Z moich kości. Marcin Dudziński
za płotem? – zapytał Marczuk, mając na myśli dwójkę gapiów, z których jeden był chyba licealnym woźnym.
– Ich też już wstępnie przesłuchaliśmy. I gówno to wniosło. – Solnica pokręcił głową.
– A kamery?
– No właśnie z tym też jest problem. Tutaj nie ma żadnych. Są jakieś w liceum i te sprawdzimy, ale już wiemy, że są raczej skierowane na teren szkoły.
– Monitoring miejski? – Marczuk ciągnął temat.
– Na tym odcinku Jasnogórskiej nie ma żadnych kamer. Będziemy musieli prześledzić te z Armii Krajowej. Podobnie jak na Złotej Górze będzie dużo rzeźbienia w gównie.
– Co ty masz dzisiaj z tym gównem, Solnica? – zapytał retorycznie Marczuk. – Narobiłeś w gacie ze strachu czy co?
– Prawie, panie naczelniku – zaśmiał się komisarz.
– Pani technik! Coś znalazłem! – rozległ się donośny głos funkcjonariusza dokumentującego miejsce zdarzenia. Wszyscy obrócili się w jego stronę.
Młody mężczyzna pochylił się i niewielką pęsetą wyjął kartkę papieru spod ceramicznej miski. Kartka wyglądała dokładnie tak samo jak poprzednia, ta znaleziona przy ofierze z Parku Miniatur.
– No to mamy i wierszyk – powiedziała Stefańczyk i podeszła do technika.
– Właśnie miałem o to spytać… – mruknął pod nosem Marczuk i poprawił swój przedziałek.
Kilkadziesiąt sekund później przeczytali napisane na komputerze przesłanie.
—
Ciemno tutaj, nie ma ducha
Gorąc wielki w trzewia dmucha
W Świętym Mieście wieść już chucha
Każdy już nadstawia ucha
—
Wraca, wraca krok po kroku
Wolno się wyłania z mroku
Wraca wielka tajemnica
Już rumiane czyjeś lica
—
Umrzeć wcale nie musiała
Czemu kona, nie wiedziała
Każdy teraz chce zrozumieć
Rozwiązać zagadkę umieć
—
Ciemno tutaj, co jest grane?
Ktoś prawdziwym chuliganem
Ciało grzesznie skrępowane
Czym te czyny powiązane?
—
Stali bez ruchu, nie mogąc wydusić słowa. Tak naprawdę żadne z nich nie wiedziało, co powiedzieć. Oczywiste było, że i to morderstwo stanowiło element jakiegoś większego planu. Między obiema ofiarami istniał jakiś związek. Taki, którego na razie nie byli w stanie dostrzec.
Przyjazd Waltera wyrwał ich z chwilowej zadumy. Komendant złapał się za głowę, gdy zobaczył ciało dziewczyny. Chwilę później wbił wzrok w ziemię. Marczuk dał znak pani technik, żeby pokazała komendantowi kartkę.
Naczelnik zauważył, że wyraz twarzy Waltera dziwnie się zmienił. Kiedy komendant czytał wiersz, Marczuk dostrzegł, że w jego oczach pojawił się strach. Taki, jakiego nie widział u swojego przyjaciela właściwie nigdy wcześniej. Nawet wtedy, kiedy Jerzy był zmuszony do ścigania swojego brata. Nawet wtedy, gdy musiał zmierzyć się z tym, że lokalna opinia publiczna osądziła także i jego za niegodziwe czyny biskupa. Twarz Jerzego pobladła, wszystko trwało zaledwie kilka sekund, ale Marczuk zarejestrował, że komendant wyraźnie się przestraszył. Podobnie jak oni, nie mógł wypowiedzieć słowa.
– Nas też zatkało – przerwał w końcu milczenie naczelnik.
Walter po chwili odzyskał nad sobą kontrolę. Szybko wyrzucił z głowy myśli, które przed chwilą go dręczyły.
– Kim jest ta dziewczyna? – zadał pytanie, które do tej pory nie padło.
– W jej torebce znaleźliśmy dokumenty. Pieniądze. Wszystko – powiedziała Agata. – Nazywa się Justyna Radosz. Nazywała się.
Jerzy Walter wypuścił powietrze z płuc. Marczukowi wydawało się, że odetchnął z ulgą.
– Trzeba ustalić, kto to. I czy istnieje jakiś związek z poprzednią ofiarą. Ktoś w ogóle zgłosił jej zaginięcie?
– Ustalimy. Ale nie słyszałem o niczym takim ostatnio – odparł Solnica, zanim Marczuk zdążył się odezwać. – Pewnie wyszła na imprezę w weekend. Mogła zabawić do rana, więc na razie nikt się nie martwi.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.