Wieczny odpoczynek. Aleksandra Marinina

Wieczny odpoczynek - Aleksandra Marinina


Скачать книгу
jeszcze w jej głowie. Pojawiła się dwa miesiące później, gdy Lera usłyszała Requiem, jedną z pieśni ojca, w wykonaniu Wildanowa. Wtedy zdobyła pewność. Nie chodziło wyłącznie o chęć, żeby przy nim być, ale o prawo do tego, bo była przecież córką kompozytora, którego piosenki wykonywał.

      Zdobyła adres i śmiało ruszyła do domu, w którym mieszkał piosenkarz. Ależ była naiwna, sądząc, że wejdzie tam bez problemu! Takie fanki jak ona trzyma się w bezpiecznej odległości od idola, dlatego wystają na ulicy koło domu, czekając, aż ich bożyszcze zjawi się przynajmniej na chwilę, idąc w stronę samochodu. W tym czasie można nie tylko zobaczyć go z bliska, ale też poczuć zapach jego wody toaletowej, dotknąć rękawa kurtki, poczuć na sobie roztargnione i znużone spojrzenie, a jeśli się uda, zdobyć nawet autograf. W tamtej chwili przy wejściu kręciło się jakieś piętnaście rozentuzjazmowanych małolat. Gdy zauważyły niepewnie zbliżającą się nieznajomą, wbiły w nią niespokojne spojrzenia. Czy to jeszcze jedna rywalka? Bo przecież im więcej osób tłoczy się pod drzwiami, tym mniejsze szanse na to, by, po pierwsze, przecisnąć się w pobliże idola, gdy raczy się pokazać, a po drugie, zostać zauważoną. Ale Lera od razu zrobiła wyniosłą minę, pewnym krokiem wparowała do środka, jakby tak miało być, jakby nie szła do Wildanowa, tylko do kogoś innego. Nie dotarła jednak do windy. W holu siedział ni to portier, ni to stróż, ni to ochroniarz, potężny drab z pustym wzrokiem. Znał się na swojej robocie, więc natychmiast zareagował na widok młodej dziewczyny.

      – Hej, panienko, ty do kogo? – zapytał niespodziewanie wysokim głosem.

      Lera poczuła się urażona, słysząc niefrasobliwe określenie. Co ten facet sobie myśli? Niech sobie nazywa panienkami tamte przepychające się przy drzwiach idiotki. Ona, Lera, nie jest jedną z nich.

      – Do Wildanowa – odparła oschle, starając się ukryć strach, który ją nagle ogarnął.

      – Wzywał cię? – drążył dalej facet.

      – Tak – skłamała, wstydząc się jednocześnie własnej głupoty. Po co kłamie, skoro ochroniarz może sprawdzić każde jej słowo? Tuż przed nim stoi telefon.

      – A jeśli do niego zadzwonię i zapytam? – zapytał kpiąco.

      Lena nabrała powietrza do płuc i powiedziała:

      – Niech mu pan powie, że przyszła córka kompozytora Niemczinowa.

      Facet się żachnął, ale w jego oczach pojawił się błysk zainteresowania. Od niechcenia podniósł słuchawkę i wybrał numer.

      – Wiaczesław Olegowicz? Mówi dyżurny. Do Igora przyszła dziewczyna, twierdzi, że jest córką jakiegoś kompozytora…

      – Niemczinowa – natychmiast wtrąciła Lera. – Giennadija Niemczinowa.

      – Giennadija Niemczinowa – powtórzył posłusznie. – Nie wiem, zaraz zapytam. Jak się nazywasz? – zwrócił się do Lery.

      – Waleria Niemczinowa.

      – Waleria – rzucił do słuchawki. – Aha, dobrze.

      Odłożywszy słuchawkę, przez chwilę przyglądał się Lerze z niedowierzaniem pomieszanym z ciekawością.

      – Możesz iść – wycedził w końcu. – Piąte piętro.

      – A mieszkanie?

      – Ktoś ci otworzy.

      Lera wjechała windą na piąte piętro i gdy automatyczne drzwi się rozsunęły, od razu zobaczyła mężczyznę, który stał przodem do niej. W pierwszej chwili go nie poznała.

      – Leroczka? – zapytał poruszony, a ona od razu przypomniała sobie jego głos.

      – Wujek Sława!

