Dzieci cesarza. Claire Messud

Dzieci cesarza - Claire Messud


Скачать книгу
ją o radę, czy w przyszłym semestrze powinien wziąć zajęcia na Uniwersytecie Columbia, czy może w Sarah Lawrence College. Że zwierzy się jej, iż zaczął czytać na nowo prace Williama Jamesa w związku z artykułem, nad którym pracuje, i zapyta ją, co sądzi o jego Doświadczeniu religijnym. Że ona posunie się do tego, aby zamówić tę książkę przez Internet – stoi teraz na półce tuż za jej lewym ramieniem, wciśnięta między inne pozycje, jakby była tam od zawsze – i przeczytać fragment, do którego się odniósł, po to tylko, żeby móc rzetelnie odpowiedzieć na jego uwagi. Danielle uważała to wszystko za zupełnie niewinną wymianę listów. On z nią nie flirtował, przynajmniej w jej rozumieniu tego słowa. Jego ton był raczej profesorski, ojcowski. A jednak było w tym wszystkim coś niewłaściwego. Ich zwięzłe, treściwe maile miały jakiś posmak zdrady. Czy krył się w nich podtekst seksualny, czy też dokonali odrobinę niezdrowego przeniesienia relacji ojciec-córka, tego Danielle nie umiała stwierdzić. Jedno było pewne: Danielle nie czuła potrzeby wspominania Marinie o tych kontaktach, z wyjątkiem pierwszych listów, z których razem się pośmiały („Cały tata!” – radośnie klasnęła w dłonie Marina, nie słuchając, co napisał), i mogła się założyć, że Murray Thwaite pozostawał równie dyskretny w tej kwestii. Marina jest osobą z natury otwartą, więc Danielle wiedziała, że jeśli ojciec powie jej o listach, będzie zaskoczona i urażona, i zapyta ją: „Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?”. Na co Danielle odpowie (wyobrażała sobie tę scenę wiele razy, ćwicząc beztroski ton głosu): „Nie powiedziałam?! Wybacz, zdawało mi się, że o tym wspominałam”. A jednak było coś dziwnego nawet w tej wyimaginowanej rozmowie, choć nie umiała tego czegoś zdefiniować. To coś powodowało, że często zawieszała głos, gdy zwierzały się sobie z Mariną lub po prostu rozmawiały, i czuła, jak po plecach przebiega jej lekki dreszczyk podniecenia.

      4. Następna kwestia to czwartkowe plany Randy Minkoff. Od jakiegoś czasu bardzo chciała zabrać córkę do salonu manicure przy Madison Avenue, o którym przeczytała w „Vogue’u” i dziś wieczorem przyznała się, że w tajemnicy, bez porozumienia z nią, załatwiła im wizytę na wpół do trzeciej po południu, mimo że Danielle, wziąwszy całą środę wolną, zaproponowała matce, żeby w czwartek spotkały się tylko rano, zwłaszcza że o trzeciej ma ważne zebranie, na które obiecała się stawić. Jak mogłaby sprawić zawód Randy?/Jak nie sprawić zawodu Randy? („Nie masz pojęcia, jaki tam jest luksus. Zarezerwowałam miejsca już miesiąc temu z St. Petersburga. A gdyby nie znajoma Irene, Malva, która należy do ich stałych klientek, w ogóle nie miałybyśmy szans się tam dostać!”). Jak, nie okazując zgubnego dla kariery braku zaangażowania, wykręcić się od zebrania? Jak matka mogła postawić ją w takiej sytuacji? A może – tu musiała się chwilę zastanowić – ona sama pozwala sobą tak manipulować? Randy nigdy nie zrobiłaby tego Jeffowi, który pracuje w banku w Dallas. Nawet by się nie odważyła spróbować. Obie mogły sobie wyobrazić, jak by to wyglądało: Jeff nadąłby i tak już pełne policzki, zacisnął usta i rzekł z lekkim wzruszeniem ramion: „Zapomnij, mamo. Nie ma takiej możliwości”. I choć liczy tylko metr siedemdziesiąt wzrostu i śmiesznie wygląda w garniturze ze swą grubą szyją i krótkimi rękami, choć jest prawie dwa lata młodszy od Danielle, potrafi być tak stanowczy (może to po prostu chodzi o męskość, cokolwiek pod tym hasłem rozumieć), że Randy Minkoff natychmiast się wycofuje, nie ma pretensji i sprawia wrażenie, jakby od początku wiedziała, że Jeff będzie miał ważniejsze rzeczy do roboty. Czemu tak jest? Gdyby Danielle próbowała postawić na swoim – dzisiaj usłyszawszy o wizycie, zbladła, wręcz skuliła się w sobie, ale powiedziała tylko: „Kurczę, mam jutro zebranie w pracy. Ale zobaczę, co da się zrobić” – Randy Minkoff (ciekawe, skąd Danielle to wie) zaraz by się załamała i rozpłakała. A nie ma bardziej rozdzierającej i wyczerpującej sceny w repertuarze rodziny Minkoffów, więc należało jej za wszelką cenę uniknąć.

