Jego portret. Opowieść o Jonaszu Kofcie. Piotr Derlatka
mimo traumatycznych przeżyć wojennych i straty bliskich osób zachowała radość życia. „Była najpogodniejszą osobą, jaką znałem” – mówi Mirosław Kofta. To właśnie Gienia ufundowała symboliczny grób rodzin Stimmów i Kaftalów na cmentarzu żydowskim przy ulicy Okopowej w Warszawie. Sama tam właśnie jest pochowana.
Próbę odtworzenia fragmentów drzewa genealogicznego rodziny Jonasza Kofty rozpocząłem właśnie od cmentarza. Dzięki Eugenii Stimm poznałem nazwiska kilku osób z rodziny. Cmentarze też opowiadają historie. Grobowiec, choćby tylko symboliczny, jest świadectwem, że ktoś żył, istniał, był dla kogoś ważny. Eugenia Stimm umieściła tu napisy: „Grób symboliczny rodzin Kaftal i Stimm”, „Najdroższemu mężowi i ojcu – żona i dzieci”, „Pamięci najdroższych ofiar hitleryzmu: córki Franciszki, zięcia Leona Kaftal, wnuczki Marychny, syna Adama, Tolli, żony Henryka z synkiem Karusiem, Ryszarda syna Eugenii Stimm”.
Może trudno w to uwierzyć, ale to właśnie dzięki tej inskrypcji wszystkie zasłyszane rodzinne opowieści dotyczące Kaftalów, Mintzów i Stimmów jak puzzle ułożyły mi się w całość.
Kofta czy Kaftal?
Jonasz Kofta naprawdę miał na imię Janusz i choć niewielu zwracało się do niego tym imieniem, nigdy nie zmienił go formalnie. W oficjalnych dokumentach figuruje jako Janusz Konrad Kofta. Zmiana na Jonasz miała być najpierw artystyczną prowokacją, później zaś stała się deklaracją pochodzenia i przynależności, a także afirmacją artystycznej odrębności.
A co z nazwiskiem?
Nazwisko Kofta jest rzadkie. Portal „Moi krewni” podpowiada, że w Polsce żyje tylko osiem osób, które je noszą. Wszystkie mieszkają w Warszawie. Kim są? Mirosław Kofta (brat Jonasza), Krystyna (jego żona), Wawrzyniec (ich syn), Jaga (żona Jonasza), Piotr (syn poety), Jagna (pierwsza żona Piotra), Zuzanna i Zofia (córki Piotra z pierwszego małżeństwa), Agnieszka (Sowa-Kofta, druga żona Piotra), Franciszek i Helena (dzieci Piotra i Agnieszki). Łącznie jedenaście osób, zatem portal się myli. Nazwisko Kofta jest sztuczne, powstało w niezwykłych okolicznościach. Przodkowie Jonasza Kofty naprawdę nazywali się Kaftalowie.
Słynni Kaftalowie
Nazwisko Kaftal było w Warszawie dość popularne. Nosiło je zarówno wielu bogatych żydowskich przedsiębiorców, jak i ubogich mieszczan. Na ich ślady natykamy się już w początkach XIX wieku. Historię procesu wytoczonego miastu przez braci Kaftalów opisuje Stanisław Milewski w książce Procesy pradziadków. Pitaval bez sztyletu i trucizny3.
Na początku XIX wieku w Warszawie działały trzy rzeźnie miejskie zwane wówczas szlachtuzami. Rzeźnia przy ulicy Rybaki została wystawiona na wydzierżawionym prywatnym gruncie. W 1819 roku, gdy powiększono ją dwukrotnie, zabrano część gruntu Franciszka Szyndlera. Teren zwano Biernatczyzną, jako że pierwszym właścicielem był Jan Chryzostom herbu Poraj, z Biernat Biernacki (żył w XVIII wieku). W 1831 roku grunt ten kupili bracia Kaftalowie (Milewski podaje imię tylko jednego z nich – Józefa). Rządowa Komisja Przychodów i Skarbu zaczęła nękać nowych właścicieli rozmaitymi sankcjami, kazano im na przykład na własny koszt wybrukować drogę. Wówczas bracia Kaftalowie wytoczyli miastu proces: zażądali rozebrania budynków postawionych na ich terenie oraz wypłaty wynagrodzenia za użytkowanie ich gruntów przez miasto. Proces trwał aż do 1892 roku, dokończyli go dopiero spadkobiercy braci – ich roszczenia zostały uznane za zasadne. Nie wiem, czy – i w jaki sposób – rodzina Jonasza Kofty była spokrewniona z braćmi Kaftalami, pewne jest jednak, że dziewięćdziesiąt lat po wygranym procesie Mieczysław Kofta w prywatnych notatkach będzie opisywał historię braci.
