Ślady miasta. Lars Saabye Christensen
przydałby mu się brat. Albo siostra.
Ewald ostrożnie nachyla się nad Maj, ale ona go odpycha.
– Za chwilę znowu obudzisz Jespera.
– Możemy przynajmniej trochę się poprzytulać.
– Poprzytulać, też coś. Śpijmy, zanim on nas obudzi.
Leżą po dwóch stronach łóżka i nie wiedzą, które zasypia pierwsze. Wzdłuż Kirkeveien jedzie karetka, jej niebieskie migotliwe światło przez chwilę przenika przez zasłony. Odgłos kół na mokrym asfalcie sprawia, że czas w mieszkaniu nieruchomieje.
Projekt budżetu na lata 1948–1949
W listopadzie oddziały wysyłają do Komitetu Wykonawczego projekt budżetu i podają, w jaki sposób zarząd zamierza rozdysponować uzyskane środki. Ponadto zaproponowano, aby oddziały, które jeszcze ich nie mają, utworzyły wypożyczalnie ze sprzętem medycznym. Zasugerowano również gromadzenie wyposażenia dla niemowląt, a także nabycie bandaży do wypożyczalni oraz jednego zestawu pomocniczego w ramach rezerwy, w razie konieczności podjęcia działań kryzysowych. W wypadku większości oddziałów sprzęt będzie przechowywany u diakonisy lub – jeśli tak będzie wygodniej – prywatnie, najlepiej u osoby zatrudnionej w szpitalu. Wypożyczanie ma być bezpłatne albo w ramach ustalonej tygodniowej opłaty. Poinformowano, że przy organizacji sprzętu najbardziej pomocna jest firma Plesner. Po przygotowaniu sprzętu informację o tym należy opublikować w magazynie parafialnym lub w notatce w prasie codziennej.
Od Duńskiego Czerwonego Krzyża wypożyczono model kojca dla niemowląt z pomalowanego na biało metalu obitego zdejmowanym pokrowcem płóciennym. Komitet Wykonawczy zajmie się uzyskaniem ofert cenowych na wykonanie takich kojców. Zaproponowano, aby wypożyczać je na sześć miesięcy. W razie skierowanego do oddziału wniosku o wsparcie oraz przy ewentualnych wypożyczeniach sprzętu należy sprawdzić informacje o osobie wypożyczającej w rejestrze Biura Dobroczynności w Oslo. Osobiście proponuję utworzenie żłobka na Fagerborgu.
Działania obecnie przeprowadzane w Oslo:
1. Kurs pomocy pielęgniarskiej rozpoczyna się 9 listopada w Szpitalu Centralnym.
2. Szkolenie z zakresu higieny w Służbie Obrony Cywilnej odbędzie w szkole na Riis dla 150 osób.
3. Przyjaciele Pacjentów: odwiedziny w szpitalu, głośne czytanie pacjentom, prace biblioteczne i tym podobne.
4. Imprezy prywatne: wycieczki, brydż, lokalne loterie.
Oddziałowi Fagerborg zaproponowano pielęgniarską służbę pomocniczą w Klinice przy Wergelandsveien. Na każdym kursie 7 osób, jedna na każdy dzień tygodnia. Osobiście proponuję 2, minimum 1 dodatkową siostrę na zastępstwo w razie choroby, wyjazdów itp. Okres pełnienia służby wyniesie 3 mies. na oddziale medycyny ogólnej, a następnie 3 mies. na chirurgii lub według potrzeb szpitala.
Oslo, 9.11.48
Tove Lund
ŚWIEŻY ŚNIEG
Na Cmentarzu Zachodnim pada śnieg. Ślady pani Vik wkrótce zlewają się z tłem. Każdy jej krok jest pierwszy. Tak tu cicho. Przez to tęsknota staje się jeszcze większa. Otwiera się w niej przestrzeń, którą najchętniej pozostawiłaby zamkniętą. Pani Vik zatrzymuje się przy ostatnim grobie pod srebrnymi świerkami, które również zlewają się z tłem, kuca i szczotką wyjętą z torebki zmiata śnieg z nagrobka. Litery ciągle są białe, więc musi wyskrobywać twardy śnieg wbity w mężowski relief: Weterynarz Halfdan Vik, 18.3.1890 – 2.6.1945. Pod spodem jest dużo miejsca dla pani Vik. Nie zajmie go zresztą wiele. Jaka będzie jej ostatnia liczba? Latem skończyła pięćdziesiąt dwa lata. Może pożyć jeszcze trzydzieści, będzie wtedy rok 1978. Albo czterdzieści: 1988. To prawie nie do pomyślenia. Ale jej ciotka przeżyła sto dwa lata. Jeśli pani Vik dotrze tak daleko, będzie mogła zajrzeć w następne tysiąclecie. Wolałaby, żeby ją to ominęło. Pod nią nie będzie już nikogo. Zdejmuje rękawiczkę i dotyka imienia męża. „Ty idioto”, szepcze i staje prosto. W tej samej chwili zaczynają bić dzwony w kaplicy. Śnieg zawisa w powietrzu. Na schody wychodzi kondukt. Na samym przodzie stoi