Dzieci cesarza. Claire Messud

Dzieci cesarza - Claire Messud


Скачать книгу
słodkie i urocze. Jednak Marina taka była od zawsze, całe swoje życie, a on sądził, że zaszczepił w niej ambicję, by stać się kimś. Nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że jest nie dość inteligentna. Znał ją i wiedział, że to nieprawda. Może nie dorównuje bystrością swojej przyjaciółce Danielle, ale nie jest na tyle głupia, żeby można było usprawiedliwić takie zachowanie. Zamanifestował swoje niezadowolenie, głośno wypuszczając nosem powietrze. Czuł, jak drżą mu nozdrza. Aby dać Marinie czas, zapalił papierosa i opróżnił popielniczkę do kosza (Aurora w całym domu wyłożyła kosze plastikowymi reklamówkami, żeby sobie ułatwić sprzątanie, więc popiół i niedopałki szeleściły w środku jak liście na wietrze).

      – Danielle uważa, że powinnam iść do pracy – odezwała się w końcu Marina.

      – Masz na myśli coś konkretnego?

      – Właśnie tu jest problem. Po pierwsze, czy w ogóle ma sens, żebym czegoś szukała, skoro najpierw chcę skończyć książkę. Poza tym taka praca wymagałaby ode mnie sporo zaangażowania. W sumie tak powinno być, ciekawa praca powinna być absorbująca, ale… Kogo ja chcę oszukać, to na pewno będzie coś banalnego, ogłupiającego.

      Murrayowi skończyła się cierpliwość. Nagle ujrzał w córce potwora, którego stworzyli razem z Annabel – oni i społeczeństwo dobrobytu. Już miał na końcu języka „kiedy byłem w twoim wieku…”, gdy nagle usłyszał w głowie głos swojego ojca wypowiadającego te słowa. Przyrzekł sobie, że nigdy ich nie użyje w stosunku do własnych dzieci. Wciąż pamiętał, jak go wyprowadzały z równowagi. Zamiast tego powiedział:

      – Wiesz, że możesz tu zostać tak długo, jak chcesz. Masz gdzie spać, co jeść, a i gotówką wspomożemy, jeśli tylko będzie nas z matką stać.

      Marina spuściła głowę, jakby poczuła się skarcona tą nagłą szczodrością i czekała z obawą, co teraz nastąpi.

      – Chciałabym… Ty wiesz, czego zawsze pragnęłam, tato. Robić w życiu coś ważnego.

      Czy ona słyszy to, co mówi? Nawet ta studentka na Columbii – jak jej było na imię, Anne? Maryanne? Roanne – nawet ona nie była tak naiwna, a jest dziesięć lat młodsza.

      – A konkretnie?

      – Chciałabym pisać. Artykuły, książki, nieważne, byleby coś znaczyły.

      – Ale o czym? Czy jest jakiś temat, który cię szczególnie ciekawi, nurtuje?

      – Na pewno nie dziecięce ciuchy – prychnęła marszcząc brwi. – Nie wiem. Tego jest bardzo dużo. Ty najlepiej powinieneś wiedzieć, jak to jest…

      – Moja droga, dla jednych ważne jest to, a dla innych tamto. Dobrze o tym wiesz. Nie chodzi o to, żeby wybrać coś z listy, podbierać cudze idee. Jeżeli czegokolwiek cię w życiu nauczyłem, to chyba właśnie tego. Musisz odnaleźć własny temat. Albo chociaż coś na początek.

      – Ale jak?

      – Może twoja przyjaciółka ma dobry pomysł. Może faktycznie powinnaś znaleźć pracę.

      – W dziennikarstwie?

      – W czym chcesz. Przecież możesz uczyć w szkole, zatrudnić się w fundacji, Jezu, nawet w agencji reklamowej.

      – Wiesz, czego się najbardziej boję? – Marina popatrzyła na ojca z przepraszającym uśmiechem. Dla Murraya było to jedno z jej najbardziej rozbrajających spojrzeń. – Boję się, że stanę się przez to zwyczajna, przeciętna, taka sama jak wszyscy.

      – Moje dziecko… – Podniósł się z krzesła, żeby ją objąć i tym samym dać do zrozumienia, że pora zakończyć rozmowę. Marina też zeszła z kanapy, z gracją tancerki omijając stosy papierów, które przełożyła na podłogę. – Nic na świecie nie jest w stanie sprawić, że staniesz się zwyczajna. Nigdy. A teraz muszę cię przeprosić, bo widzisz, ja w przeciwieństwie do ciebie mam pracę. Ona świetnie mobilizuje umysł. – Poczekał, aż dojdzie do drzwi i zapytał: – To co, masz zamiar skończyć tę książkę? Tyle pracy w nią włożyłaś.

