Księga życia. Trylogia Wszystkich Dusz. Tom 3. Deborah Harkness
byłam tkaczką. Nie wiedziałam jednak, czy kiedykolwiek zrozumiem splątaną sieć, którą utkał Philippe de Clermont, kiedy przysięgą krwi uczynił mnie swoją córką.
Rozdział 4
Zamierzałeś w ogóle mi powiedzieć, że jesteś zabójcą w rodzie de Clermontów? – spytałam, sięgając po sok grejpfrutowy.
Matthew spojrzał na mnie nad kuchennym stołem, na którym Marthe zostawiła mi śniadanie. Przemycił do środka Hectora i Fallona i teraz psy z zainteresowaniem śledziły naszą rozmowę… i mój posiłek.
– I o związku Fernanda z twoim bratem Hugh? Zostałam wychowana przez dwie kobiety. Nie ukrywałeś przede mną tej informacji z obawy, że mogłabym tego nie akceptować.
Hector i Fallon spojrzały na swojego pana, czekając na odpowiedź. Kiedy się jej nie doczekały, przeniosły wzrok na mnie.
– Verin wydaje się miła – stwierdziłam, próbując sprowokować męża.
– Miła? – Matthew uniósł brew.
– No cóż, nie licząc tego, że była uzbrojona w nóż. – Byłam zadowolona, że moja strategia się sprawdziła.
– Noże – poprawił mnie Matthew. – Jeden miała w bucie, drugi przy pasie i trzeci w staniku.
– Czy Verin była skautką? – Teraz z kolei ja uniosłam brwi.
Zanim mąż zdążył odpowiedzieć, do kuchni wpadł Gallowglass, wir błękitu i czerni, a za nim Fernando. Matthew wstał. Kiedy psy poszły w jego ślady, pokazał im podłogę, a one natychmiast go posłuchały.
– Dokończ śniadanie, a potem idź na wieżę – powiedział Matthew, zanim wyszedł z kuchni. – Zabierz ze sobą psy. I nie schodź na dół, póki po ciebie nie przyjdę.
– Co się dzieje? – zapytałam gospodynię w nagle opustoszałym pomieszczeniu.
– Baldwin jest w domu. – Marthe nic więcej nie dodała, jakby taka odpowiedź powinna mi w zupełności wystarczyć.
– Marcus. – Przypomniałam sobie, że Baldwin wrócił, żeby zobaczyć się z synem Matthew. Zerwałam się od stołu, psy wstały z podłogi. – Gdzie on jest?
– W gabinecie Philippe’a. – Marthe zmarszczyła brwi. – Nie sądzę, żeby Matthew chciał tam panią widzieć. Może dojść do rozlewu krwi.
– To całe moje życie. – Mówiąc to, patrzyłam przez ramię i w rezultacie wpadłam na Verin. Towarzyszył jej starszy dżentelmen, wysoki i chudy, o łagodnych oczach. Próbowałam ich wyminąć. – Przepraszam.
– Dokąd idziesz? – zapytała szwagierka, tarasując mi drogę.
– Do gabinetu Philippe’a.
– Matthew kazał ci iść na wieżę. – Verin zmrużyła oczy. – Jest twoim partnerem, a ty masz go słuchać jak przystało na żonę wampira. – Jej akcent był niemiecki… ale nie czysto niemiecki, może austriacki, szwajcarski… Albo pochodził ze wszystkich trzech języków.
– Jaka dla was szkoda, że jestem czarownicą. – Wyciągnęłam rękę do mężczyzny, którzy przysłuchiwał się naszej rozmowie z ledwo maskowanym rozbawieniem. – Diana Bishop.
– Ernst Neumann. Jestem mężem Verin. – Akcent Ernsta wskazywał na pochodzenie z okolic Berlina. – Dlaczego nie chcesz puścić Diany, Schatz? Dzięki temu też będziesz mogła tam pójść. Wiem, jak nie lubisz tracić dobrej kłótni. Ja zaczekam w salonie.
– Dobry pomysł, kochanie. Nie mogą mnie winić, że czarownica uciekła z kuchni. – Verin spojrzała na męża ze szczerym podziwem i go pocałowała. Choć wyglądała jak jego wnuczka, było oczywiste, że ona i Ernst są bardzo w sobie zakochani.
