Jan Sehn. Filip Gańczak
– mówi Jagielskiemu. Podobnie stwierdza Franciszek Międzik, inny przedstawiciel władz stowarzyszenia: „Obywatela Jana Sehna uważam tak ja, jak i cały związek zawodowy restauratorów, za człowieka niesłychanie prawego i dobrego Polaka, który w walce podziemnej z Niemcami, na odcinku związku restauratorów, położył wiele pracy i posiada bardzo duże zasługi. Wykluczam, by obywatel Sehn mógł dokonać w tym czasie jakiegokolwiek czynu, który by nie godził się z honorem Polaka”72. Zarzut umieszczenia Wojtaszka na liście osób przeznaczonych do pracy w Rzeszy Międzik określa jako „zupełnie absurdalny, gdyż przede wszystkim nie wchodziło to w kompetencje Związku, a tym samym i Sehna, a sprawy te załatwiał Urząd Pracy na podstawie wykazów przesłanych mu przez Schmidta”.
19 sierpnia 1946 roku Wojtaszek i Bielowa są ponownie przesłuchiwani. Dociskani przez wiceprokuratora Jagielskiego, nie wykazują już takiej stanowczości jak za pierwszym razem. „Nie twierdzę, by pan Sehn był powodem wstawienia mnie na listę do pracy w Rzeszy” – mówi Wojtaszek. Nadal utrzymuje, że to on spowodował zamknięcie lokalu, ale tylko na tej podstawie, że „wszyscy, którym lokale zamknięto, zwracali się o otwarcie tych lokali do pana Sehna”73. Bielowa jeszcze wyraźniej wycofuje się z pierwotnych zeznań: „Nie posiadam na to żadnego dowodu, by przyczyną zamknięcia mojej i Wojtaszka restauracji był podejrzany Sehn, jak również nie posiadam żadnego konkretnego dowodu na to, by podejrzany Sehn spowodował wysłanie Wojtaszka Adama na roboty do Rzeszy”. O swoich wcześniejszych słowach, wedle których Sehn chciał pozbawić parę restauratorów środków do życia, mówi: „Jakoś źle się wyraziłam i może byłam zdenerwowana”. Teraz też jest zdenerwowana i prosi o zwolnienie jej z dalszych zeznań74.
Michał Trembałowicz, prokurator Specjalnego Sądu Karnego, postanawia umorzyć dochodzenie z powodu „braku jakiejkolwiek winy podejrzanego”75. Akta na wszelki wypadek przesyła jednak do wglądu Nadzorowi Prokuratorskiemu. Informuje, że postanowienie może jeszcze zostać anulowane, „gdyby Obywatel Minister miał zastrzeżenia przeciw umorzeniu”76. Minister Henryk Świątkowski, znający już dorobek Sehna w dziedzinie badania zbrodni niemieckich, najwyraźniej nie ma zastrzeżeń.
Dla resortu sprawiedliwości sprawa jest zamknięta, dwa lata później jednak wojenna przeszłość prawnika zainteresuje Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego. „Podejrzewany o współpracę z Niemcami” – zapisano pod datą 5 listopada 1948 roku. Ten trop szybko się jednak urywa. „Materiały bez wartości operacyjnej zniszczono” – informuje odręczny dopisek, poczyniony już po śmierci Sehna. Sygnatura archiwalna – 15667/II – wskazuje na inwigilację w ramach sprawy operacyjnej77. W dzienniku archiwalnym MSW można znaleźć ślad, z którego wynika, że w roku 1954 Sehnem zajmowała się również centrala resortu bezpieczeństwa. „Materiały zniszczono [w] VIII 1986 roku”78 – widzimy jednak w innej rubryce.
