Księga życia. Trylogia Wszystkich Dusz. Tom 3. Deborah Harkness
Zostawił mi stosy dokumentów do podpisu.
– Pan Osborne przejął od milord sprawy pani intercyzy. To są fundusze, która pani dostała od sieur Philippe’a.
Uwaga Alaina przez chwilę skupiała się na moim czole, gdzie Philippe zostawił ślad swojej krwi, kiedy uznawał mnie za swoją córkę.
Zaciekawiona złamałam pieczęć i przewróciłam okładkę. Małą książkę rachunkową co jakiś czas ponownie oprawiano, kiedy zaczynało brakować stron. Pierwsze wpisy na grubym szesnastowiecznym papierze pochodziły z roku 1591. Jeden dotyczył posagu, który dał mi Philippe, kiedy poślubiłam Matthew: 20 000 weneckich złotych monet i 30 000 srebrnych talarów. Kolejne inwestycje – wraz z odsetkami oraz zyskami z zakupionych domów i ziem – były skrupulatnie zapisywane zgrabnym pismem Alaina. Zajrzałam na koniec księgi. Ostatniego wpisu, na lśniącym białym papierze, dokonano 4 lipca 2010 roku, w dniu, kiedy przyjechaliśmy do Sept-Tours. Oczy wyszły mi na wierzch, gdy zobaczyłam kwotę w kolumnie aktywów.
– Przykro mi, że nie ma tego więcej – pośpiesznie rzekł Alain, mylnie biorąc moją reakcję za rozczarowanie. – Inwestowałem pani pieniądze jak swoje własne, ale bardziej lukratywne, czyli bardziej ryzykowne transakcje wymagałyby zgody sieur Baldwina, a on oczywiście nie mógł się dowiedzieć o pani istnieniu.
– To więcej, niż potrafiłabym sobie wyobrazić, Alainie.
Matthew przekazał mi dużą część majątku, kiedy podpisywał intercyzę, ale ta suma była ogromna. Philippe chciał, żebym miała finansową niezależność podobnie jak reszta kobiet z rodu de Clermont. I jak dowiedziałam się dziś rano, mój teść dopiął swego, żywy czy martwy. Odłożyłam książkę rachunkową.
– Dziękuję.
– To była dla mnie przyjemność – powiedział Alain z ukłonem i wyjął coś z kieszeni. – I na koniec sieur Philippe polecił mi dać pani to.
Alain wręczył mi kopertę z taniego, cienkiego papieru. Było na niej wypisane moje nazwisko. Kiepski klej dawno wysechł, ale lakowa pieczęć nadal się trzymała. W czarno-czerwonym wosku zatopiono starą monetę – specjalny sygnał Philippe’a.
– Sieur Philippe pracował nad tym listem ponad godzinę. Kiedy skończył, kazał mi go przeczytać, by się upewnić, że zawarł w nim wszystko, co chciał.
– Kiedy? – zapytał Matthew ochryple.
– W dniu, kiedy umarł. – Na twarzy Alaina odmalował się wyraz udręki.
Drżące pismo należało do kogoś zbyt starego albo chorego, żeby mógł utrzymać pióro w ręce. Było to żywe przypomnienie tego, jak cierpiał Philippe. Dotknęłam swojego imienia. Kiedy dotarłam do jego końca, przesunęłam palcem po papierze, żeby litery się rozpadły. Na kopercie najpierw pojawiła się czarna kałuża, a po chwili atrament ułożył się w twarz mężczyzny, nadal piękną, choć naznaczoną bólem. W miejscu płowych oczu iskrzących inteligencją i humorem ziały głębokie, puste oczodoły.
– Nie powiedzieliście mi, że naziści go oślepili.
Wiedziałam, że mój teść był torturowany, ale nie miałam pojęcia, że jego oprawcy wyrządzili mu taką krzywdę. Przyjrzałam się uważniej twarzy Philippe’a. Na szczęście w moim imieniu nie było dość liter, żeby dało się narysować szczegółowy portret. Dotknęłam policzka teścia i obraz zniknął. Na kopercie została po nim atramentowa plama. Pstryknęłam palcami i kleks uniósł się, tworząc małe czarne tornado. Kiedy przestało wirować, litery opadły z powrotem na właściwe miejsca.