– Czasami je miewam – przyznał mąż z wesołymi iskierkami w oczach. – Ale zanim Diana ucieknie, a ty pobiegniesz za nią, powiedz mi, czy mam wziąć nóż, czy pistolet, na wypadek gdyby jeden z twoich braci wpadł w szał?
Verin się zastanowiła.
– Myślę, że wystarczyłby tasak Marthe. Gerberta kiedyś spowolnił, a jego skóra jest dużo grubsza niż Baldwina czy Matthew.
– Wziął pan tasak na Gerberta? – Coraz bardziej lubiłam męża Verin.
– To byłaby przesada – stwierdził Ernst, lekko różowiejąc z zakłopotania.
– Boję się, że Phoebe próbuje dyplomacji – wtrąciła Verin, kierując mnie w stronę bijatyki. – To nigdy nie działa na Baldwina. Musimy iść.
– Jeśli Ernst bierze nóż, ja biorę psy. – Pstryknęłam palcami na Hectora i Fallona i ruszyłam szybkim krokiem, a psy pobiegły za mną, powarkując i machając ogonami, jakby świetnie się bawiły.
Podest drugiego piętra, który prowadził do rodzinnych apartamentów, był pełen gapiów, kiedy tam dotarłyśmy z Verin. Stali na nim Nathaniel, Sophie z Margaret na rękach, Hamish w jedwabnym szlafroku w kratę, z tylko jedną połową twarzy ogoloną, i Sarah, którą chyba obudziły hałasy. Ysabeau miała znudzoną minę, jakby takie rzeczy działy się przez cały czas.
– Wszyscy do salonu – powiedziałam, ciągnąc Sarah w kierunku schodów. – Ernst tam do ciebie dołączy.
– Nie wiem, co tak poruszyło Marcusa. – Hamish ręcznikiem wytarł z brody krem do golenia. – Baldwin go wezwał i z początku wszystko wydawało się w porządku. Potem zaczęli na siebie wrzeszczeć.
Mały pokój, którego Philippe używał jako gabinetu, był pełen wampirów i testosteronu. Matthew, Fernando i Gallowglass przepychali się, walcząc o lepszą pozycję. Baldwin siedział na krześle windsorskim i odchylony razem z nim do tyłu, trzymał skrzyżowane nogi na biurku. Marcus opierał się o drugą stronę biurka, czerwony na twarzy. Jego partnerka Phoebe Taylor – bo młoda kobieta stojąca obok była tą, którą niejasno pamiętałam z pierwszego dnia po naszym powrocie, próbowała załagodzić spór między głową rodu de Clermont i wielkim mistrzem Zakonu Rycerzy Świętego Łazarza.
– Ta dziwna zbieranina czarownic i demonów, które tu sprowadziliście, musi natychmiast stąd zniknąć – oświadczył Baldwin, bez powodzenia starając się pohamować gniew. Tylne nogi krzesła opadły z hukiem na podłogę.
– Sept-Tours należy do Rycerzy Świętego Łazarza! – krzyknął Marcus. – Ja jestem wielkim mistrzem, a nie ty. Ja mówię, co tu może się dziać!
– Daj spokój, Marcusie. – Matthew wziął syna za łokieć.
– Jeśli nie zrobicie dokładnie tego, co każę, nie będzie żadnych Rycerzy Świętego Łazarza! – Baldwin wstał, tak że oba wampiry znalazły się twarzą w twarz.
– Przestań mi grozić, Baldwinie – powiedział Marcus. – Nie jesteś moim ojcem ani panem.
– Nie, ale jestem głową tej rodziny. – Baldwin rąbnął pięścią w biurko. – Posłuchasz mnie, Marcusie, albo poniesiesz konsekwencje swojego nieposłuszeństwa.
– Dlaczego wy dwaj nie możecie usiąść i porozmawiać rozsądnie? – Phoebe odważnie podjęła wysiłek, żeby rozdzielić dwa wampiry.
Baldwin warknął na nią ostrzegawczo, a Marcus skoczył mu do gardła.
Matthew chwycił Phoebe i odciągnął ją na bok. Dziewczyna drżała, choć bardziej z gniewu niż ze strachu. Fernando złapał Marcusa i przyszpilił jego ramiona do boków. Gallowglass zacisnął dłoń na ramieniu Baldwina.
– Nie rzucaj mu wyzwania – ostrzegł Fernando, kiedy Marcus próbował się uwolnić. – Chyba że jesteś gotowy wyjść z tego domu i nigdy nie