Zew nicości. Maxime Chattam

Zew nicości - Maxime Chattam


Скачать книгу
Segnon, ale zaraz dodał: – przyznaję, że na miarę tego, co potrafi nieraz wyszperać.

      – Jadę z panią – oświadczył Marc, nie dając Ludivine czasu na protesty.

      Po wyjściu z koszar Ludivine poprowadziła partnera na przylegający do budynku parking i wskazała audi TT RS.

      – Ja prowadzę.

      Marc Tallec gwizdnął z podziwem.

      – No proszę, w WŚ nie brakuje środków!

      – To przechwycony wóz. Należy nam się czasem jakaś korzyść w naturze.

      – Lubi pani samochody!

      – Przypadkiem zasmakowałam w sportowej jeździe podczas jednej dużej sprawy. Od tamtej pory pozbyłam się nawet części oszczędności, żeby kupić po okazyjnej cenie stare porsche boxster.

      – No i dom – uzupełnił Marc, zapinając pasy.

      Ludivine popatrzyła mu w twarz.

      – To też znalazł pan w dokumentacji, którą dostał pan na mój temat? – rzuciła oschle. – Naprawdę musi pan wtrącać się w tak osobiste sprawy?

      Tallec wytrzymał jej lodowate spojrzenie.

      – Proszę nie brać tego do siebie, muszę wiedzieć, z kim mam do czynienia. Jakie formy nacisku mogą wobec pani zastosować.

      – Kto?

      – Wszystko zależy od tego, kto stoi za śmiercią Laurenta Bracha.

      – I sądzi pan, że można mi zrobić pranie mózgu, wściubiając nos w moje prywatne życie?

      – Przykro mi, ale muszę wiedzieć, z kim pracuję.

      – I co, zdałam test? Można mi zaufać, czy jestem tylko małą blondynką, którą warto się posłużyć, ale nie należy się z nią zbytnio spoufalać?

      Z niewyrażającej emocji twarzy Marca Talleca nagle opadła maska. Wyglądał na szczerze dotkniętego.

      – Wiem, że to nieprzyjemne. Proszę przyjąć moje przeprosiny.

      Ludivine westchnęła ciężko. Silnik zaczął mruczeć. Wyjechała za wojskowe ogrodzenie i włączyła się do ruchu. Ruszyli w stronę obwodnicy w przytłaczającym milczeniu.

      Po kilku minutach spytała łagodniejszym tonem:

      – No to jak można poddać mnie naciskom? Co jest moim problemem?

      Tallec posłał jej rozbawione spojrzenie, po czym odpowiedział:

      – WADA.

      – Och, tylko jedna? Z pewnością mam ich więcej, choć wszystkie staram się kontrolować.

      Mężczyzna zachichotał.

      – Nie, WADA to nazwa klasycznej metody stosowanej przez tajne służby, kiedy chcą kogoś zrekrutować albo przynajmniej wykorzystać. Akronim hasłowo opisuje cztery sposoby wywierania wpływu: wpadka, aktywa, doktryna i ambicja. Krótko mówiąc, rzecz w tym, by znaleźć furtkę, przez którą da się dotrzeć do danej osoby i ją pozyskać. Może ma coś na sumieniu i trzeba ją zaszantażować? A może wystarczy ją kupić? Albo jest patriotą i pomoże ze względu na wyznawane poglądy? I wreszcie pozostają piękne słówka, obietnice i odrobina władzy, które mile połechtają ego kandydata. Wszyscy mamy jakieś słabostki… Ostatnią szansą jest zastawienie na delikwenta pułapki, co właściwie podpada pod „wpadkę”…

      – A czego użyłby pan w moim przypadku?

      – Całkiem szczerze?

      – Proszę bardzo, sądzę, że to już nie zrobi wielkiej różnicy…

      – Zaaplikowałbym pani sporą dawkę „doktryny” zaprawionej odrobiną „ambicji”. Ma pani ten zawód we krwi, to silniejsze od pani, z łatwością przekonałbym panią, że gra toczy się o olbrzymią stawkę, wyjaśniłbym, jak cenna, a nawet nieoceniona, może się okazać pani pomoc, że przysłuży się pani wszystkim, uratuje ludzkie życia.

      – Trafne posunięcie. A z tą ambicją, to żeby mi nie było smutno?

