Białe róże z Petersburga. Joanna Jax
ugiął się pod postulatami demonstrujących robotników i wydał Manifest październikowy, a w nim obiecał swobody obywatelskie, reformy i utworzenie parlamentu ustawodawczego, czyli Dumy. Po jakimś czasie Fiodor Oboleński doszedł do wniosku, że skoro już takie ciało powstało, dobrze byłoby się do niego dostać i wówczas być może jego głos zostanie w końcu usłyszany. Pragnął mieć wpływ na losy kraju, bowiem uważał, iż jego pomysły są jedynie słuszne, a każde inne świadczą o braku miłości do ojczystego kraju i jego specyfiki. Wkrótce jego marzenie się spełniło, ale nie do końca tak, jak sobie to wyobrażał, ponieważ wszyscy deputowani pragnęli przemawiać i nie zawsze mówili to, co podobało się Fiodorowi. Tymczasem jego głos, choć uważał go za jedyny wart wysłuchania, grzązł w potoku przemów i dyskusji. Bez względu jednak na toczące się w Dumie spory na końcu i tak decydujący głos miał car Mikołaj II.
Syn Fiodora Oboleńskiego, Aleksander, chociaż był młody, już miał własne zdanie, ale był zbyt zapatrzony w ojca, by zadawać mu trudne pytania albo spierać się z nim. A pytań miał wiele, ponieważ potrafił już zauważać niesprawiedliwość na świecie i nie wiedział, skąd się wziął początek tych podziałów. Cieszył się jednak, że jemu poszczęściło się w życiu i miał okazję urodzić się w uprzywilejowanej grupie społecznej.
Niekiedy hrabia Golicyn, który uchodził za dość postępowego, klepał go po ramieniu i mówił:
– Tacy jak wy będą zmieniać świat. Bylebyście się za daleko nie zapędzili w tych zmianach.
Aleksander nic nie odpowiadał, bo uważał, że nie przystoi mu wdawać się w dyskusję z hrabią, ale w głębi duszy uważał, że świat się zmieni i bez jego udziału.
2
– Tatiano Woronino! Tatiano Woronino, gdzie jest doktor? – zapytał zdyszany Pomiakin, wbiegając do mieszkania znajdującego się przy Samsoniewskim Prospekcie, nieopodal mostu Grenadierów.
Tatiana trzymała na rękach Miszę i nie odezwała się ani słowem. Wskazała jedynie brodą na stojącą w saloniku otomanę, na której spał Siergiej.
– Trzeba go obudzić, setki ludzi jest rannych. Car kazał strzelać do robotników, trzeba im pomóc. Opatrzyć rannych, zoperować… Niechże Tatiana coś zrobi – jęknął Pomiakin.
– A co ja mogę? – prychnęła. – Nie wiem, jak jutro do pracy pójdę. Miszą opiekowała się Raszkina, a Lenę odprowadzała do szkoły. Ale nie mam pojęcia, czy teraz zechce, jeśli jej mąż i syn na demonstrację poszli. Nie wiem, czy im coś się nie stało, a boję się wyjść z domu z dziećmi. Jak pan chce, to niech pan sam spróbuje.
– Tatiano Woronino, mnie to zajmie całe wieki, a muszę lecieć do innych. Proszę mu powiedzieć, że teraz już na pewno wybuchnie rewolucja. I on będzie nam potrzebny.
– Stiepanie Pomiakinie, mój mąż jest wrogiem rewolucji, chyba że wszczęłaby ją drobna szlachta, by przywrócić sobie przywileje – z westchnieniem odparła Tatiana.
– Niechże pani nie mówi takich rzeczy! Pani nie zna swojego męża, toż on jest rewolucjonista od czubków stóp aż po głowę – żachnął się.
Tatiana wiedziała jednak, że to Pomiakin nie znał zbyt dobrze jej męża, jeśli wygłaszał podobne opinie. A może jej mąż, żyjąc wciąż w świecie marzeń, potęgowanych przez moc alkoholu, sam nie wiedział, która droga byłaby właściwsza, by je spełnić? Niewykluczone, iż pewnego dnia doszedł do wniosku, że jeśli on niewiele ma, inni powinni mieć równie mało i ucieszyłby się z ich upadku równie silnie, co z odzyskania przez siebie rodowych dóbr. Tatiana nie chciała mu powtarzać – co czyniła, gdy nie pił tak wiele – że jego rodzina straciła majątek, bo jej męska część wykazywała nadmierną skłonność do gorzałki, gier karcianych i ładnych, choć pazernych kobiet.
