Kwiaty nad piekłem. Ilaria Tuti

Kwiaty nad piekłem - Ilaria Tuti


Скачать книгу
kobiety zgwałcone przez mężczyzn, którzy powinni je kochać, dzieci wyrastające w patologicznych środowiskach, a mimo to jego dusza nadal była jak żywe ciało pozbawione twardego naskórka obojętności i przez to bezpośrednio narażone na cierpienia.

      Tego ranka przyszedł do komisariatu dużo za wcześnie i nawet nie zamierzał okłamywać się dlaczego: zrobił to dla niej. Chciał naprawić wrażenie po pierwszym, katastrofalnym spotkaniu, zaimponować tej energicznej kobiecie, która nie uważała go za kompetentnego policjanta.

      Czekał na nią w biurze z prezentem i niespodzianką. Był pewien, że to pierwsze ją ucieszy, a co do niespodzianki – raczej mało prawdopodobne.

      Komisarz Battaglia weszła w towarzystwie Parisiego i De Carliego, który szedł za nią jak cień. Ze zmarszczonymi brwiami rozprawiała o czymś, co właśnie przeczytała na kartce. Policjanci przytakiwali ze skupieniem, sporadycznie rzucając jakąś uwagę. Tworzyli zgraną trójkę. Massimo wywnioskował to z ukrytej w ich gestach dynamiki. Pani komisarz była jak oś, wokół której obracały się dwa ramiona dobrze naoliwionej machiny. Teresa wyrażała się krótkimi, często urwanymi zdaniami, bo i nie było potrzeby ich kończyć, skoro pozostali je rozumieli. Dopowiadali za nią, zapewniając, że to, o co prosi, może już uznać za wykonane. W ich zachowaniu nie było przypochlebiania się, tylko wielki szacunek.

      Nagle Massimo poczuł się jak głupiec, trzymając w ręku paczuszkę. Położył ją na biurku pani komisarz i odepchnął od siebie palcem, jakby chciał się od niej odciąć. Już sam fakt, że siedział, wydał mu się wielką nieostrożnością.

      Ten drobny ruch i szelest papieru przyciągnęły uwagę całej trójki. Massimo zobaczył, jak twarz pani komisarz ulega zmianie – zupełnie jak u drapieżnika spoglądającego na swoje terytorium, które zostało zajęte przez mało wartościową ofiarę – z zaskoczonej w gniewną.

      – A ty co robisz w moim biurze? – zapytała, wyraźnie skandując sylaby. To nie był dobry znak.

      Massimo nie wiedział, jak ogłosić jej swoją niespodziankę. Wolałby zacząć od podarunku. Ale skoro się nie udało, postanowił załatwić sprawę szybko i bezboleśnie.

      – Teraz to także moje biuro – rzucił bez namysłu.

      Żadnej reakcji.

      – Nie dosłyszałam – odparła.

      Massimo był pewien, że usłyszała go doskonale.

      – W moim biurze pękła rura – wyjaśnił, wedle jego mniemania odważnym tonem. – Spędzę tu trochę czasu. Z panią. Tak postanowił komendant.

      Parisi i De Carli wymienili spojrzenia. Ich miny mówiły wyraźnie, że to się pani komisarz nie spodoba.

      – A to co? – zapytała Teresa, tylko wskazując oczami na paczuszkę.

      – Dla pani – wyjaśnił Massimo z nadzieją. Może wreszcie zacznie się między nimi układać.

      Komisarz usiadła na swoim miejscu. Spojrzała na podarunek. Otworzyła.

      – Jasny gwint.

      – Pani komisarz… – zaczął Parisi, gładząc swoją doskonale wypielęgnowaną bródkę, ona go jednak uciszyła. Porwała jeden z pączków i zanurzyła w nim zęby, z lubością przymykając oczy. Z wnętrza przysmaku wylała się kremowa masa.

      – Są też z czekoladą – szepnął Massimo zachęcająco, zapraszając gestem pozostałą dwójkę. Oni jednak z niepokojem wpatrywali się w panią komisarz.

      Teresa kiwała głową z zamkniętymi oczami. Była w siódmym niebie.

      – Wieki ich nie jadłam – wymamrotała.

