed odpowiedzialnością karną z tytułu oszustwa dłużnik spłacał będzie przez pewien czas należność w drobnych ratach, lecz wkrótce i tego zaprzestanie. Celem jest wyraźne rozgraniczenie oszustwa, które realnie miało miejsce, od niewywiązania się ze zobowiązania o charakterze cywilnoprawnym, czego pozory sprawca pragnie zachować. Podręcznik do nauki prawa karnego autorstwa Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego prof. Lecha Gardockiego wyraźnie wskazuje rozgraniczenie: „Kto zaciągnął pożyczkę z góry zamierzając jej nie zwrócić - popełnia oszustwo (OSNK W 55/1972). Natomiast nie jest oszustwem niezwrócenie pożyczki, którą dłużnik w chwili jej zaciągnięcia zamierzał zwrócić, nawet jeśli później tego nie uczynił”. Tak więc ogólna zła sytuacja finansowa dłużnika,