Tatiana nie chciała przyznać się Pomiakinowi, że jej mąż, gdy jest pijany, wykazuje się wyjątkową brutalnością. Nieraz ją poturbował, a ostatnio nawet wyżywał się na dzieciach, bijąc je grubym skórzanym pasem, który nosił jego ojciec, gdy był grenadierem. Lena również wolała, by matka nie budziła ojca. Bała się go i jego razów. Ostatnio tak bardzo ją zbił, że nie mogła wysiedzieć w szkolnej ławce. Mamy wtedy nie było, bo nie wróciła jeszcze z pracy, ale później Lena nie pisnęła ani słowa, dzielnie znosząc ból pośladków, które następnego dnia po laniu zamieniły jej siedzenie w pejzaż przypominający niebo o zachodzie słońca, przykryte ciemnymi chmurami. Wiedziała, iż w sobotę matka zechce wykąpać ją w dużej balii i zapewne zauważy dowody frustracji swego małżonka, ale Lena była gotowa skłamać i zrzucić winę na własną głupotę, polegającą na nadmiernym upodobaniu do ślizgania się po zamarzniętej Newie. Obawiała się, że w przeciwnym razie mama będzie krzyczała na ojca i on wtedy zbije i ją.
Siergiej Woronin pracował z każdym miesiącem coraz krócej, za to coraz więcej przesiadywał w resursie, pijąc namiętnie mocne trunki i oddając się karcianym grom, z których to potyczek najczęściej wychodził bez jednej kopiejki. Mimo że Lena miała dopiero dziewięć lat, doskonale wiedziała, dlaczego przegrywał. Gra w karty wymagała czujności i sprytu, tymczasem odurzony alkoholem ojciec po prostu dawał się ogrywać. Z czasem, gdy w domu niekiedy brakowało nawet na chleb, a ona chodziła spać z pustym żołądkiem, matka postanowiła podjąć pracę.
Kiedyś, gdy ojciec nie pił tyle i wiodło im się całkiem znośnie, Tatiana Woronina uwielbiała układać bukiety z kwiatów i robiła to tak ładnie, że niekiedy proszono ją o zrobienie jakiejś wymyślnej wiązanki dla młodych par, których nie stać było na kupno takowej w kwiaciarni. Właściwie oprócz tego nie potrafiła nic, a do fabryki pracować iść nie chciała za żadne skarby świata. Po drugiej stronie Newy, przy Twerskiej, znalazła pracę u człowieka prowadzącego kwiaciarnię. I choć Andriej Dwerkin nie dostarczał kwiatów do carskiego pałacu, miał wśród klientów wielu arystokratów, a ci, podobnie jak car, nie musieli oszczędzać i życzyli sobie, aby w ich domach co kilka dni pojawiały się świeże kwiaty. Tak więc matka otrzymała pracę, o jakiej marzyła, chociaż widać było po jej twarzy, że ma poczucie winy, bo zostawiała swoje dzieci pod opieką obcych. Wolała jednak, by to oni zajęli się jej dziećmi niż wiecznie pijany mąż, który albo z fajką w ustach zasypiał na otomanie, albo z byle powodu sięgał po grenadierski pas swojego ojca. Siergiej Woronin stoczył się już tak bardzo, że pewnego dnia to na matce spoczął obowiązek utrzymania całego domu.
– Niechże pani go dobudzi, to ważne – odparł szybko Pomiakin, wyrywając Tatianę z zamyślenia o jej ciężkim losie, po czym pośpiesznie wyszedł z mieszkania Woroninów.
Lena patrzyła na matkę i wiedziała, że ta zastanawia się, co zrobić. Z jednej strony, bała się obudzić męża, z drugiej nie wiedziała, jak ten zareaguje, gdy dowie się, że był u niego Pomiakin, a ona odprawiła go z kwitkiem.
– Siergiej, wstawaj – powiedziała, delikatnie potrząsając go za ramię. – Potrzebny jesteś.
– Do czego? – burknął przez sen.
– Ludzi mordują na placu przy Zimowym. Jest wielu rannych, Pomiakin tu był. Trzeba im pomóc.
– Daj mi spokój, kobieto! Nic mnie to nie obchodzi! Niech ich wszystkich wybiją! – warknął i przekręcił się na drugi bok.
Tatiana nie podjęła kolejnej próby obudzenia męża. Córce także nie pozwoliła tego robić. Zabrała więc dzieci z saloniku i poszła do kuchni.
– Mamo, dlaczego nie uciekniemy od niego? – zapytała Lena, bo gdy jej matka usiadła przy stole, zamiast się z nimi pobawić, zaczęła płakać.
– Nie mamy dokąd, Lenko – wychlipała