Amerykański król. Nowy Camelot. Tom 3. Sierra Simone

Amerykański król. Nowy Camelot. Tom 3 - Sierra Simone


Скачать книгу
kiedy byli we dwoje – ostatnio w Karpatii i w gabinecie Greer na uniwersytecie – i wiem, że bliższa im jest bardziej tradycyjna dynamika. Dawanie i branie po równo, niewypowiedziane negocjacje władzy – tak pierdolą się ludzie równi sobie. Wiem, że powinienem się z tego cieszyć, powinienem cieszyć się z faktu, że beze mnie potrafią odnaleźć normalność i intymność w seksie bez poniżania, cierpienia i bólu. I cieszę się z tego, choć zarazem się tym smucę. Skręcam się z zazdrości. Spełniło się moje nastoletnie marzenie – zostałem Królem Goblinów, lecz wojny i siostry, kochankowie i moja zmarła żona ostatecznie zaszczepili we mnie kiedyś nieznane mi poczucie winy i wstydu, i czasami z powodu swoich potrzeb odczuwam do siebie wręcz nienawiść. Żywię urazę do moich ukochanych za to, że nie zawsze ich potrzebuję. Boli mnie, że pragnę sprawiać im ból. Teraz chcę być z drugiej strony, chcę być z drugiej strony już w tej chwili.

      – Udawaj, że ja każę ci to robić. Jako twój pan każę ci przejąć kontrolę, a ty po prostu jesteś mi posłuszna.

      – Okej – odpowiada ponad moją głową. A potem bierze głęboki wdech i mówi wyraźniej i głośniej: – Okej. Tak, panie.

      Otacza mnie piana białych i złotych jedwabi, a potem słyszę, jak Greer wstaje i zrzuca buty, a następnie kroki bosych stóp na podłodze. Później cisza.

      Tkwię w miejscu, z oczami wbitymi w słoje drewna, a moje ciało się kuli, czując się niezręcznie w niezwykłej pozycji. Więc tak odczuwa to Greer. Oczekiwanie. Cisza nabrzmiała oczekiwaniem. Pełzająca niepewność. Tak wiele siły woli potrzeba, żeby się nie poruszyć, nie działać, gdy poruszanie się i działanie jest moim żywiołem.

      W klubie, do którego dołączyłem po śmierci Jenny, od dominatorów wymagano, by przeszli stosowne treningi. Wziąłem udział we wszystkich szkoleniach, bo chciałem się nauczyć, jak robić wszystko to, co mnie kręci, w sposób bezpieczny. Dlatego musiałem poznać odczucia niewolników. Żeby się tego dowiedzieć, poddawałem się różnym formom chłosty, krępowania, kneblowania i dławienia i raz – tylko raz – dałem się zerżnąć w dupę gumowym penisem.

      Wiele się tam wydarzyło, lecz teraz wspominam ten pierwszy raz, kiedy w ramach treningu ćwiczyłem posłuszeństwo, i wyglądało to całkiem jak teraz. Klęczałem z głową przyciśniętą do podłogi przez blisko dwie godziny, podczas gdy ćwiczący mnie dominator patrzył. Dopiero co wygrałem wybory i byłem przywódcą wolnego świata, a w prywatnym czasie bił mnie facet imieniem Mark. Jednak w tamtym pokoju to się nie liczyło. Bywali tam królowie i królowe, miliarderzy, generałowie, dygnitarze – w królestwie Marka władza doczesna nic nie znaczyła, i na tym to polegało.

      Tamte dwie godziny na kolanach były jak szkolne zadanie, jak wycieczka. Odwiedziny w kraju klęczenia. I chociaż poczyniłem w głowie notatki, ile czasu zajęło różnym częściom mego ciała zapadnięcie w sen, jakimi drogami usiłowały błądzić moje myśli, co widziałem i postrzegałem z perspektywy uległości, to ani przez chwilę nie odczuwałem tego jako czegoś realnego. Ani przez chwilę. To było ćwiczenie. Nauka. Gra.

      Tym razem to nie jest gra.

      Każdy krok Greer przeszywa moją świadomość falami, każde muśnięcie jej sukni jest błogosławieństwem. Jestem zauważany. Jestem dotykany. Każde mignięcie materiału jest darem. A kiedy w końcu przesuwa palcami po marynarce od smokingu, ciasno napiętej na moich plecach, wydaję z siebie rwany wydech ulgi.

      – Chcę zobaczyć twoją twarz – mruczy Greer. – Klękaj.

      Unoszę się na powrót na kolana, nie podnoszę jednak oczu, czekając, aż mi to nakaże, dłonie opieram na udach wnętrzem do góry. Wzorowy niewolnik. Odczuwam przymus, ale to miłe. Miło jest niczym się nie kłopotać. Miło jest nie odpowiadać za nic prócz siebie.

      – Ja… – Greer przełyka ślinę. – Chcę poczuć twoje usta. Unieś głowę.