      5. I w końcu sprawa może nie najpilniejsza, ale dość denerwująca – Julius. A ściślej mówiąc, to, co się z nim stało. Tęskniła za nim. Od zawsze był dla niej promyczkiem słońca, który rozświetlał szare dni. Potrafił ją rozśmieszyć; przy nim życie nabierało blasku. I nagle gdzieś zniknął. Nie podejrzewała, że oberwał w głowę świecznikiem i wykrwawił się na podłodze swego mieszkania ani że został porwany przez handlarzy żywym towarem czy też wzięty do niewoli przez ekstremistów. Nie, otrzymywała wystarczające sygnały, że żyje i ma się dobrze, może nawet lepiej niż kiedykolwiek. Tak przynajmniej twierdził na pocztówce wysłanej z luksusowego hotelu Delano w Miami, dokąd się udał na weekend ze swym nowym facetem, tajemniczym Davidem, który pojawił się na horyzoncie jakieś dwa miesiące temu. Może trochę wcześniej. Nikt jednak z grona przyjaciół Juliusa nie dostąpił jeszcze zaszczytu poznania go osobiście. Danielle z Mariną żartowały, że David pewnie w ogóle nie istnieje, tylko jest kolejnym efektownym wytworem wyobraźni Juliusa, tak samo jak jego fikcyjne zajęcia, przez które latami tak trudno było się z nim skontaktować. W sumie byłby to nawet niezły fortel i zdecydowanie w stylu tego mistyfikatora tkwiącego w Juliusie. Chochlika, którego bardziej ekstrawaganckie wymysły z upływem lat stawały się coraz rzadsze. Na studiach Julius zawsze rozgłaszał na prawo i lewo niestworzone historie, gdzie on to był i z kim; miał też zwyczaj podbierać od ludzi najlepsze anegdoty i potem bez skrupułów przekazywać je byłym właścicielom jako swoje, tylko troszkę ubarwione, dopracowane, lepsze; teraz już tego nie robił. A jednak Danielle na własne oczy widziała na znaczku stempel z Miami. Sama pocztówka pochodziła z hotelowej papeterii. Skoro Julius w ogóle się tam znalazł, to znaczy, że David istnieje naprawdę. Poznali się przez Internet? W nocnym klubie? Julius nie chciał o tym mówić, więc uznała, że ich pierwsze spotkanie musiało być niezbyt przyjemne. Czasem odnosiła wrażenie, że jej wyobrażenia o ekscesach Juliusa są dziwaczne i przesadzone, że ludzie na pewno takich rzeczy nie robią. A jednak ilekroć potem relacjonował jej wszystko ze szczegółami – z czasem coraz rzadziej – czuła się niemal jak dziewica, jak własna matka. Wiedziała, że powinna się przede wszystkim cieszyć, że przyjacielowi wreszcie zaczyna się układać w miłości, ale była zaniepokojona i podejrzliwa. Tym bardziej że ten David (Ile on ma lat? Czym się zajmuje? Skąd ma tyle pieniędzy?) najwyraźniej nie kwapił się, żeby ją poznać. Ani Marinę czy kogokolwiek z ich grona. Julius, kiedy już udało jej się z nim porozmawiać, rzucał tylko wykrętne teksty typu: „Dziś wieczorem idziemy na kolację do naszej ulubionej restauracji. Obchodzimy coś w rodzaju rocznicy”. Zupełnie jakby w ciągu dwóch krótkich miesięcy wspólnie wymazali z jego pamięci wszystkie lata, które spędził z przyjaciółmi w Nowym Jorku. Jakim cudem mają już ulubioną restaurację? Czy mają też ulubioną piosenkę? Zapewne. Porę dnia? Ulicę? Jednak Danielle nie jest głupia. Nawet w tym swoim wzburzeniu. Najbardziej zależało jej na tym, żeby odzyskać Juliusa, który dzięki swemu ciętemu językowi potrafił znaleźć komizm w najpaskudniejszej sytuacji, który umiał sparodiować niemal każdego (świetnie wychodził mu Murray Thwaite), który zjawiłby się u niej nawet o drugiej w nocy, gdyby po niego zadzwoniła, no i przy którym Danielle zawsze nabierała przekonania, że wszelkie smutki da się pokonać. Matka zawsze jej powtarzała, że nie łapie się much na ocet. Żeby odzyskać Juliusa, trzeba się będzie pozbyć tego Davida. I to jak najszybciej. Muszą wykombinować z Mariną jakiegoś konia trojańskiego, który pomoże im to załatwić. Gdyby tylko udało się jej zdobyć o nim jakieś informacje, coś więcej niż to, że nosi nazwisko Cohen i podobnie jak Julius z pogardą odnosi się do facetów z owłosieniem na twarzy. Z chwilą gdy David zostanie pokonany, Julius przestanie się ukrywać. Na to wskazywałaby logika. Danielle też tak uważała, tym bardziej że rano, tuż przed wyjściem na spotkanie z matką, odebrała od niego kolejnego odmownego e-maila: z radością spotkałby się z Randy Minkoff w piątek wieczorem, ostatniego dnia jej pobytu w mieście (mówił o niej „niezrównana Randy Minkoff” i uwielbiał droczyć się z Danielle, że jej mama mogłaby szkolić drag queens), ale niestety, wyjeżdżają z Davidem


Скачать книгу