Bandyci i celebryci. Jarosław Sokołowski

Bandyci i celebryci - Jarosław Sokołowski


Скачать книгу
zatrzymaniu „Masy” jeden z jego dawnych kumpli powiedział do mnie z wyczuwalną satysfakcją w głosie:

      – Pamiętaj, że można wyjść z „Pruszkowa”, ale „Pruszków” nigdy nie wyjdzie z człowieka.

      Sprawa zatrzymania 16 maja 2018 roku najsłynniejszego świadka koronnego odbiła się szerokim echem w mediach. Wielu przyjęło ten fakt niemal entuzjastycznie. Dotyczy to głównie przedstawicieli półświatka, z którym „Masa” był identyfikowany w latach 90. ubiegłego wieku. Trudno jednak oczekiwać, by przestępcy, których zaprowadził za kraty, solidaryzowali się z nim, gdy on sam trafił do celi.

      Niektórzy z nich – jak choćby Jarosław Maringe, pseudonim „Chińczyk” – niemal wprost przypisywali sobie zasługi w zatrzymaniu Sokołowskiego.

      „Masa” – zdaniem „Chińczyka” – pozował jedynie na skruszonego gangstera, lecz w rzeczywistości nie zmienił swojego postępowania:

      „Stał się nietykalny dzięki prokuratorom, którzy zrobili kariery na jego zeznaniach. Był i jest bandytą, tyle tylko, że bezkarnym. Sam jestem świadkiem w kilku postępowaniach związanych z »Masą«, gdzie w grę wchodzą korumpowanie czy powoływanie się na wpływy wśród urzędników i prokuratorów” – stwierdził „Chińczyk” w rozmowie z „Super Expressem”.

      Zwolennikiem teorii o bezkarności „Masy” jest także Piotr Pytlakowski, który w jednej ze swoich książek sugeruje, że policja i prokuratorzy patrzyli przez palce na to, co robi Sokołowski.

      Do tej tezy przychyla się też Roman O., pseudonim „Sproket”, były przyboczny „Masy”. Na pytanie:

      – Jak człowiek objęty programem ochrony świadka koronnego mógł dokonywać przestępstw i gdzie byli w tym czasie funkcjonariusze z Zarządu Ochrony Świadka Koronnego? – „Sproket” odpowiada:

      – Policja patrzyła w drugą stronę, bo wcześniej otrzymała polecenie służbowe, aby się nie wpierdalać.

      Trudno jednak wyobrazić sobie sytuację, aby świadek koronny, który jest inwigilowany i strzeżony przez 24 godziny na dobę, popełniał przestępstwo na oczach policjantów. To tak, jakby oni byli jego wspólnikami.

      Przy okazji pisania poprzedniej książki (Od pakera do gang-stera) zapytałem „Masę”, czy nie przeszkadza mu całodobowa inwigilacja.

      – Przyzwyczaiłem się do tego. Nic mnie to nie uwiera, bo to są wspaniali ludzie. Poza tym czuję się bezpieczny.

      – Ale w zasadzie wszystko o tobie wiedzą.

      – Muszą wiedzieć. Czasami zadają mi pytania, i to często niewygodne, a ja im mówię wszystko.

      – Zatem wiedzą o każdej twojej rozmowie.

      – Może nie o każdej, ale mój telefon jest oficjalnie na podsłuchu.

      – Zatem nie masz teraz szansy na złamanie prawa?

      – Gdybym złamał, to oni będą o tym natychmiast wiedzieć.

      – I co wówczas?

      – Miałbym poważne problemy. Może gdyby chodziło o jakieś drobne przewinienie, to przymknęliby na to oko.

      – Co masz na myśli, mówiąc o drobnym przewinieniu?

      – Gdybym na przykład zapalił trawkę, może by mi to odpuścili. Ale nie próbowałem tego robić, więc nie wiem.

      – A poważniejsze przestępstwa? Gangsterka?

      – Zdecydowanie nie, gdyż z tego powodu mieliby gigantyczne kłopoty. Zresztą mój etap życiowy związany z gangsterką zakończył się definitywnie – zastrzegł świadek koronny.

      Przypomnijmy zatem, co obecnie prokuratura zarzuca Jarosławowi Sokołowskiemu. Warto dodać, że zarzuty dla „Masy” nie mają związku z przyznanym mu przed laty statusem świadka koronnego.

      Wraz z „Masą” funkcjonariusze zatrzymali pięć innych osób, w tym m.in. jego syna Mariusza, Zbigniewa G. – naczelnika Wydziału Wywiadu Kryminalnego Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi, oraz Grzegorza S. – urzędnika łódzkiej delegatury Urzędu Celno-Skarbowego.

