Fjällbacka. Camilla Lackberg

Fjällbacka - Camilla Lackberg


Скачать книгу
ochotników nie zabrakło. Rodzina była lubiana i wszyscy znali dziewuszkę o rudoblond włosach. To takie dziecko, do którego nie sposób się nie uśmiechnąć.

      Przeżywał to razem z jej rodzicami. Jego dzieci były już duże, dwóch synów brało udział w poszukiwaniach. Zamknął piekarnię. Ruch i tak był mały, lipcowe urlopy w przemyśle już się skończyły, od jednego dzwonka nad drzwiami do następnego mijało sporo czasu. Chociaż i tak by zamknął, nawet gdyby ruch był duży. Serce mu się ściskało, kiedy wyobrażał sobie, co przeżywają rodzice Stelli.

      Znalezionym patykiem na chybił trafił rozgarniał krzaki. Zadanie było niełatwe. Las był wielki, ale jak daleko może zajść taka mała? Pod warunkiem, że rzeczywiście jest w lesie. Była to tylko jedna z możliwości rozważanych przez policję. Jej zdjęcie pokazywały wszystkie programy informacyjne. Równie dobrze mogła zostać wciągnięta do jakiegoś samochodu i znajdować się już daleko stąd. Postanowił, że nie będzie o tym rozmyślał. Ma do wykonania zadanie, ma jej szukać w tym lesie wraz z innymi. Ich odgłosy dochodziły do niego przez gęstwinę.

      Zatrzymał się i wciągnął w nozdrza zapach lasu. Zbyt rzadko tu przychodzi. Piekarni i obowiązkom rodzinnym poświęcił ładnych parę dziesiątków lat, ale w młodości spędzał dużo czasu na łonie przyrody. Obiecał sobie, że do tego wróci. Życie jest takie krótkie i nigdy nie wiadomo, kiedy przybierze całkiem inny obrót. Ten dzień mu o tym przypomniał.

      Jeszcze kilka dni wcześniej rodzice Stelli na pewno byli przekonani, że wiedzą, co przyniesie im życie. Dzień toczył się za dniem, nie zatrzymywali się, żeby się cieszyć każdą chwilą i tym, co mają. Podobnie jak inni ludzie. Dopiero gdy dzieje się coś złego, docenia się każdą chwilę spędzoną z tymi, których się kocha.

      Znów ruszył, powoli, krok za krokiem. Przed nim między drzewami zalśniła woda. Dostali wyraźne instrukcje, co powinni zrobić, jeśli natrafią na jakieś jeziorko albo staw. Mieli natychmiast powiadomić policję. Policja miała przeszukać dno bosakami albo ściągnąć nurków, gdyby woda okazała się głęboka. Powierzchnia jeziorka była gładka i spokojna, malutkie kręgi pojawiały się tylko wtedy, kiedy siadały na niej ważki. Nie zobaczył nic poza pniem, który wpadł do wody powalony kilka lat wcześniej przez wiatr albo piorun. Podszedł bliżej i zobaczył, że część korzeni jeszcze tkwi w ziemi. Ostrożnie wdrapał się na pień. Nic, tylko woda. A potem spojrzał pod nogi. I wtedy zobaczył włosy. Rudoblond, unosiły się na mętnej wodzie jak falujące wodorosty.

      SANNA ZATRZYMAŁA SIĘ na środku sklepowej alejki. Latem jej gospodarstwo ogrodnicze było otwarte dla klientów do późna, ale tego dnia miała gonitwę myśli i pytania w rodzaju „jak często trzeba podlewać pelargonie” wyjątkowo ją drażniły.

      Rozejrzała się po sklepie. Vendela miała wrócić od ojca, więc chciała, żeby w domu były jej ulubione dania i przekąski. Dawniej znała je na pamięć, teraz zmieniały się równie często jak kolor włosów córki. Przez tydzień była weganką, tydzień później jadła tylko hamburgery, przez cały kolejny się odchudzała i gryzła tylko marchewkę, a ona zrzędziła, że zaraz wpadnie w anoreksję. Ciągle coś nowego, nic nie było tak jak przedtem.

      Czy Niklas też miał z nią tyle problemów? Przez wiele lat naprzemienna opieka nad córką funkcjonowała bardzo dobrze. A teraz Vendela najwyraźniej uświadomiła sobie, jaką ma władzę. Jeśli nie odpowiadało jej jedzenie u matki, mówiła, że u ojca było lepsze i że pozwalał jej włóczyć się wieczorami z Nilsem. Chwilami Sanna czuła, że jest u kresu sił. Dziwiła się nawet, że kiedy jej córka była malutka, mogła uważać ten okres za męczący. Ten był dużo gorszy.