      No oczywiście, to przecież wujek Sława, przyjaciel taty! Lera nie widziała go siedem lat, odkąd zabrakło rodziców, ale gdy jeszcze żyli, odwiedzał ich co parę dni. Coś takiego, kto by pomyślał?! Gdyby wiedziała, że wujek Sława jest bliskim znajomym Igora Wildanowa, już dawno poznałaby swojego pięknego księcia. Doszłoby do tego nie teraz, tylko dwa miesiące temu, gdy po raz pierwszy go zobaczyła i zrozumiała, że to On. Straciła aż dwa miesiące! Od dwóch miesięcy, a dokładnie od sześćdziesięciu ośmiu dni przez dwadzieścia cztery godziny na dobę marzyła o spotkaniu z Nim i budowała plany, jeden osobliwszy od drugiego, jak nawiązać znajomość i zwrócić na siebie uwagę.

      Z bliska Wildanow okazał się jeszcze przystojniejszy niż w telewizji. Ujął Lerę czarującym uśmiechem i przytłumionym, subtelnym głosem. Bardzo się bała, że znany piosenkarz okaże się zarozumiały i potraktuje ją wyniośle, ale tak się nie stało. Szkoda tylko, że wujek Sława wciąż przeszkadzał. „Leroczko, kochanie…”. Rozmawiał z nią, jakby była dzieckiem. Tymczasem ona jest już dorosła i samodzielna, ma piętnaście lat. W jej wieku Julia wyszła za mąż. Najgorsze jest to, że Igor w ślad za wujkiem widzi w niej małą dziewczynkę, a nie młodą kobietę.

      I oto już od trzech lat Lera jest przyjaciółką Igora. Mieszka, rzecz jasna, u siebie. Ani ciocia Zina, ani znienawidzony dziadek nawet się nie domyślali, że zna gwiazdora estrady, w dodatku odwiedza go w domu. I to ze dwa, trzy razy w tygodniu. Najpierw, przez pierwsze dwa lata, siedziała jak myszka w kąciku i przyglądała się swojemu idolowi, biegała do sklepu, parzyła i serwowała kawę, rozmawiała z wujkiem Sławą, odbierała telefony, gdy Igor wychodził albo wyjeżdżał i prosił, żeby popilnowała na wypadek, gdyby ktoś ważny szukał kontaktu. Rano zmywała naczynia po hucznych imprezach (na które jej oczywiście nie zapraszano) i jeździła po mieście, wykonując powierzone zadania. W milczeniu łykała łzy, gdy spotykała dziewczyny, które Igor zaciągał do łóżka. W milczeniu znosiła jego pobłażliwe „kotku”, dziwiąc się, jak jej wybranek może nie widzieć, że ona go kocha i że jest najlepsza na świecie, sto razy lepsza od dziwek, z którymi sypia. Pewnie potrzebuje trochę czasu, żeby zrozumieć, z jaką niezwykłą istotą ma do czynienia. Czekała więc cierpliwie, aż w końcu nadszedł jej dzień. Rok temu wreszcie do tego doszło. Uczyła się w jedenastej klasie, gdy została kochanką Igora Wildanowa.

      Wujek Sława był przerażony. Dowiedział się o tym pierwszy, bo miał klucze od mieszkania Igora, a także od jego domu za miastem, więc w każdej chwili mógł się zjawić. No i się zjawił, gdy Lera z Igorem siedzieli akurat w wannie pełnej piany.

      – Na głowę upadłeś? – wrzasnął. – Ona jest przecież niepełnoletnia! Zgnijesz w więzieniu!

      – Nie nudź – odparł Igor leniwie, bawiąc się pianą i nasuwając śnieżnobiałą czapkę na głowę Lery. – Teraz przepisy są humanitarne. Dziewczyna ma siedemnaście lat, więc nie jest już nieletnia i może się bzykać, z kim chce. Dobrowolnie, rzecz jasna. No a ty, kotku, robisz to z nieprzymuszonej woli, prawda?

      Lera patrzyła na niego oczami błyszczącymi ze szczęścia i umierała z zachwytu. Tak, nie jest taka jak inne dziewczęta. One włóczą się całymi stadami za Igorem, nie odstępują go na krok, tymczasem on wybrał tylko ją i pozwolił jej się do siebie zbliżyć.

      Niezmącone szczęście trwało tydzień. Jakieś dziesięć dni później pojawiły się kolejne dziewczyny. W dodatku Igor wyjeżdżał na występy i można było tylko się domyślać, co tam wyczyniał. Nie mówiąc już o tym, że nie zamierzał dawać Lerze kluczy do swojego mieszkania i kategorycznie zabronił przychodzić bez pozwolenia. Najpierw musiała zadzwonić i zapytać, czy może wpaść. I bynajmniej nie zawsze słyszała upragnione „możesz”.

      Mimo to wciąż go kochała i była mu wierna jak pies. Spoglądała z podziwem. Wszystko znosiła. Ze wszystkim się godziła. Bo wiedziała, że Igor nie jest z żadną dziewczyną dłużej niż miesiąc, tymczasem z nią nie rozstaje się już od roku.


Скачать книгу