Od kultury "ja" do kultury "siebie". Roma Sendyka
zwrócić uwagę na fakt, iż – jak pisał Agamben – Montaigne „określa ostateczny cel doświadczenia jako zbliżanie się do śmierci – to znaczy dochodzenie do dojrzałości poprzez antycypację śmierci jako ostatecznej granicy doświadczenia. Ale dla Montaigne’a granica ta pozostaje czymś, do czego można się tylko przybliżać”269. Jay widział tę kwestię podobnie: „niemożliwością jest nauczyć się śmierci poprzez rzeczywiste doświadczenie”270. Wynikałoby z tego, że śmierć nie ma charakteru doświadczenia – bo dla niej nie istnieje już podmiot doświadczenia. W tak zinterpretowanej ośrodkowej konkluzji wystąpienia eseisty wyraźnie widać, jak bardzo koncepcja Montaigne’a w tym punkcie spokrewnia się ze stanowiskiem Strawsona na temat genetycznej współzależności obu kategorii – nie ma siebie, gdy niemożliwe staje się doświadczenie siebie; nie ma doświadczenia – jeśli nie ma choćby wątłej wersji podmiotu.
3. EXPERIENCE CZYLI EMERSON
Ralph Waldo Emerson, bez wątpienia otwarty na inspirację Prób271, pożyczając w 1844 roku od Montaigne’a tytuł dla swojego prowokacyjnego wystąpienia272, świadomie pozycjonował własną pracę wobec tekstu poprzednika. Podobny jest nie tylko tytuł, ale także najogólniejsza rama formalna. Tak jak Montaigne, autor Polegania na sobie uniknął definicji tytułowej kategorii; podobnie jak miało to miejsce w ostatnim eseju Prób, tak i tu następuje zaskakujące, pozornie niewytłumaczalne pęknięcie – radykalna zmiana w strategii tekstu, dzieląca go na dwie, objętościowo znacząco nierówne części. Różnica polegałaby na tym, że doświadczenie intymne wypełnia pierwszą, krótszą część jego eseju, natomiast próba intersubiektywnego opracowania – drugą. W związku z tematem i szczególną biograficzną konotacją273 Doświadczenia decyzja ta okaże się nie bez znaczenia.
Różnica między tekstem Emersona a esejem Montaigne’a polegać będzie zwłaszcza na zmianie najogólniejszego ukierunkowania aparatu poznawczego – projekt ontologiczny zmienia się w wywiad o charakterze epistemologicznym. Emerson pyta o to, jak w ogóle można doświadczać, jak przebiega nasza reakcja na rzeczywistość. Emerson nie powtarza rozważań Montaigne’a, ale wykorzystuje jego punkt dojścia jako własny – zresztą nieoczywisty – punkt wyjścia, czytając wielki tekst poprzednika w podobny sposób, w jaki półtora wieku później zinterpretuje go Giorgio Agamben w Infanzia e storia, czyli jako tekst o doświadczeniu niedoświadczalnego, tj. śmierci.
U Emersona doświadczenie jest sposobem poznania, projektem naznaczonym niespełnieniem w sposób charakterystyczny dla nowoczesności. Nie ma bramy do świata zewnętrznego, pojawia się natomiast świadomość tego, co utrwala podział między „wnętrzem i zewnętrzem, prywatnym i publicznym, jednostkowym i społecznym, umysłem i ciałem, świadomym i nieświadomym, idiosynkratycznym i systemowym”274. „Morze nie do przebycia przelewa się milczącymi falami między nami a rzeczami, do których dążymy, z którymi przestajemy” (s. 144)275 – tak brzmi centralna teza tekstu. Istnieje wprawdzie przeczucie, że radykalne stany, na przykład doznania skrajnego bólu, pozwolą na przekroczenie bariery – okazuje się jednak, że i takie próby wdarcia się w świat są ostatecznie bezskuteczne.
Są stany duszy, w których chętnie cierpimy, w nadziei, że tu przynajmniej znajdziemy rzeczywistość, ostre szczyty i krawędzie prawdy. Ale okazuje się, że to tylko dekoracyjne płótna, ułuda. Jedyną rzeczą, której smutek mnie nauczył, jest to, żem poznał, jaki jest płytki. Że jak wszystko inne porusza się na powierzchni i nie wprowadza do rzeczywistości. A my za to zetknięcie z nią bylibyśmy gotowi zapłacić kosztowną cenę miłości do syna i do kobiety (s. 143).
Doświadczenie nieustannie wyobrażane jest tu za pomocą cielesnych metafor. Utrata ukazywana jest jako naruszenie, rozdarcie ciała, co wydaje się pozornie bliskie późniejszej Freudowskiej „jątrzącej ranie”. W dramatycznej i bezskutecznej próbie połączenia doświadczenia „zewnętrznego” i „wewnętrznego” nieustannie reaktywowana w tym tekście będzie metaforyka dotyku, doznań obieranych poprzez skórę, jak ciepły deszcz, pocałunek. W ten sposób poetyka tekstu sugeruje, gdzie przebiega front, na którym toczy się batalia.
