Uziemieni. Tanya Byrne

Uziemieni - Tanya  Byrne


Скачать книгу
spojrzał na mnie, lekko oszołomiony. Miałam wrażenie, że wszyscy wokół gapią się na niego, usłyszałam także klikanie czyjegoś telefonu. Bardzo dobrze, niech cały Twitter się o tym dowie. Świetnie.

      – Skłamałem. I co? Możesz mnie za to winić? – wydusił z siebie w końcu.

      Powtarzałam sobie, że przecież on nie wie o mojej przypadłości. Bo skąd miałby wiedzieć? Jakim sposobem miałby zrozumieć, że dni, w które rozpoznam czyjąś twarz, są policzone? Że to ciepełko poznania, to uderzenie komfortu, które rodzi się, gdy słyszysz „Tak, znam cię!”, jest darem? Darem, którego tym razem od niego nie otrzymałam.

      Nie powiedziałam nic. Wyobraziłam sobie przytulny, radosny salon mojej cioci i to, że obiecała mi pudełko próbek lakierów do paznokci. I ten zapach mokrych, świeżo uciętych kosmków.

      Dawson minął mnie i nacisnął guzik przyzywania windy. Drzwi otworzyły się od razu, a on wszedł, stając do mnie plecami. Przez chwilę miałam ochotę walnąć go jeszcze raz, tak samo jak na początku, bo tak. Byłam wściekła, zbyt roztrzęsiona, by siedzieć na tym szkoleniu BHP i udawać, że w tych farmazonach o bezpieczeństwie jest coś interesującego.

      Świat zamazał się ponownie. O szit. Czy ja płaczę? Nie jestem w stanie zobaczyć absolutnie niczego!

      – Wsiadasz czy nie? – zapytał Dawson. Jego głos wcale nie brzmiał niemiło.

      Właściwie jego głos był dla mnie jak boja ratunkowa na głębokim morzu, rzucona w ciemności. Chwyciłam się tego głosu i pozwoliłam się wyciągnąć z rozmazanej otchłani w przestrzeń windy.

      SASHA

      Obudziłam się, gdy podskoczyliśmy na wyboju, a jedna z paczek ześlizgnęła mi się ze stosu na kolanach i spadła na podłogę.

      – Nie ma spania w pracy – rzucił tato z fotela kierowcy, uśmiechając się krzywo.

      – Może dla ciebie – odpowiedziałam. – Ja jestem tylko pasażerem.

      – Asystentem kuriera – poprawił mnie, jakby to robiło jakąś różnicę.

      Żadne z nas nie chce tego robić, ale zarówno ja, jak i tato nie należymy do tych, którzy dostają to, czego chcą. Tato jest typem osoby, która szybko staje się zbędna, a potem trudno mu znaleźć kolejną pracę. Ja z kolei jestem typem, którego aplikacje na wyszukane staże kończą w otchłani czyjejś skrzynki mailowej.

      Mimo tego wolałabym pracować z tatą przez cały tydzień niż robić dla samorządu lokalnego, który ma jakiś tandetny program staży dla uczniów mojej szkoły. Jednym z ich obecnych stażystów jest Billy Goodart.

      Nigdy nie powinnam dotykać jego penisa.

      Kolejna paczka ze stosu prawie spadła na ziemię, gdy zaczęłam wycierać w dżinsy resztki tego wspomnienia ze swoich dłoni.

      – Poważnie, Sash, musisz trzymać te paczki – powiedział tato.

      Tato od kilku miesięcy pracuje jako kierowca dla firmy kurierskiej. Mówi, że to dobra opcja, która pozwala mu na pracę na własny rachunek: może wybierać te zadania, które mu odpowiadają i zawsze być blisko mnie… nie żebym tego potrzebowała. Mam już piętnaście lat. Ale tato jest dumnym człowiekiem i myślę, że wykonywanie jakiejkolwiek pracy wychodzi mu na dobre, nawet jeśli nie jest to praca jego marzeń. Ani dobrze płatna.

      Pracuję od trzech godzin i już wiem, że to nie jest dla mnie:

      1. Wczesne poranki: wstaję tak wcześnie, że wróble jeszcze nie pierdzą i (jak już ustaliliśmy) nie wolno mi drzemać w pracy.

      2. Inni kurierzy: są gotowi przejechać ciebie, jeśli to zapewniłoby im dodatkowy kurs w ciągu dnia. Serio. Wydawanie paczek dziś rano to była czysta rzeź.

