Jan Sehn. Filip Gańczak
liczy na jego lojalność. Nie wie, że Pemper skontaktował się już wcześniej z Okręgową Komisją Badania Zbrodni Niemieckich w Krakowie i bynajmniej nie ma zamiaru kryć byłego komendanta. Według Pempera Komisja Oświęcimska wysłuchała jego relacji już rok wcześniej. „Wkrótce potem, latem 1945 roku, Sehn skierował do mnie list z prośbą, bym spisał swoje wspomnienia z pobytu w obozie. Przygotowywał właśnie proces przeciwko Amonowi Göthowi, w związku z czym poszukiwał świadków i dokumentów dotyczących jego zbrodni”127 – napisze po latach. W lipcu 1946 roku Pemper składa przed sędzią Żmudą obszerne zeznania, bardzo obciążające byłego komendanta128. 9 sierpnia opisuje jego działalność na Lubelszczyźnie129. 19 sierpnia, przesłuchiwany przez Sehna, może się odnieść bezpośrednio do wyjaśnień Götha. Krok po kroku obala jego wersję. Daje do zrozumienia, że Austriak przywłaszczał sobie wartościowe przedmioty odbierane Żydom. „Pieniądze i kosztowności, uzyskiwane przy późniejszych selekcjach, nadchodzących transportach itd., nie były w ogóle albo [były] tylko w znikomej części odprowadzane władzom zwierzchnim”130 – zeznaje. Odrzuca opowieść o dobrym zaopatrzeniu więziennej kuchni: „Cukier sprzedawano workami »na pniu« w mieście, a uzyskane środki służyły […] na pokrywanie kosztów utrzymania Götha i zakup delikatesów do kuchni oficerskiej. […] Zasadą naczelną było swobodne dysponowanie środkami żywności przeznaczonymi dla więźniów. Ta część, która nie została sprzedana w mieście […], zasilała przede wszystkim kuchnię oficerską, potem ogólną kuchnię SS […], a dopiero resztki szły do kuchni obozowej, przy czym w każdej chwili dysponowano nimi jeszcze na rzecz rozmaitych przyjaciół Götha, szczególnie w formie podarków dla wyjeżdżających do Rzeszy”.
Z ust świadka padają również znacznie poważniejsze zarzuty. Stanowczo twierdzi na przykład, że widział dokument upoważniający Götha do wstępu na teren obozów zagłady Bełżec, Sobibór i Treblinka. „Selekcja z dnia 7 maja 1944 i następująca po niej wysyłka około tysiąca czterystu więźniów – w tym około trzystu dzieci – do komór gazowych w Oświęcimiu odbyły się z inicjatywy i na wniosek Götha, zatwierdzony przez Amtsgruppe D – mówi Sehnowi. – Göth zdawał sobie sprawę z tego, że ludzie ci idą do komór gazowych, a nie do obozu wypoczynkowego”. Według Pempera Austriak wręcz prosił komendanta Auschwitz „o zwrot pasiaków obozowych po zgładzeniu transportu”. Do jednego z więźniów, błagającego o możliwość pozostania w Płaszowie, miał zaś powiedzieć bezdusznie: „Żyłeś już dostatecznie długo”.
Pemper zaprzecza, jakoby Göth karał śmiercią tylko w wyjątkowych przypadkach, jak wykrycie broni: „Osobiście za najwłaściwszą uważał karę śmierci przez zastrzelenie więźnia na miejscu, gdyż wychodził z założenia, że dopinguje w ten sposób pozostałych przy życiu i zmusza do zintensyfikowania wysiłków. Strzelał on przy każdej sposobności. […] Przy budowie drogi zastrzelił kobietę, która jego zdaniem nie naładowała dość dużo kamieni na taczki. Wypadków takich zna każdy więzień płaszowski dziesiątki, jeśli nie setki”. Pemper opowiada też między innymi o karze chłosty kończącej się śmiercią i o szczuciu psami, czego sam również doświadczył. Jeden z więźniów na rozkaz Götha miał zostać „dosłownie rozszarpany na kawałki przez doga Rolfa”.
Podobnych świadectw komisja krakowska ma już w tym czasie o wiele więcej. „Profesor Sehn opowiedział mi później o reakcji Götha na akt oskarżenia – wspominał po latach Pemper. – Oskarżony w ogóle go nie przeczytał, lecz jedynie przekartkował do ostatniej strony, gdzie podano listę świadków oskarżenia. Kiedy – jak opowiadał Sehn – zobaczył całą masę nazwisk, wykrzyknął: »Co? Tylu Żydów? A nam ciągle wmawiano, że żaden z tych sukinsynów nie przeżyje wojny«”131.