Podstawowym źródłem wiedzy o postawie krakowskiego prawnika w czasie okupacji są więc dziś akta prokuratorskiego dochodzenia z 1946 roku. Na jednej szali możemy położyć zeznania Wojtaszka i Bielowej, na drugiej – wyjaśnienia Sehna i świadectwa życzliwych mu osób z władz stowarzyszenia restauratorów, w tym krewnego żony, Józefa Lubelskiego. Życzliwa podejrzanemu wydaje się również prokuratura. Solidarność zawodowa? Prowadzący dochodzenie muszą znać Sehna choćby z widzenia, bo jego Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Niemieckich urzęduje pod tym samym adresem co prokuratura Specjalnego Sądu Karnego. Obie instytucje kontaktują się zresztą przy okazji spraw przeciwko zbrodniarzom wojennym. Nie znaczy to oczywiście, że dochodzenie umorzono niesłusznie. Nie ma dowodów podważających wersję, zgodnie z którą Sehn w czasie okupacji pomógł ocalić przed zamknięciem część krakowskich lokali gastronomicznych. Wojtaszek i Bielowa nie byli zawodowymi restauratorami. Możliwe, że młody prawnik nie widział szans na pomyślne załatwienie ich sprawy; niewykluczone, że potraktował ich oschle. To jednak o wiele za mało, by czynić mu zarzuty. W roku 1942 nawet zamożni restauratorzy nie mogli czuć się pewnie – z ankiety wypełnionej po wojnie przez Tadeusza Puskarczyka dowiadujemy się, że także Hawełka została w tym czasie przejęta przez Niemców, a Lubelscy od tej pory „żyli ze sprzedaży swoich ruchomości”. Józef, dwukrotnie aresztowany, szczęśliwie doczekał końca okupacji i zajął się handlem79.
Pytany w powojennych ankietach o rodzeństwo, Jan Sehn odpowiada zdawkowo. O siostrze Katarzynie, żonie urzędnika ubezpieczeń społecznych, pisze, że w czasie okupacji „wraz z mężem handlowała”. O młodszym bracie Jakubie, z zawodu techniku budowlanym – że „pracował jako robotnik rolny”. O starszym bracie Józefie – że „utrzymywał się z roli i zaginął”80. To nie jest cała prawda.
Władze okupacyjne od początku zachęcają osoby o niemieckich korzeniach, by deklarowały się jako folksdojcze, czyli etniczni Niemcy. Jesienią 1940 roku ojciec Sehna, również Jan, i brat Józef otrzymują kenkarty dla osób narodowości niemieckiej, wystawione przez naczelnika powiatu dębickiego. Ten pierwszy figuruje tam jako Johann, drugi – jako Josef81.
Jan senior umiera w listopadzie 1941 roku i zostaje pochowany w Nagoszynie pod Dębicą. Józef jest przez pewien czas sołtysem pobliskiej Bobrowej82. „[L]iczył na to, że chroni w ten sposób siebie i swoją rodzinę”83 – spekuluje dziennikarz Andrew Nagorski.
– Obecność na folksliście pradziadek wykorzystywał w słusznej sprawie, by ratować ludność Bobrowej i ograniczać wobec niej represje84 – przekonuje dziś Michał Sehn, powołując się na relacje rodziny i nieżyjących już mieszkańców wsi.
Bobrowa jest podejrzewana o przechowywanie Żydów, zbiegłych jeńców sowieckich i partyzantów. W piątkowy ranek 9 lipca 1943 roku Niemcy pacyfikują miejscowość. Niszczą kilka domostw, mordują około dwudziestu osób. „Resztę ludzi z całej wsi – zapamięta bobrowianin Bronisław Harla – spędzili w jedno miejsce. Wydawało się, że wszystkich rozstrzelają. Jednak nie doszło do tego. Sprawdzili tylko wszystkim kenkar[t]y i dużo młodych, dziewczyn i chłopaków, wywieźli [na roboty] do Niemiec”85.
Czy Józef Sehn – jak podaje jego prawnuk Michał – w czasie obławy ręczył „za mieszkańców wsi, że nie prowadzą działalności wymierzonej przeciwko okupantowi”, a później przyjął na służbę dwie miejscowe kobiety, „chroniąc je w ten sposób przed wywózką na roboty do Rzeszy”? W powojennych protokołach przesłuchań okolicznych mieszkańców, przechowywanych dziś w Archiwum IPN, nie znalazłem potwierdzenia tych informacji. Ale też niczego, co obciążałoby Józefa Sehna.
Latem 1944 roku jest już właściwie pewne, że Niemcy przegrają wojnę. Do Bobrowej zbliża się front. Sehnowie stają przed dylematem: zostać – i narazić się na ewentualne oskarżenia o kolaborację – czy uciekać? Według późniejszej relacji rodzinnej hrabia Konstanty Łubieński, komendant Obwodu AK Mielec, wystawia Sehnom list żelazny86. To jednak nie Armia Krajowa będzie rozdawała karty w nowej Polsce. Komuniści zaś zapowiadają surowe kary dla „zdrajców narodu”. Dekret z listopada 1944 roku bez niuansowania zalicza do tej kategorii ludzi, którzy w Generalnym Gubernatorstwie zadeklarowali „przynależność do narodowości niemieckiej […] lub swoje pochodzenie niemieckie” – o ile nie są w stanie wykazać, że działali „z nakazu