      Często odnosiła wrażenie, że ma do czynienia z obcą osobą. Dawniej Vendela napadała na nią, jeśli ją przyłapała na paleniu papierosa za domem, i od razu wygłaszała wykład o ryzyku zachorowania na raka. Ale kiedy ostatnio u niej była, jej ubranie wyraźnie śmierdziało papierosami.

      Rozejrzała się po półkach i w końcu zdecydowała się na pewniaka. Tacos. Zarówno z nadzieniem mięsnym, jak i sojowym, na wypadek gdyby właśnie wypadł tydzień wegański.

      Sama jako nastolatka właściwie nie przeszła przez okres buntu. Za szybko dorosła. Śmierć Stelli i wszystkie okropności, które potem nastąpiły, wypchnęły ją w dorosłość. Nie było czasu na fanaberie. I nie było rodziców, na których można by się wkurzać.

      Niklasa poznała w technikum rolniczym. Zamieszkali razem i od razu poszła do pierwszej pracy. Po pewnym czasie urodziła się Vendela, właściwie była wypadkiem przy pracy. To, że im potem nie wyszło, nie było jego winą. Niklas był dobrym mężem, ale ona nie potrafiła otworzyć się przed nim do końca. Wcześnie się nauczyła, że miłość boli, nieważne, czy to miłość do męża, czy do córki.

      Włożyła do wózka pomidory, ogórek i cebulę i ruszyła do kasy.

      – Pewnie już słyszałaś – powiedziała Bodil, z wprawą skanując kolejne zakupy, które Sanna wykładała na taśmę.

      – Nie, a co? – spytała Sanna, chwytając butelkę coli. Położyła ją z boku.

      – O tej dziewczynce!

      – Jakiej dziewczynce?

      Słuchała jednym uchem. Właśnie pomyślała, że źle zrobiła, kupując córce colę.

      – Tej, co zaginęła. Z waszego dawnego gospodarstwa.

      Bodil nie ukrywała podniecenia. Sanna zastygła z torebką tartego sera texmex w ręku.

      – Z naszego? – spytała. W uszach lekko jej szumiało.

      – No tak – ciągnęła Bodil, skanując kolejne artykuły. Nie zauważyła, że Sanna przestała wykładać zakupy na taśmę. – Dziewczynka, cztery lata. Zaginęła, trwają poszukiwania. Idą tyralierą przez las. Wygląda to na wielką akcję, mój mąż też tam jest.

      Sanna odłożyła ser na taśmę. Ruszyła do drzwi, zakupy zostawiła. Torebkę też. Słyszała, jak Bodil woła za nią.

      Anna rozsiadła się na krześle i spojrzała na Dana. Piłował deskę. W najgorszy upał postanowił ruszyć z projektem nowy taras. Mówili o tym od trzech lat, ale najwyraźniej nie dało się tego dłużej odkładać. Domyślała się, że zadziałał instynkt: Dan wił gniazdo. U niej przejawiło się to przeglądaniem wszystkich szaf. Dzieci zaczęły chować swoje ulubione ciuchy w obawie, że trafią do punktu zbierania odzieży.

      Uśmiechnęła się do zmagającego się z upałem Dana i uzmysłowiła sobie, że po raz pierwszy od bardzo dawna naprawdę cieszy się życiem. Jej firma wnętrzarska może nie dojrzała jeszcze, żeby trafić na giełdę, ale dostawała zlecenia od wielu wymagających letników i doszło nawet do tego, że musiała odmawiać, bo nie starczało jej czasu. A dzieciątko w brzuchu rosło. Postanowili, że nie chcą znać płci, więc mówili po prostu berbeć. Dzieci zaangażowały się w wymyślanie imienia, ale propozycje takie jak Buzz Astral8, Rackaralex9 czy Darth Vader10 nie były specjalnie pomocne. Pewnego wieczoru Dan lekko zgryźliwie zacytował Freddiego z serialu komediowego Solsidan: każde z nas sporządziło własną listę proponowanych imion, a potem wzięliśmy pierwsze z listy: Mickan. A wszystko dlatego, że Anna zdecydowanie odrzuciła jego pomysł, żeby ewentualnemu chłopcu dać na imię Bruce, po Springsteenie. Sam nie był lepszy, bo kiedy zaproponowała imię Philip, zauważył, że brzmi to tak, jakby dzieciak miał się urodzić od razu w marynarce. Na tym stanęło. Za miesiąc poród i ani jednej rozsądnej propozycji ani dla chłopaka, ani dla dziewczyny.

      Ułoży się, pomyślała Anna, patrząc na idącego do niej Dana.


Скачать книгу

<p>8</p>

Buzz Astral – postać z filmu Toy Story.

<p>9</p>

Rackaralex – Alexander Ken Hermansson, popularny w Szwecji youtuber i prezenter telewizyjny.

<p>10</p>

Darth Vader – jeden z głównych bohaterów filmowej sagi Gwiezdne wojny.