zgarbiony mężczyzna, ubrany zdecydowanie za lekko. Młody chłopak narzuca mu płaszcz na ramiona. Za nimi czeka mnóstwo ludzi. Znów zaczyna padać śnieg. Pani Vik mija żałobników, udaje jej się zdążyć na kolejkę na stacji Borgen. W momencie gdy drzwi się zamykają, wchodzi mężczyzna w żałobie i przytrzymuje je, tak aby reszta konduktu również mogła wsiąść. W końcu kolejka rusza w stronę Volvat. Pani Vik pokazuje konduktorowi swój bilet. To bilet w obie strony. Bileter jednak kręci głową i każe jej kupić nowy. Ten został kupiony już ponad godzinę temu. Pani Vik nie posiada się ze zdumienia. To niemożliwe. Czyżby aż tak się zapomniała? Tak długo stała przy grobie męża? Patrzy na stempel: 12.58. Patrzy na zegarek. Już druga. Co za wstyd! Pani Vik spuszcza głowę, zażenowana, zawstydzona, i szukając w torebce pieniędzy, mamrocze: „Nie zrobiłam tego specjalnie, nie specjalnie, nie zrobiłam…”. Portmonetka leży pod szczotką. Pani Vik nie może jej dosięgnąć. Wagony zatrzymują się w tunelu przy Volvat. Wsiada więcej pasażerów. Tworzy się kolejka. Pani Vik o mało nie wypuszcza torebki z rąk, ale wreszcie udaje jej się wyjąć kilka monet, podaje je konduktorowi, który w końcu wręcza jej ważny bilet. Pani Vik siada na najbliższym wolnym miejscu i spuszcza głowę, żeby nie patrzeć ludziom w oczy. Może myślą, że próbowała jechać na gapę? Co za wstyd! Powtarza to pod nosem, „co za wstyd”, całą drogę aż na Majorstua, gdzie szybko wysiada. Tamten zbyt lekko ubrany mężczyzna w żałobie spogląda za nią, po czym rusza w stronę Sørkedalsveien, skręca w prawo i otwiera drzwi restauracji U Larsena, zapraszając pozostałych żałobników do środka. Wszyscy razem kierują się na górę, do sal bankietowych na piętrze, gdzie czeka już gotowy stół z kanapkami – są kanapki z krewetkami, rostbefem, łososiem i camembertem. Dwie kelnerki nalewają białe wino. Rozmowy początkowo toczą się cicho i powolnie. Wkrótce jednak rozlega się czyjś śmiech. Do kawy podają tartę jabłkową z bitą śmietaną. Olaf Hall wstaje i patrzy na gości. To przyjaciele i koledzy z pracy, ale nie jego, tylko Ragnhild. Piją dużo białego wina, chociaż wielu z nich już za kilka godzin ma przedstawienie. Odwracają się w jego stronę. On ich nie zna. Zatrzymuje wzrok na Bjørnie, synu Ragnhild, swoim pasierbie. Gdzie jego żałoba? Bjørn jest już dostatecznie dorosły, żeby pozwolić żałobie się ujawnić. Olaf Hall nie może jej dostrzec. Wypija łyk wody i zaczyna mówić:
– Po drodze tutaj zwróciłem uwagę na pewną panią. Sądziła, że zdąży wrócić na ten sam bilet. Ale się nie dało. Stracił ważność. Pomyślałem sobie wtedy, że z życiem jest tak samo, nie ma w nim biletu przesiadkowego. I o tym powinniśmy pamiętać, póki żyjemy.
Olaf Hall wznosi kieliszek. Zapada całkowita cisza. Taka, o jakiej w teatrze mówi się: czas się zatrzymał. W końcu jeden ze starszych aktorów również unosi kieliszek i woła: „Brawo! Życie jest jak kolejka na Holmenkollen! Dwie klasy i miejsca stojące”. Ktoś nie może powstrzymać się od śmiechu. Nic nie szkodzi. Później Olaf Hall podchodzi do Bjørna i pyta, czy wrócą razem do domu. Pasierb nie patrzy mu w oczy. Już się z kimś umówił. Olaf Hall chce coś powiedzieć. Umówił się w dniu pogrzebu matki? Nie mówi nic. Kiedy wychodzi, śnieg już nie pada. Ślady na śniegu nie znikają.
Zebranie zarządu odbyło się 10.11.1948 r. Niestety, pani sekretarz nie mogła w nim uczestniczyć. Na próbę zgłosiła się jednak nowa pani: Maj Kristoffersen, która wywarła dobre wrażenie na nas wszystkich.
Do rozpatrzenia pozostawały sprawy poruszone na zebraniu Komitetu Wykonawczego w dniu 20 października. Zdecydowano, że Oddział Fagerborg zaangażuje się w pielęgniarską służbę pomocniczą w Klinice przy Wergelandsveien. Do zbierania składek członkowskich postanowiono zatrudnić osobę pracującą na zasadach prowizji (10 % od kwoty). Przewodnicząca poinformowała, że oddział przekazał 20,– koron na kwiaty w związku z pogrzebem aktorki Ragnhild Hall. Kilkakrotnie przecież zapewniała nam