– Sieur Philippe często rozmawiał z panią o swoich zmartwieniach, madame de Clermont, kiedy ból był nieznośny – mówił dalej Alain.
– Rozmawiał z nią? – powtórzył w osłupieniu Matthew.
– Prawie codziennie – odparł sługa, kiwając głową. – Kazał mi odsyłać wszystkich z tej części château, żeby nikt nie podsłuchał. Madame de Clermont dawała sieur Philippe’owi ukojenie, kiedy nikt inny tego nie potrafił.
Odwróciłam kopertę i dotknęłam starego srebrnego pieniążka.
– Philippe oczekiwał, że monety zostaną mu zwrócone. Osobiście. Jak mogę to zrobić, skoro on nie żyje?
– Może odpowiedź jest w środku – podsunął Matthew.
Wydłubałam monetę z wosku. Potem ostrożnie wyjęłam z koperty kruchą kartkę. Papier trzeszczał złowieszczo, kiedy go rozkładałam.
W nosie załaskotał mnie słaby zapach towarzyszący Philippe’owi: wawrzynu, fig i rozmarynu.
Spojrzałam na list i podziękowałam w duchu za swoje doświadczenie w odszyfrowywaniu trudnego pisma. Zaczęłam czytać na głos:
Diano,
Nie pozwól, żeby duchy przeszłości skradły Ci radość w przyszłości.
Dziękuję, że trzymałaś mnie za rękę.
Możesz już ją puścić.
Twój ojciec z krwi i przysięgi,
Philippe
P.S. Moneta jest dla przewoźnika. Powiedz Matthew, że zobaczymy się po drugiej stronie.
Zadławiłam się ostatnimi słowami. Ich echo rozbrzmiało w cichym pokoju.
– Więc Philippe spodziewa się, że zwrócę mu monetę. – Będzie czekał na brzegu Styksu, aż łódź Charona przewiezie mnie przez rzekę. Może jest z nim Emily. I moi rodzice również. Zamknęłam oczy, żeby odciąć się od bolesnych obrazów.
– Co on miał na myśli, pisząc: „Dziękuję, że trzymałaś mnie za rękę”? – spytał Matthew.
– Obiecałam mu, że nie będzie sam w mrocznych czasach. Że będę przy nim. – W moich oczach wezbrały łzy. – Jak to możliwe, że tego nie pamiętam?
– Nie wiem, ukochana. Ale jakoś udało ci się dotrzymać obietnicy. – Matthew nachylił się i mnie pocałował. Spojrzał ponad moim ramieniem. – A Philippe zadbał o to, żeby jak zwykle mieć ostatnie słowo.
– Co masz na myśli? – Wytarłam mokre policzki.
– Zostawił dowód na piśmie, że z własnej woli i z radością uznał cię za swoją córkę. – Matthew dotknął kartki długim, białym palcem.
– Właśnie dlatego sieur Philippe chciał, żeby madame de Clermont dostała ten list jak najszybciej – powiedział Alain.
– Nie rozumiem. – Spojrzałam na męża.
– Dzięki tym klejnotom, twojemu posagowi i listowi jego dzieci – ani nawet Kongregacja – nie będą mogły twierdzić, że Philippe został zmuszony do złożenia przysięgi krwi – wyjaśnił Matthew.
– Sieur Philippe dobrze znał swoje dzieci. Często przewidywał przyszłość równie łatwo jak czarownik. – Alain pokiwał głową. – Zostawię panią wspomnieniom.
– Dziękuje, Alainie. – Matthew zaczekał, aż ucichną kroki sługi, i spojrzał na mnie z troską. – Wszystko w porządku, mon coeur?
– Oczywiście – mruknęłam, patrząc na biurko. Leżała na nim rozrzucona przeszłość, a wyraźnej przyszłości nie było widać.
– Idę na górę się przebrać – oznajmił Matthew. – Niedługo wrócę. Wtedy będziemy mogli zejść na śniadanie.
– Nie śpiesz się – powiedziałam, siląc się na uśmiech, miałam nadzieję, że szczery.
Gdy Matthew wyszedł, sięgnęłam po złoty grot, który Philippe dał mi z okazji ślubu. Jego ciężar dodawał otuchy, metal ogrzał się szybko pod moim dotykiem. Przełożyłam łańcuszek przez