      Marina trzymała już rękę na klamce, czuła chłód metalowej powierzchni, czuła na niej kształt swojej dłoni i palców. Nagle wydała się Murrayowi dziwnie znajoma – ta linia pleców, te oczy… Nie musiała odpowiadać.

      – Jeszcze nie wiem – powiedziała. – Wciąż się zastanawiam.

      Pokiwał głową. Kiedy Marina zamykała za sobą drzwi, zawołał jeszcze:

      – Marina?

      – Tak, tato?

      – Nie masz czasem adresu mailowego Danielle? Obiecałem jej podesłać materiały o Jonesie, wiesz, tym profesorze, o którym chce robić film.

      – Jesteś kochany – uśmiechnęła się, wsuwając głowę przez uchylone drzwi. – Bardzo się ucieszy.

      Gdy tylko wyszła, Murray usiadł ponownie przy biurku i otworzył teczkę. Wyjął czystą kartkę i u samej góry napisał: „Rozdział 10. Rady dla dorosłej córki”. Skreślił. „Rozmowy z dorosłą córką”. Też nie. „Życiowe dylematy dorosłego dziecka”. W końcu zdecydował się na: „Jak rozmawiać z dorosłym dzieckiem”. Gdy się wpatrywał w te wielkie czarne litery na środku pustej strony, wypalił kilka papierosów i opróżnił szklankę whisky. Wreszcie podniósł kartkę, wsunął ją na sam wierzch do teczki i schował wszystko do szuflady, którą następnie dokładnie zamknął. Ach te dzieci. Marina kompletnie wytrąciła go z rytmu. Stracił kolejną okazję.

      MAJ

      Rozdział 11

      Matka wie lepiej

      Ilekroć Randy Minkoff odwiedzała Nowy Jork, trzy rzeczy musiały znaleźć się w programie obowiązkowym: przedstawienie na Broadwayu, spacer po Central Parku (raz nawet dała się namówić na przejażdżkę dorożką i sprawiło jej to wielką frajdę), no i trzecia, najważniejsza – wizyta w Metropolitan Museum. Próbowała odwiedzać też pozostałe muzea, przy każdym pobycie inne – tym razem zaplanowała obejrzenie kolekcji Fricka i Pierpointa Morgana, ewentualnie wizytę w Bibliotece Publicznej – lecz niezmiennie wracała do Met i zawsze wstępowała na marmurowe schody z takim samym namaszczeniem jak wówczas, gdy po raz pierwszy przybyła do Nowego Jorku jako osiemnastoletnia, świeżo upieczona studentka Uniwersytetu Stanowego Ohio, ku dezaprobacie rodziców spędzająca ferie wiosenne wraz z grupką koleżanek. Tak zawsze opowiadała córce.

      – Jego urok nigdy nie przemija – stwierdzała wesoło swym zachrypniętym gardłowym głosem. – Szkoda, że tego samego nie da się powiedzieć o seksie. – I wybuchała spontanicznym śmiechem, szczerze ubawiona własną śmiałością.

      Nie żeby matka Danielle prowadziła szczególnie intensywne życie seksualne, przynajmniej według wiedzy samej Danielle. Po rozwodzie przeprowadziła się do miasta St. Petersburg na Florydzie za namową dawnej przyjaciółki Irene Weinrip, również rozwódki, która urządziła się tam wygodnie w apartamentowcu nad oceanem. Randy Minkoff nigdy nie pracowała, pomagała tylko w firmie męża, ale jak powiedziała kiedyś do Irene (czy też Irene do niej – ten fragment opowieści nigdy nie był do końca czytelny), na jednej rzeczy znała się na pewno: a mianowicie na nieruchomościach. Nie można się na tym nie znać po tylu latach małżeństwa z deweloperem. Zdała więc egzamin na pośrednika, wkroczyła na dobrze zapowiadający się rynek mieszkaniowy St. Petersburga i odnalazła nową radość w życiu. Niewysoka, o ciemnej cerze i ostrych rysach twarzy – tak jak jej córka – z wiekiem nieco przytyła i przybrała w biuście, ale nie pozwoliła, by to, co niektórzy mogliby uznać za niedoskonałości figury, zniechęciło ją do korzystania z najnowszych trendów mody.

      – Mężczyźni


Скачать книгу