      Massimo się uśmiechnął. Wreszcie dostrzegł w niej jakiś ludzki odruch inny niż poirytowanie. W gruncie rzeczy nieźle mu poszło.

      – I lepiej, żeby dalej ich pani nie jadła – odezwał się nerwowo De Carli.

      Komisarz Battaglia spojrzała na Massima przez zmrużone powieki, w których czaiło się wyzwanie.

      – Mam cukrzycę.

      Sens tych słów dotarł do niego z opóźnieniem, a wtedy zaklął pod nosem i spróbował odebrać Teresie paczkę. Ona jednak stanowczo położyła na niej rękę.

      – Próbujesz mnie zabić? – zapytała.

      Czuł, jak palą go policzki.

      – Inspektorze, naucz się nie rumienić. A kiedy czujesz, że musisz zakląć, zrób to, na miłość boską! – powiedziała, uwalniając pakunek. Skinieniem poleciła Parisiemu i De Carliemu, żeby zabrali pączki i wyszli. Posłuchali, zamykając za sobą drzwi, jakby chcieli w ten sposób zdusić w zarodku ostrą wymianę zdań, na którą się właśnie zanosiło. Massimo już ją sobie wyobrażał: wystrzelone jak pociski słowa, świszczące w uszach i eksplodujące wściekłością.

      Czuł się jak struna naciągnięta poza granice wytrzymałości.

      – Co mam robić, żebyśmy wreszcie żyli w zgodzie? – zapytał spokojnie, bo wcale nie zamierzał wywoływać kłótni. Chciał po prostu zrozumieć.

      Pani komisarz nie zwracała na niego uwagi. Skupiła się na monitorze i wyświetlanych na nim zdjęciach z miejsca zbrodni.

      – Masz robić to, co do ciebie należy, jeśli w ogóle potrafisz – odparła. – Przeczytałam w nocy twój raport.

      – I jak?

      Podniosła na niego wzrok.

      – Wylądował w koszu. Musisz napisać go od nowa.

      Nagle Massimo poczuł, jak dopada go zmęczenie skumulowane przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny, wiesza się na jego plecach jak bezkształtna, ciężka masa i ciągnie w dół, na podłogę albo jeszcze niżej.

      Jednocześnie zdał sobie sprawę, że nie on jeden czuje się jak w piekle. Bo choć początkowo wydawało mu się, że twarz pani komisarz jest napięta, teraz widział, że pod tą maską kryje się coś na podobieństwo bólu i, o dziwo, chyba strachu.

      – W ogóle nie spałem, żeby to napisać – wytłumaczył się. Chciał ją wybadać i zarazem sprowadzić rozmowę na inny tor. To, co właśnie zobaczył, ku jego zdziwieniu wprowadziło go w konsternację.

      – Źle zrobiłeś. Powinieneś był odpocząć, żeby napisać raport ze świeżym umysłem.

      Najwyraźniej chwilowo zawiesiła broń, bo jej głos brzmiał obojętnie, zupełnie jakby rozprawiali o pogodzie.

      – Myślałem, że odwaliłem kawał dobrej roboty – powiedział.

      Teresa Battaglia odłożyła długopis, który właśnie gryzła.

      – To za mało – odparła. – Nie mogę iść do krewnych ofiary i powiedzieć, że odwalamy kawał dobrej roboty. Oni chcą, byśmy dali z siebie wszystko, rozumiesz? Potrzebują tego.

      Przytaknął skinieniem. Naprawdę zaczynał rozumieć.

      – Czego pani ode mnie oczekuje? – zapytał.

      – Musisz zdobyć wiedzę. O tym, czego nie uczą na uniwersytecie, o sztuce zabijania. – I nie czekając na odpowiedź, wstała i podeszła do tablicy zawieszonej naprzeciwko jej biurka. – Myślałam, że jest młody, ale chyba musimy zrewidować przypuszczenia – wymamrotała. – Może mieć o kilka lat więcej.

      Massimo dołączył do niej zaciekawiony.

      – Dlaczego?

      – Dlatego że wykazuje wysoki poziom sadyzmu – wyjaśniła, notując krzywym charakterem pisma. – Miał wiele czasu, żeby


Скачать книгу