      Odchylam głowę, jak kazała, i patrzę jej w oczy. Minę ma niepewną, jakby się martwiła, że robi coś nie tak, jak należy, więc uśmiecham się, by dodać jej otuchy.

      – Tak, pani.

      Kiwa głową, niemal jak w roztargnieniu, i przez chwilę bliski jestem tego, by ulitować się nad nią i zrezygnować z mej bezsensownej prośby – moje życzenie było samolubne i nie ma powodu, żeby Greer cierpiała z powodu mojego popieprzonego szaleństwa – wówczas jednak ona podchodzi bliżej, zadziera suknię i moim oczom ukazuje się naga, mokra cipka, jak ze snu, okolona bielą i złotem. Ledwie dostrzegalna drobina różu wyziera z jej szparki. I czuję jej zapach. Fiut pręży się w spodniach po raz pierwszy, odkąd padłem na kolana, i przez sekundę rozkoszuję się nieznanym doznaniem. Mieć wzwód i klęczeć.

      To dziwne, ale nie nieprzyjemne. Jak prowadzenie cudzego samochodu.

      – Liż mnie – nakazuje mi żona, a ja wpatruję się w jej oczy, póki mogę, ujmując rękami jej uda od tyłu, by ustabilizować jej pozycję. Instynkt wciąż każe mi się o nią troszczyć, dbać o jej bezpieczeństwo, i z zaskoczeniem uświadamiam sobie, że na kolanach mogę to robić równie dobrze jak na stojąco.

      Przywieram ustami do miękkich warg sromowych, a potem leciutko je rozchylam i łaskoczę czubkiem języka łechtaczkę. Czuję, jak miękną jej nogi, jak uginają się pod nią kolana, i zachwycony wywartym wrażeniem powtarzam pieszczotę. Jej skóra jest tak gładka, niemal jak satyna, i pachnie jak delikatne lawendowe mydło, którego używa, że wtykam w nią nos, by powąchać. I wtedy czuję jej zapach, słodki i ciepły, o ile ciepło można nazwać zapachem.

      Mocniej wciskam twarz w cipę żony i ustawiam się tak, żeby mój język przesuwał się wzdłuż warg sromowych. I wtedy ona kwili Ash. Ta oznaka, że jest jej dobrze, sprawia mi ulgę, więc przesuwam dłonie w górę na jej dupę, potem w bok na biodra i z powrotem w dół na uda. Po drodze nie napotykam niczego poza jedwabiście gładką skórą, podwiązkami i pończochami, a kiedy moje dłonie docierają na wzgórek Wenery i rozchylam jej wargi sromowe, napotykam mokre, drżące ciało. Ciało, które pierdoliłem, odmawiając mu ostatecznej satysfakcji przez cały dzień. I na myśl o tym, że tak obnosiła pod suknią tę śliską żądzę, cała obolała i obrzmiała, mój fiut robi się kurewsko twardy.

      Ta pozycja ma swój intymny urok. Normalnie cieszę się jej pizdą, podczas gdy ona leży przywiązana do łóżka lub stoi z górną częścią ciała rozłożoną na stole i wypiętą dupą, z rozpórką między nogami. Zwykle używam palców, żeby rozchylać jej cipę tak szeroko, jak mi się spodoba, eksponując jej słodką dziurę, jędrną jagódkę jej łechtaczki i ciasny wianuszek odbytu. Liżę i smakuję do woli, skubię wargami i ssę w tempie, jakie uznaję za stosowne, podczas gdy ona przez cały czas leży przede mną rozwarta na oścież – taka z niej dobra dziewczyna.

      Tymczasem to jest daleko bardziej bezpośrednie, daleko bardziej desperackie. Kiedy tak stoi, to nawet korzystając z pomocy rąk, muszę dużo intensywniej wpychać w nią twarz, by dostać się do jej najsekretniejszych miejsc. Dosłownie nie ma miejsca na mojej twarzy, którym bym jej nie dotykał – czuję jej uda na policzkach, mój nos wetknięty w jej wzgórek łonowy, moja broda mokra i lśniąca, i wtedy jej dłonie na mojej głowie, szarpiące i ciągnące mnie za włosy, i jej cipa ujeżdżająca moją twarz. Przypominam sobie, że zrobiła to z Embrym. W swoim gabinecie na Uniwersytecie Georgetown. Później, rżnąc ją, kazałem opowiedzieć sobie dokładnie, jak wyglądał Embry z twarzą między jej nogami, a zwłaszcza jak jego drogi garnitur marszczył się i naciągał, podczas gdy on klęczał przed nią, a także jak mocno napierała na jego język. Jak potem jego twarz zlana była jej sokami.

      Nie mam ochoty przyznawać się przed samym sobą, jak wiele zazdrosnej przyjemności czerpię z faktu, że na tamto jej doświadczenie nakładam obecne. To toksyczna wić satysfakcji, wiedzieć, że ilekroć od tej pory pomyśli o klęczącym przed nią mężczyźnie, będzie musiała myśleć


Скачать книгу