Ich ślad odnajduję w „Dzienniku Warszawskim” z maja 1867 roku. Byli znani z dobroczynności. Prasa donosi o fundacji braci Izydora, Bernarda, Henryka i Józefa: „Warszawski Magistrat podaje do wiadomości, że fundusz, który bracia Kaftal ustanowili, 120 rubli w srebrze rocznie dla biednych Żydów, którzy wstydzą się żebrać, będzie w tym roku rozdzielony w rocznicę zgonu Saula Kaftala. Magistrat żąda przeto, aby wszystkie zainteresowane osoby, a przede wszystkim biedni z rodziny Kaftalów, którzy mają pierwszeństwo przed innymi, żeby swoje prośby do prezydenta miasta Warszawy adresowane – złożyli najpóźniej do 19 czerwca (1 lipca) tego roku…”4.
„Kurjer Codzienny” z 3 września 1887
Niemal trzydzieści lat później, w 1894 roku, zaradność rodziny Kaftalów chwalił w Kronice tygodniowej Bolesław Prus. Zauważył, że realizują oni pozytywistyczne hasła pracy u podstaw oraz pracy organicznej, nie wydają pieniędzy na błahostki, urządzanie „żywych obrazów”, a fundusze, które wydaliby na „skrzydełka, pieluszki i tak dalej, od razu ofiarowali warsztatom, dzięki czemu instytucja [filantropijna] trwa już z osiem lat i wyhodowała kilkudziesięciu porządnych majstrów spomiędzy najuboższych Żydów”5.
Portret Felicji Kaftalowej, lata 80.–90. XIX wieku
W przedwojennej Warszawie mieszkało wielu ludzi o nazwisku Kaftal, wszyscy byli ze sobą w jakiś sposób spokrewnieni, choć dziś trudno już ustalić stopnie pokrewieństwa. „Jednym z popularnych warszawskich salonów w drugiej połowie XIX wieku był salon Kaftalów. Tu zbierała się elita warszawskiej inteligencji, tu się zabawiano opowiadaniem ploteczek i zmyślonych zdarzeń, szeptaniem na ucho sprośności”6, pisał Marian Fuks. Mowa o Felicji Kaftalowej, słynnej warszawskiej dziennikarce, i jej mężu Izydorze. Mieszkali przy ulicy Senatorskiej 28 i prowadzili dom otwarty, w którym spotykali się zarówno artyści (bywał tu Bolesław Prus), jak i dyplomaci. Felicja (1844–1907) była ówczesną celebrytką – rozpoznawalna, bywająca na salonach, snobowała się na znajomości z najbardziej znanymi postaciami epoki. Pod koniec XIX wieku prowadziła w „Kurierze Porannym” dział mód i kronikę towarzyską. W dziale „Z życia towarzyskiego Warszawy” zamieszczała anegdoty, opisywała toalety pań podczas przedstawień operowych i na bankietach, bawiła stolicę opowieściami z życia wyższych sfer i ponoć do samej siebie miała ogromny dystans. W „Kurierze Świątecznym” prowadziła z kolei rubrykę „Pan Izydor powiedział”. Była również autorką recenzji przedstawień teatralnych i operowych. Mawiano, że Felicji nie sposób nie zauważyć – jej potężną tuszę mąż podsumowywał następująco: „Tam, gdzie broszka, tam przód”. Była „spirytus movens warszawskiej socjety”7, serwowała najlepsze napitki i najznakomitsze dania, dbała też o dobrą atmosferę. W salonie Kaftalów ponoć zawsze było wesoło, Felicja była jego duszą. Mąż Izydor (1824–1901), kupiec, był od niej o dwadzieścia lat starszy, co stało się przedmiotem wielu dowcipów w środowisku warszawskiej inteligencji. „Raz mieszkając w hotelu w numerze obok Państwa Kaftalów, Tatarkiewicz usłyszał głos Feli: Nie bądź taki pieszczoszek, bo ci będzie paluszek śmierdział!”8. Ich córka Margot Kaftal (1873–1952) była znaną śpiewaczką operową (sopran koloraturowy). Studiowała w Wiedniu, debiutowała w 1894 roku w Bremie jako Agata w Wolnym strzelcu (rok wcześniej, wraz z matką, przeszła na katolicyzm), była pierwszą solistką wielu teatrów operowych w Niemczech; specjalizowała się w rolach wagnerowskich. Występowała w Wiedniu, Warszawie, Berlinie, Rzymie i Neapolu.
Plakat teatralny z Aidy, Teatr Wielki w Warszawie, 1916, pożegnalny występ Margot Kaftal