Zanim Göth zasiądzie na ławie oskarżonych, raz jeszcze jest przesłuchiwany przez Sehna – tym razem na wniosek i w obecności prokurator Heleny Turowiczowej. Krakowski sędzia śledczy pyta, komu podlegał obóz płaszowski, na czyje zarządzenie powstał i jak był finansowany. Porusza też sprawę starszego obozowego Wilhelma Chilowicza, zastrzelonego wraz z żoną i grupą współwięźniów latem 1944 roku. Austriak przekonuje Sehna, że osoby te zginęły za gromadzenie broni i przygotowywanie ucieczki132. Pemper zeznał już jednak, że chodziło o pozbycie się niewygodnych świadków machinacji finansowych Götha133.
„Kat Płaszowa przed sądem” – ogłasza 26 sierpnia 1946 roku „Dziennik Polski”134. Dzień później w gmachu Sądu Okręgowego przy ulicy Senackiej w Krakowie rusza proces. Rozprawie przed Najwyższym Trybunałem Narodowym przysłuchuje się między innymi minister sprawiedliwości Henryk Świątkowski. Sala może pomieścić kilkaset osób, ale chętnych jest znacznie więcej. Z myślą o tych, dla których nie starczyło miejsc, prowadzona jest transmisja przez megafony. Sehn otrzymuje dwie karty wstępu na galerię, ważne „na wszystkie dni rozprawy”135.
Składowi sędziowskiemu przewodniczy doktor Alfred Eimer, prawnik z przedwojennym stażem. Göth, mający do dyspozycji dwóch polskich obrońców z urzędu, próbuje podważać niektóre zeznania świadków i kompetencje sądu. Biegły Ludwik Ehrlich, profesor prawa międzynarodowego, dowodzi jednak, że oskarżony może być sądzony w Polsce.
Byłego komendanta oskarżają doświadczeni prokuratorzy – Mieczysław Siewierski i Tadeusz Cyprian. „Proces obecny jest pierwszym na świecie bezpośrednim procesem o ludobójstwo” – mówi Cyprian, który nie tylko wskazuje na winę oskarżonego, lecz także stara się pokazać, „do czego prowadzi totalny system hitlerowski”. Zadaje pytanie, „w jakim stopniu cały naród niemiecki odpowiadać musi przed ludzkością za niesłychane zbrodnie”136.
O tych z udziałem Götha szczegółowo opowiadają świadkowie. Zeznaje również Pemper. Wiele lat później będzie wspominał: „Po procesie pół żartem, pół serio zarzuciłem sędziemu Sehnowi: »Posłał mnie pan w bój, który mógł się dla mnie źle skończyć. Gdyby Göth spróbował mnie publicznie zdyskredytować lub zarzucić jakąś formę kolaboracji, zwróciłaby się przeciwko mnie cała opinia publiczna«. »Nie, nie – Sehn próbował mnie uspokoić. – Liczyliśmy się z tym, że Göth może próbować zarzucić panu nieuczciwość, dlatego dokładnie pana prześwietliliśmy i wiemy, że zawsze zachowywał się pan uczciwie. Gdyby Göth spróbował pana zaatakować, natychmiast byśmy wkroczyli«”137.
Pemper będzie też polemizował z tezą, że proces przeprowadzono pospiesznie. Trwa on jednak rzeczywiście krótko, już bowiem 5 września 1946 roku były komendant obozu płaszowskiego zostaje skazany na karę śmierci. Choć materiał dowodowy zbierano w dużym pośpiechu, zdaniem sądu i tak „wykracza [on] daleko poza ramy oskarżenia”138. Można to odczytać jako komplement pod adresem Cypriana i Siewierskiego, ale także Sehna i innych prawników, którzy wykonali dużą pracę w trakcie dochodzenia poprzedzającego proces, takich jak sędzia Żmuda i prokurator Jasiński.
Göth pisze jeszcze prośbę o ułaskawienie do prezydenta Krajowej Rady Narodowej Bolesława Bieruta. Zostaje rozpatrzona odmownie. Prokurator Jasiński nakazuje, by egzekucja odbyła się „w obrębie budynku więziennego przy ulicy Kamiennej”139. W tej sytuacji Austriak deklaruje gotowość złożenia zeznań w sprawie Leona Grossa, żydowskiego lekarza z obozu płaszowskiego, także skazanego na karę śmierci. Gdyby doszło