      3. Dostarczanie przesyłek: musisz rozmawiać z nieznajomymi, nawet jeśli chodzi tylko o proste „Imię”, „Podpisz tutaj” czy „Musisz naciskać mocniej, ekran coś szwankuje”. Myślałam, że tato mi trochę odpuści, bo to mój pierwszy dzień, ale skąd, jego celem jest jak największa efektywność i niska tolerancja dla moich „problemów z pewnością siebie”.

      4. Vox FM: brzmi jak zapętlona lista hitów weselnych.

      Chociaż wydaje mi się, że ten ostatni punkt nie jest obowiązkowy – to tylko kwestia okropnego gustu muzycznego mojego taty.

      Mówił mi właśnie coś o kursie, który dostał, ponieważ innemu kierowcy urodziło się dziecko, ale ja gapiłam się za okno na panoramę ulic z licznymi rondami i wysoką zabudową. W końcu tato zatrzymał się w zatoce parkingowej.

      – To MediaCity? – zapytałam.

      – Czy ten sekret wyjawiły ci wielkie litery UKB? – odpowiedział tato, będąc już prawie na zewnątrz.

      Musiałam poczekać, aż obejdzie samochód dookoła i zdejmie mi paczki z kolan, abym mogła wyjść. Potem stanęłam z tyłu samochodu, a on przeglądał przesyłki w bagażniku, mamrocząc coś do siebie i układając nowy stos na moich rękach, jakbym była ludzkim wózkiem widłowym.

      Zawsze byłam silna – to jedna z lepszych rzeczy w byciu dużą dziewczynką. Postura taty, powierzchowność mamy. Widziałam na Fejsie jej zdjęcia, skany z lat, gdy była w moim wieku – dosłownie ja w miniaturze. To podobieństwo to było coś więcej niż ciemna skóra, brązowe oczy, wyraźne brwi i pukle falujących włosów. Gdybym kiedyś spotkała albańską część swojej rodziny, odnalazłabym się w niej bez problemu. Ale to nigdy się nie zdarzy. Mama uciekła wkrótce po moich narodzinach, od tego czasu mogę jedynie liczyć na telefon w Boże Narodzenie i kartkę urodzinową, która nigdy nie przyjdzie na czas. Gdybym nie zaprzyjaźniła się z nią na Facebooku, nie wiedziałabym nic o jej życiu.

      – Słuchasz mnie? – zapytał tato.

      Oczywiście, że nie. Rozglądałam się wokół w poszukiwaniu celebrytów. Moja przyjaciółka Michela ciągle opowiada o słynnych osobach, które spotyka w klubie. Raz ogłosiła, że wyrwała prezentera „UK Babies”, ale już dwa tygodnie później przebiła samą siebie, robiąc loda komuś z obsady „Życia w Hollyoaks”.

      Nie miałam serca mówić jej, że tego nie kręcą w Manchesterze.

      – Słuchaj, może poszłoby nam znacznie szybciej, gdybyś rozniosła tę część paczek w tamtym budynku, a ja w tym czasie wyładuję pozostałe. – Pytania taty zawsze ostatecznie zamieniają się w stwierdzenia.

      – Muszę zabrać ze sobą terminal? – zapytałam, zupełnie niegotowa na samodzielną dostawę tak pokaźnego stosu.

      – Żadna paczka z tej partii nie wymaga podpisu. Będzie dobrze. – Tato poklepał mnie po ramieniu i lekko przycisnął do siebie. – Zrób to szybko, to będziemy mieli czas na coś dobrego. Jakaś kanapka w Subwayu czy coś.

      Czasami mój tato ma problem z wykrywaniem ironii. Albo sarkazmu. Albo, lepiej powiedzieć, rzeczywistości. „Coś dobrego” i „kanapka z Subwaya” nie mają prawa spotkać się w jednym zdaniu. Ale zanim zrobiłam cokolwiek, on już pognał na sąsiedni dziedziniec. No bo po co ma czekać na odpowiedź, skoro i tak wie, że zrobię wszystko, co mi powie?

      Obracać mogłam się tylko bardzo powoli. Za każdym razem, gdy decydowałam się na trochę bardziej dynamiczny ruch, stos w moich rękach delikatnie przechylał się w bok, lecz w końcu udało mi się przejść przez drzwi i stanęłam przed stanowiskiem ochrony. Musiałam się jeszcze trochę obrócić, by zobaczyć siedzącą tam osobę.

      – Dobry – powiedziałam.

      Facet za biurkiem nawet na mnie nie spojrzał, cały czas grając w Candy Crush,


Скачать книгу