      Prokurator z Wydziału Zamiejscowego Departamentu ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Lublinie zarzuca „Masie”, że w 2012 roku za pomocą nierzetelnych dokumentów wyłudził kredyty i pożyczki na łączną kwotę 668 515 złotych w ośmiu bankach. Świadek koronny jest też podejrzewany o korumpowanie policjanta Zbigniewa G., pełniącego funkcję naczelnika Wydziału Wywiadu Kryminalnego Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi. Miał mu przekazać środki anaboliczne (policjant jest kulturystą) oraz dwie tony pelletu o wartości 1479 złotych.

      Prokurator zarzucił także „Masie”, że wspólnie z synem Mariuszem i Wojciechem Z. dał łapówkę – 2 tysiące złotych – Grzegorzowi S., urzędnikowi II Urzędu Celnego w Łodzi. Miało to związek z postępowaniem prowadzonym o uszczuplenie podatku akcyzowego z tytułu sprowadzenia samochodu marki Audi Q5 przez syna świadka koronnego.

      Jarosławowi Sokołowskiemu zarzucono również, że dwukrotnie – 30 grudnia 2014 roku oraz 19 maja 2016 roku – złożył fałszywe zeznania w sprawie o wykroczenie drogowe prowadzonej przez Wydział Wykroczeń i Przestępstw w Ruchu Drogowym Komendy Miejskiej Policji w Łodzi. Przedstawiono mu również zarzut niezapłacenia kwoty 160 000 złotych właścicielowi firmy budowlanej za ułożenie kostki brukowej.

      Za to wszystko grozi „Masie” kara do 10 lat pozbawienia wolności. Jak powiedział mi jego adwokat Franciszek Piątkowski, właśnie ewentualna wysokość kary, a nie materiał dowodowy, była podstawą do zastosowania przez sąd tymczasowego aresztu na okres trzech miesięcy.

      Jak jednak widać, postawione zarzuty nie dotyczą gangsterskich działań świadka koronnego. Zdaniem Franciszka Piątkowskiego mają one charakter bardziej towarzyski niż przestępczy.

      – Zarzuty korupcyjne, które przedstawiła mojemu klientowi prokuratura, dotyczą jakichś drobnych kwestii, a kwoty są kuriozalne, jak na postępowanie przygotowawcze, które jest prowadzone od trzech lat – mówił mecenas Piątkowski w rozmowie ze mną.

      Zbigniew G., którego „Masa” miał rzekomo korumpować pelletem, w przeszłości służył w Zarządzie Ochrony Świadka Koronnego i ochraniał Sokołowskiego. W ten sposób obaj panowie poznali się i – spędzając ze sobą sporo czasu – mogli się zaprzyjaźnić.

      Takie sytuacje nie są odosobnione, co zauważa Leszek Kardaszyński, były szef ZOŚK [Zarząd Ochrony Świadków Koronnych – red.]:

      „Czy jest możliwa sytuacja, że świadek koronny zbytnio zaprzyjaźnia się z policjantami, którzy go chronią? Oczywiście nie powiem, że jest to nagminne ani że jest to powszechne. Incydentalnie takie sytuacje miały miejsce. Oni ze sobą spędzają mnóstwo czasu, nie tylko w miejscu zamieszkania, policjanci wożą ich na rozprawy sądowe. Jak ileś godzin jadą, śpią na obiektach, posiłki jedzą razem, siłą rzeczy zawiązuje się jakaś nić. To, że jest to policjant, a to jest bandyta, to granica cały czas jest, ale ona nie jest taka wyrazista” (S. Latkowski, P. Pytlakowski, Koronny nr 1. Pseudonim Masa).

      „Masa” oraz Zbigniew G. zaprzyjaźnili się właśnie w sposób opisany przez Kardaszyńskiego. Nie to jednak budzi najwięcej wątpliwości, lecz fakt, że zarzuty dotyczą czynów popełnionych w latach 2012-2016. Dlaczego zatem śledczy zajęli się nimi dopiero teraz?

      Jeśli „Masa” jest objęty programem ochrony świadka koronnego, powinien być inwigilowany 24 godziny na dobę. I był. Więc informacje związane z jego rzekomymi przestępstwami powinny wypłynąć od razu. Jak to się zatem stało, że policja, a szczególnie funkcjonariusze z Zarządu Ochrony Świadka Koronnego przeoczyli taką liczbę przestępstw? Czy może były one celowo tuszowane przez tyle lat?

      Tymi wątpliwościami postanowiłem się podzielić z Lubelskim Wydziałem Zamiejscowym


Скачать книгу