      – Żeby panią dowartościować. Jest pani wyjątkową kobietą osiągającą ponadprzeciętne rezultaty, która sama siebie nie docenia. Nie ośmielam się nawet myśleć, co można by z pani wycisnąć, gdyby była pani pewna siebie i niezachwianie wierzyła we własne siły.

      – Wątpliwości, stare rany i ta kruchość relatywizują mój tok myślenia i to właśnie one czynią mnie tak wytrwałą. Jeśli mi pan to odbierze, zacznę partaczyć. I pan o tym wie. Odwołałby się pan do ambicji, by łatwiej mną manipulować. Żeby w całą relację wpleść element emocjonalny, bo ma pan świadomość, że jestem osobą uczuciową. – Tallec znów się uśmiechnął, ale nie odpowiedział. – Co nie zmienia faktu, że to bardzo nieprzyjemne, że tyle pan o mnie wie. Czuję się, jakbym stała przed panem nago.

      – Zapewniam panią, to wcale nie tak! Ale wróćmy do meritum: pani zdaniem śmierć Bracha łączy się jakoś z narkotykami czy nie?

      Ludivine zdała sobie sprawę, że zirytowała ją jego reakcja, to, że nawiązał do spraw służbowych i nie powiedział już nic na jej temat, żadnego czułego słówka. Mógł chociaż skwitować jej wyznanie jakąś ripostą, przecież nie było całkiem niewinne, w ciasnej kabinie samochodu… Nagle zaczęła się zastanawiać, czy jakaś jej część nie próbuje go uwieść… Dawne demony… uwodzić, by się sprawdzić… uwodzić, by dominować… żeby się wypełnić, ze strachu przed pustką, z obawy, że trzeba będzie stanąć twarzą w twarz z samą sobą… Nie, zakończyła już ten etap. Pracowała nad sobą, dorosła, zmieniła się. Tutaj chodzi o coś zdrowszego, bardziej o jakąś… chemię, coś fizjologicznego… O cholera! Nie, Lulu, tylko nie on! Podobał jej się. Trzeba przyznać, że jego aparycja robiła wrażenie. Żebym zakochała się od pierwszego wejrzenia, to niemożliwe! Nie był klasycznie przystojny, ale roztaczał niezwykły urok. To tylko… pożądanie. I co z tego? To ludzka rzecz, prawda? Nie mówię, że chętnie bym się z nim przespała, tylko że jest… I w tej chwili nagłego roznamiętnienia znów poczuła jego zapach, tę zwierzęcą woń zmieszaną z aromatem jego skóry, przypominającą niestrudzoną falę, która chyłkiem zbliża się z boku, żeby cię zatopić…

      – Ludivine?

      Ile czasu minęło, odkąd miała faceta? Ta nieustająca samotność, puste noce, bez grama czułości, bez dzielenia się, wymiany, bliskości… To wszystko czyniło ją podatną na wdzięki pierwszego względnie atrakcyjnego mężczyzny, który się nawinął – wkurzająca sprawa. Beznadziejna. Ale to przecież ludzkie… Naturalne zwłaszcza w przypadku kogoś, kto chce odbudować więź ze zmysłami, ze swoim wnętrzem, z tą prawdziwą, wrażliwą cząstką…

      – Ludivine?

      Zamrugała, żeby otrząsnąć się z zamyślenia.

      – Yyy… tak, przepraszam. Zastanawiałam się nad…

      Użyła wzmożonego ruchu na drodze jako wymówki, by skupić się na prowadzeniu auta. Ryk pięciu cylindrów wypełnił pustkę między nimi, gdy przyśpieszyła gwałtownie, żeby wślizgnąć się między dwa inne pojazdy.

      Odzyskała panowanie nad sobą i podjęła:

      – Nie wiem już, co myśleć o tym zabójstwie. Wszystko wskazuje na skrupulatnego, obsesyjnego mordercę o ekstremalnie silnych popędach, przytłoczonego brzemieniem swoich fantazji. Krótko mówiąc, nie chodzi o pierwszego lepszego kryminalistę. A jednak te narkotyki, telefon do dilera… Karty bez przerwy się przetasowują.

      – Ja też potrafię analizować fakty. Ale chciałbym


Скачать книгу