Kompromitacja doświadczenia zachodzi w szczególnych okolicznościach; centralnym ich elementem jest utrata dziecka. U Emersona śmierć, podobnie jak miało to miejsce u Montaigne’a, pozostaje poza obszarem doświadczenia. Najbardziej wstrząsający, zaskakujący, dramatyczny fragment eseju brzmi:
Przez śmierć mego syna […] zdaje mi się, żem stracił tylko piękny majątek – nic więcej. Nie mogę jej bardziej przybliżyć ku sobie. […] Nie dotyka mnie; coś, com wyobrażał sobie, że jest częścią mnie, która nie mogła być oderwana ode mnie bez rozerwania mnie ani powiększona bez wzbogacenia mnie, odpada ode mnie i nie pozostawia żadnej blizny. Była czemś, co mogło odpaść bez śladu. Smucę się, że smutek niczego nie może mnie nauczyć, ani o jeden krok naprzód posunąć ku prawdziwej naturze” (s. 144).
Centrum elegijnego tekstu staje się więc żal. Nie jest to jednak – co radykalne i prowokacyjne – żal po odejściu dziecka, ale żal, że nie można doznać żalu276; że niedostępne okazało się doświadczenie, które – jak spodziewał się Emerson – miało być przełomowym, znaczącym Doświadczeniem. Poddany działaniu sprzecznych impulsów: nakazu, by żałować, i niemożliwości żalu, człowiek jawi się jako skazany na istnienie w najintymniejszej bliskości z rzeczywistością (jest ona „tuż”), jednocześnie nie mogąc nigdy jej dosięgnąć (jest ona trwale od niego oddzielona): „Najmilsze wypadki są deszczem letnim, a my nieprzemakalnymi płaszczami, z których spływa każda kropla” (s. 144).
Skoro rzeczywistość okazuje się niedotykalna, niedoświadczalna; skoro między nią a podmiotem jest wciąż „nieprzebyte, milczące morze”, traci ona – jako podstawa odniesień – swą substancjalność. Najczęściej cytowany wers przywoływanego tu tekstu Emersona brzmi zgodnie z powyższą konkluzją: „Zdolność wymykania się i wyślizgiwania wszystkich przedmiotów, która pozwala im znikać poprzez nasze palce w chwili, gdy nam się zdaje, że trzymamy je bardzo mocno, zdolność tę uważam za najmniej miłą część naszego stanu” (s. 144). „Wymykanie i wyślizgiwanie się” rzeczywistości powoduje, że zaczyna ona „płynąć i mienić się”. Zdezorientowany podmiot takiego doświadczenia musi więc zadać pytanie, które otwiera tekst Emersona: „Gdzie to się znajdujemy?” (s. 141). Niepewność i nieokreśloność sytuacji człowieka obrazuje rozpisana następnie przestrzenna metafora: „Stoimy na stopniu schodów; poniżej nas są stopnie, po których, zdaje się nam, weszliśmy; są stopnie powyżej nas, liczne – zdążają w górę i giną nam z oczu”. Elementy składowe tego obrazu – schody, przebywanie pomiędzy tym, co poza, i tym, co przed, pozwala odnosić opisywany stan do liminalnej fazy doświadczenia, będącej przejściem, progiem rozciągającym się pomiędzy strukturą przeszłą i przyszłą. Victor Turner opisuje ją jako zasadniczo pozytywną: to „owocny chaos, magazyn możliwości, […] dążenie do nowych form i struktur, proces rodzenia się nowego, kształtowania się trybów egzystencji odpowiednich dla fazy postliminalnej”277. U Emersona to raczej trwała przypadłość człowieka – uwięzionego w potrzasku, z którego nie ma wybawienia. Wydobycie się z pułapki tego, co pomiędzy, co wciąga w otchłań niesubstancjalnej płynności i znikliwości, z chaosu i niemoty, z nie-doświadczenia, zależy – jak pisze w obszernej i starannie przeprowadzonej analizie Emersonowskiego Experience Sharon Cameron –
269
G. Agamben,
270
M. Jay,
271
Najważniejszym dowodem w tym kontekście jest esej Emersona z 1850 roku,
„Ten rosły dżentelmen amerykański
Składa tom Montaigne’a i szukać wychodzi
Innej, nie mniej cennej przyjemności
Popołudnia, co już wywyższa kraj płaski”.
(J.L. Borges,
272
R.W. Emerson,
273
Zdarzenia, z którymi wiąże Emersona narastanie znaczeń
274
E. Rewers,
275
Cytaty z
276
Por. cenioną przez Jaya interpretację: S. Cameron,
277
V.W. Turner,