Jan Sehn. Filip Gańczak
przede wszystkim cukru i jaj”63. Członkowie stowarzyszenia mogą kupować te artykuły niedrogo i w dużych ilościach, co szybko prowadzi do nadużyć. Sehn wyjaśnia, że „ludzie różnych stanów i zawodów, którzy z zawodem restauratorskim nigdy nic wspólnego nie mieli, otwierali bary, wyszynki, restauracje, paszteciarnie, jadłodajnie, kawiarnie, herbaciarnie i tym podobne przedsiębiorstwa” – po to tylko, by otrzymywać towary z przydziału i sprzedawać je na wolnym rynku. Niemal każdy w Krakowie stara się dorobić, gdyż „nawet pensje nieźle zarabiających urzędników były zbyt skromne, by bez problemu związać koniec z końcem”64.
Adam Wojtaszek, z zawodu kelner, jesienią 1940 roku otwiera z Julią Bielową restaurację przy ulicy Kalwaryjskiej 24. Zaledwie sto pięćdziesiąt metrów dalej, przy Zamoyskiego 28, mieszkają od lat Puskarczykowie i tam wprowadza się Sehn. Prawdopodobnie przenosi się na Zamoyskiego albo tuż po ślubie, albo w marcu 1941 roku, gdy we wschodniej części Podgórza Niemcy tworzą getto żydowskie i pozostali mieszkańcy tego obszaru muszą opuścić swoje domy. W granicach getta znajduje się część ulicy Lwowskiej, przy której przed wojną mieszkał Sehn.
Losy Wojtaszka i Sehna już wkrótce się splotą. Niemcy orientują się, że w mieście powstało za dużo lokali gastronomicznych. Dyrekcja Policji żąda od stowarzyszenia listy restauracji, które należy zlikwidować ze względów sanitarnych lub z powodu niefachowości właścicieli. Dla osób w nich zatrudnionych oznacza to nie tylko utratę pracy, lecz także groźbę wywózki na roboty przymusowe do Niemiec. Sehn: „[P]ostanowiliśmy listy takiej nie wydać […] i dawali[śmy] wymijające, obliczone na zwłokę odpowiedzi pisemne […]”. Według jego powojennych wyjaśnień zniecierpliwieni Niemcy grożą Lubelskiemu, że odpowie za sabotowanie zarządzeń władz. Sehn podsuwa myśl, by przekonać Dyrekcję Policji do rejestracji na nowo przedsiębiorstw gastronomicznych, i projektuje nawet stosowny kwestionariusz. Pomysł zostaje zaakceptowany, a rejestracja – mimo że okupanci wyznaczają krótki termin – jest celowo przeciągana przez kilka miesięcy. Końcowy raport Sehna ma uspokoić władze. Prawnik wykazuje, że restauracji w mieście działa w istocie niewiele ponad sto, czyli tyle, ile w czasach Austro-Węgier, około czterystu innych zaś zarejestrowanych lokali to nie restauracje, a więc „w Krakowie nie ma nadmiernego zagęszczenia restauracji”. Sprawozdanie zostaje przyjęte, ale nie pomaga to na długo – pod koniec sierpnia 1941 roku Niemcy nagle likwidują stowarzyszenie restauratorów. W jego miejsce powstaje Związek Przedsiębiorstw Gospodnio-Szynkarskich z niemieckim komisarzem na czele. Nowy związek przejmuje pracowników stowarzyszenia – Sehn pełni teraz funkcję „jednego z polskich pracowników kancelaryjnych”65 – ale angażuje też liczny personel niemiecki. Komisarz oświadcza, że „w mieście jest za dużo restauracji, że istnieje bardzo wiele brudnych bud, które muszą zniknąć”. Tak przynajmniej zapamięta jego słowa Sehn, który będzie później twierdził, że udało mu się przekonać władze okupacyjne do rozesłania właścicielom lokali nowego kwestionariusza i znów zyskać w ten sposób dla branży kilka spokojnych miesięcy.
Jeśli wierzyć powojennym ustaleniom prokuratury, młody prawnik informuje krakowskich restauratorów o sprawach związkowych i znanych mu zamierzeniach Niemców. Wykorzystuje też i podsyca spory kompetencyjne wśród urzędników, by paraliżować niekorzystne posunięcia władz. Ponieważ Schmidt, dyrektor związku, jest skłonny bronić przed szykanami znajomych restauratorów, Sehn i inni starają się, by odwiedzał on jak najwięcej przedsiębiorstw gastronomicznych i uzależnił się, także materialnie, od ich właścicieli. Inny niemiecki urzędnik, niejaki Lautenbacher, wykorzystuje jednak pobyt Schmidta na urlopie i doprowadza wiosną 1942 roku do zamknięcia w Krakowie, „w ciągu jednego czy też dwu dni, […] ponad stu mniejszych szynków”. Lokale zostają opieczętowane, a ich właściciele – oddani do dyspozycji Urzędu Pracy. Zgłaszają się oni do Sehna po radę.
