Opcja niemiecka. Piotr Zychowicz
albo zrobił pod jego adresem sugestię, względnie propozycję, natury intymnej”.
Można tylko wyobrazić sobie osłupienie, w jakie wpadli urzędnicy wpływowego resortu, gdy usłyszeli takie słowa z ust Polaka. Decydujący dla powodzenia misji Studnickiego – a raczej jej niepowodzenia – okazał się jednak sam memoriał. Gdy bowiem Goebbels przeczytał dokument, niemal spadł z krzesła. Był po prostu przerażony na myśl, że tak kompromitujący Niemców materiał mógłby wypłynąć na Zachód.
„Polski przywódca (Polenführer) Studnicki przysyła mi memoriał o wydarzeniach w Generalnym Gubernatorstwie” – zapisał Goebbels w swoim dzienniku 9 lutego 1940 roku. – „Ze szczegółowymi danymi. W tym momencie mogą one być dla nas bardzo niebezpieczne. Na wszelki wypadek każę go osadzić w areszcie”.
Do hotelu Central natychmiast przyjechało czarną limuzyną dwóch gestapowców. Udali się prosto do apartamentu Studnickiego. Doszło przy tym do zabawnego incydentu, gdyż Polak akurat spodziewał się wizyty dwóch nastawionych propolsko niemieckich konserwatystów. Gdy gestapowcy zapukali do jego drzwi, Studnicki otworzył im ze słowami: „Słyszałem, że panowie mają przyjść, bardzo rad jestem”.
Funkcjonariusze szybko wyjaśnili pomyłkę i przeszukawszy pokój, skonfiskowali pozostałe egzemplarze memoriału. Następnie „karetką więzienną” dzielny Polak został przetransportowany do aresztu. Tam osadzono go w celi i poddano intensywnym przesłuchaniom. Gestapowcy chcieli wiedzieć, komu przekazał memoriał, ile było kopii, kto mu pomagał go przetłumaczyć i kto odbijał je na powielaczu. Ponieważ Studnicki odmawiał odpowiedzi, przesłuchania ciągnęły się długimi godzinami. Podczas jednej z „sesji” Studnicki doznał zawału serca.
Badającym mnie powiedziałem – wspominał – znacie moją biografię, z niej możecie wiedzieć, że jestem człowiekiem o silnej woli. Jeżeli wam mówię, że nie dam odpowiedzi na pytania, kto tłumaczył, kto odbijał – to odpowiedzi nie otrzymacie. Łatwiej jest złamać moje zdrowie niż moją wolę. Postawcie sobie pytanie, czy trzymanie mnie w więzieniu, co prawdopodobnie zakończy się moją śmiercią, jest dla Niemiec pożyteczne?
Studnicki przekonywał Niemców, że oskarżanie go o współdziałanie z aliantami zachodnimi to absurd.
Zwrócenie się z memoriałem do niemieckich naczelnych władz państwowych jest objawem pewnego zaufania do nich, chęci współpracy – mówił gestapowcom. – Nie może być uważane za przestępstwo i pociągać karę. Wobec tego należy mnie niezwłocznie zwolnić. Zwolnienie mojej osoby z więzienia jest dlatego konieczne, że więzienie mnie będzie musiało wywołać radość w prasie francuskiej i angielskiej. Znany jestem bowiem jako zwolennik zbliżenia polsko-niemieckiego. Uwięzienie mojej osoby będzie dowodem, że na jakiekolwiek bądź porozumienie polsko-niemieckie liczyć nie można, że ostatnia nić łącząca te dwa narody została polityką Niemiec wobec Polski zerwana.
Tymczasem działania podjęli protektorzy Studnickiego z Auswärtiges Amt. Byli całkowicie zaskoczeni – i wściekli – z powodu aresztowania polskiego germanofila. Joachim von Ribbentrop, zirytowany tym, że ktoś ośmielił się mieszać do spraw jego resortu, domagał się od Gestapo i Ministerstwa Propagandy wyjaśnień, „na jakiej podstawie aresztowano profesora”.
Resort Goebbelsa odpowiedział, że Polak trafił za kraty z powodu „obawy, że mógłby rozpowszechniać dalej swój znany memoriał. A także dlatego, że Studnicki zażądał w niesłychanej formie przyjęcia go przez ministra Rzeszy”. Jak zapisał w swoim dzienniku Goebbels, Studnickiego należało „odpowiednio załatwić”. „Właśnie jako przyjaciel Niemiec jest dzisiaj zbyt niebezpieczny” – pisał w dzienniku.
Tymczasem sprawa wywoływała coraz ostrzejsze tarcia między Ministerstwem Propagandy a Ministerstwem Spraw Zagranicznych, które domagało się natychmiastowego zwolnienia Polaka. Wreszcie do sporu włączył się sam szef Policji Bezpieczeństwa i SD, owiany ponurą sławą Reinhard Heydrich. Co zaskakujące, jeden z największych zbrodniarzy III Rzeszy po zbadaniu sprawy przyznał rację Ribbentropowi i wstawił się za Studnickim.
Zachowanie się Studnickiego w stosunku do Ministra Rzeszy, dr. Goebbelsa i do Ministerstwa Propagandy wytłumaczyć się daje w pierwszej linii jego śmieszną idée fixe – pisał Heydrich. – Wierzy on, że będzie w przyszłości odgrywał jeszcze wielką rolę polityczną, i z tego powodu, bardzo często, również w stosunku do najwyższych osobistości, przyjmuje ton krańcowego „ważniactwa”. Trzeba do tego dodać, że Studnicki posiada bardzo niedokładną znajomość języka niemieckiego i z tego powodu używa często zwrotów, z których implikacji zupełnie nie zdaje sobie sprawy.
Goebbels nie miał wyboru i musiał ustąpić. 17 lutego zgodził się na zwolnienie Studnickiego i przeniesienie go z więzienia Gestapo do kliniki uniwersyteckiej Charité w Berlinie. Jednocześnie jednak szef niemieckiej propagandy nie dał za wygraną i postanowił zwrócić się ze skargą do ostatecznej instancji – czyli do Führera.
Do spotkania obu panów doszło 20 lutego. Hitler był już po lekturze listu i memoriału polskiego germanofila. Ponieważ on również opowiadał się przeciwko złagodzeniu kursu wobec Polaków, szefowi propagandy nie było trudno przekonać go do swojego punktu widzenia. „Zreferowałem Führerowi sprawę Studnickiego” – zapisał w dzienniku. – „Doszliśmy do wniosku, że przedstawię mu otwarcie moją opinię, po czym nakażę umieścić w sanatorium”.
Stało się zgodnie z wolą Hitlera. Goebbels dwa dni później zadzwonił do Studnickiego i zapytał, jak się czuje. Gdy usłyszał, że dobrze, zaprosił go na spotkanie. „22 lutego przyjechał do mnie oficer z Gestapo i zawiózł do Ministerstwa Propagandy” – wspominał polski germanofil. – „Wprowadzono mnie do reprezentacyjnej sali, niebawem przyszło tam trzech przedstawicieli ministerstwa. Jednym z nich był sam Goebbels. Posadzono mnie na kanapie. Przedstawiciele ministerstwa zajęli miejsca na fotelach”.
Goebbels długo rozwodził się na temat polskich zbrodni na Niemcach dokonanych w 1939 roku i innych „przewinach” Polaków wobec Rzeszy. Gdy skończył, Studnicki ostro zaprotestował, mówiąc zdumionemu Goebbelsowi wprost, że opowiada „bujdy”. Jeszcze raz powtórzył, że obowiązkiem Niemiec w obliczu nadchodzącego konfliktu ze Związkiem Sowieckim jest porozumienie z Polską.
Gdy Goebbels oświadczył, że Studnicki zostanie internowany i może sobie wybrać dowolne niemieckie sanatorium, zirytowany germanofil uciął rozmowę: „Powtarzam, chcę powrotu do kraju, nie znam niemieckich sanatoriów i nie mam panu nic więcej do powiedzenia”.
Tydzień później Studnicki wylądował w poczdamskim sanatorium Neubabelsberg, w którym przed wojną kurowały się wybitne osobistości niemieckiej sceny politycznej i nauki oraz generałowie Wehrmachtu. W 1939 roku zamieniono je jednak w miejsce internowania honorowych więźniów Gestapo. Przebywał tam między innymi były premier Francji Édouard Herriot.
W ten sposób berlińska misja polskiego germanofila, mimo poparcia prącego do kompromisu z Polską stronnictwa w Auswärtiges Amt, zakończyła się niepowodzeniem.
Wyjazd Władysława Studnickiego do Berlina odbił się szerokim echem w Niemczech, okupowanej Polsce, a nawet na Zachodzie. Dzienniki całej Europy przedrukowały poświęcone Studnickiemu artykuły prasy berlińskiej. Spore zainteresowanie jego misją wykazywało również polskie podziemie. W stolicy Rzeszy śledzili go polscy agenci i o wszystkim na bieżąco informowany był polski rząd we Francji.
Co ważne, w znanych podziemnych materiałach nie ma śladu, aby ktokolwiek miał do Studnickiego pretensję za jego wyjazd do Berlina. Przeciwnie, podkreślano, że jego memoriał w sprawie terroru okupacyjnego „zawierał wszystkie oskarżenia przeciw rządom Franka” oraz „dużo ciekawego materiału”. Doceniano patriotyzm i osobistą odwagę, którymi wykazał się polski germanofil, udając się do jaskini lwa, aby bronić swojego narodu.
„Spodziewamy