Przychodzą po nią także Wojtaszek i Bielowa. „Zeniek powiedział mi, że nie tylko mój lokal został zamknięty, ale również wiele innych lokali – zezna 15 czerwca 1946 roku ten pierwszy – i kazał mi się zgłosić za tydzień […]. Po tygodniu […] Zeniek powiedział mi, że lokal mój będzie zamknięty, ponieważ nie nadaje się na lokal restauracyjny”66. Na prośbę Wojtaszka Sehn jakoby przystaje na to, żeby restaurację zbadała komisja wyznaczona przez związek, ale nie dotrzymuje obietnicy. Następnym razem Wojtaszek i Bielowa interweniują już bezpośrednio u Schmidta. Ten, jak będzie twierdził Wojtaszek, zgodził się na otwarcie jego szynku i papiery dotyczące tej sprawy „podał siedzącemu obok Zeńkowi, który jednak papierów tych nie przyjął, względnie odłożył […] na bok i powiedział tylko po niemiecku »nein«”. Jakiś czas później restaurator ponownie nachodzi Sehna i prosi go o pozytywne załatwienie sprawy, ale znowu bez skutku: „[…] powiedział, że się nic nie da zrobić, bo papiery moje już poszły do Urzędu Pracy, i że będę musiał jechać na roboty do Niemiec” – relacjonuje dalej w 1946 roku. Z robót tych ucieka, zostaje jednak złapany i trafia do obozu Gross-Rosen67.
Według Bielowej Sehn „bez żadnego powodu spowodował zamknięcie tej restauracji” – tylko w tym celu, żeby ją i jej przyjaciela „pozbawić środków do życia”. Prawnik rzekomo powiedział im, by „się nie łudzili, że lokal zostanie otwarty”, bo Wojtaszka już wciągnął „na listę do pracy w Rzeszy”68.
Jako świadek zeznaje czterdziestopięcioletnia Aniela Witek, która w czasie okupacji prowadziła restaurację przy Kalwaryjskiej 38. W roku 1942 także jej lokal zostaje zamknięty. „Byłam w tej sprawie w prywatnym mieszkaniu sekretarza związku restauratorów” – podaje do protokołu. Sehn miał jej powiedzieć, „że te sprawy nie zależą od niego, tylko od Niemca Schmidta”69.
W obronie prawnika staje zarząd powojennego zrzeszenia krakowskich restauratorów. „Był on pilnym i sumiennym pracownikiem – czytamy w zaświadczeniu wystawionym przez to gremium – oraz dobrym i świadomym swych celów Polakiem […], broniąc na każdym kroku interesów polskich przedsiębiorców. [I]nformował on nas o zamierzeniach Niemców, a wygrywając osobiste ambicje różnych ówczesnych dygnitarzy, chronił zawód przed eksterminacją planowaną przez okupanta. Zabiegami swymi zdołał on uchronić dla Stowarzyszenia pokaźny jego majątek, który po wyzwoleniu spod okupacji objęliśmy w posiadanie”70. Dokument trafia do akt sprawy. Będzie to punkt zwrotny dochodzenia.
W lipcu 1946 roku Sehn zostaje przesłuchany w charakterze podejrzanego. „Nie poczuwam się do winy” – oświadcza przed wiceprokuratorem Adamem Jagielskim. I wyjaśnia: „Zarzut, że ja przyczyniłem się do zamknięcia przedsiębiorstwa jakiegokolwiek i do wywiezienia jego właściciela na przymusowe roboty, jest niesłuszny i nieuzasadniony. Starałem się bowiem w miarę mych sił jednemu i drugiemu zapobiec i w tych wypadkach, w których było to możliwe, […] rzeczywiście zapobiegłem”. Dotyczyło to – jak mówi – głównie zawodowych restauratorów. Wojtaszka i Bielowej sobie nie przypomina.
Wróćmy jednak do 1942 roku: gdy Schmidt pojawia się w pracy po urlopie, Sehn – jak będzie później twierdził – próbuje przekonać go do zmiany decyzji Lautenbachera. Odwołuje się do ambicji dyrektora: akcję zamykania lokali przedstawia jako atak na szefa związku i ostrzega go, że jeśli nie pomoże restauratorom, „utraci cały autorytet i powagę, o zachowanie których mu bardzo chodziło”. Schmidt ponownie otwiera część restauracji, wkrótce zostaje jednak – „z powodu nadużycia władzy i przychylności dla Polaków” – przeniesiony do Warszawy. Jego następca ulega już we wszystkich sprawach Lautenbacherowi.
Krótko po odejściu Schmidta Sehn zostaje skierowany do urzędu podległego Wydziałowi Wyżywienia i Rolnictwa w tak zwanym rządzie