Wojna makowa. Rebecca Kuang
on… – Rin jeszcze mocniej zacisnęła dłonie na barierce. – Jak się to…
– Cóż, to właśnie Altan Trengsin – stwierdził Raban, jakby innego wyjaśnienia nikomu nie było trzeba.
– Dość! – wykrzyknął Kobin. – Poddaję się, cholera!
– Koniec – ziewnął Sonnen. – Zwycięża Altan. Następny.
Altan uwolnił rywala i podał mu rękę. Kobin wstał i uścisnął dłoń przeciwnika. Przyjął porażkę z godnością. Najwyraźniej ustąpienie pola Altanowi Trengsinowi po niecałych trzech sekundach walki nie stanowiło poważniejszej ujmy na honorze.
– I co? To już? – zapytała Rin.
– Nie. Do końca jeszcze daleko – odpowiedział Raban. – Na Altana czeka dzisiaj wielu śmiałków.
Następną odważną okazała się Kureel.
Raban zmarszczył brwi i pokręcił głową.
– Nie powinni jej na to pozwalać.
Rin stwierdziła w duchu, że to niesprawiedliwa ocena. Kureel, jedna z najlepszych kadetek Juna, utalentowana adeptka sztuk walki, cieszyła się reputacją zaciekłej wojowniczki. Wyglądali z Altanem na równych nie tylko wzrostem, ale i pod względem fizycznej siły; z pewnością nie da sobie w kaszę dmuchać.
– Zaczynajcie.
Kureel z miejsca ruszyła do ataku.
– Na Wielkiego Żółwia – wyrwało się Rin. Jej oczy nie nadążały za błyskawicznie wymienianymi ciosami.
Altan i Kureel walczyli prawie w zwarciu. Co chwila padał grad ciosów, kontrowanych równie licznymi blokami. Wykonywali zwody i uniki, krążyli wokół siebie niczym taneczni partnerzy.
W ten sposób upłynęła pierwsza minuta. Kureel zauważalnie osłabła. Ciosy dziewczyny straciły precyzję, stały się zbyt zamaszyste. Przy każdym ruchu z jej czoła lały się kropelki potu. Altan był tymczasem niewzruszony, poruszał się z tą samą gracją, z jaką rozpoczął starcie.
– Igra z nią – skomentował Raban.
Rin nie potrafiła oderwać od Altana wzroku. Kroki młodzieńca układały się w najpiękniejszy taniec, hipnotyzowały. Z każdego jego gestu biła siła – nie zwykła moc masy mięśniowej, której ucieleśnienie stanowił Kobin, lecz skoncentrowana energia, jakby Speeryta był sprężyną, która ciasno ściśnięta, raz po raz eksplodowała.
– Zaraz będzie kończył – zawyrokował kadet.
Pojedynek przerodził się w zabawę w kotka i myszkę. Kureel nawet przez moment nie była dla Altana godną przeciwniczką. Był zawodnikiem zupełnie innej klasy. Początkowo dostosował się do poziomu dziewczyny, by nie sprawiać jej przykrości, a także by ją zmęczyć. Kureel poruszała się coraz wolniej. A Altan drwił z niej, dopasowując prędkość własnych ciosów do jej ataków. Wreszcie dziewczyna skoczyła desperacko naprzód, mierząc w przeponę rywala. Zamiast zblokować, Altan uskoczył w bok, wbiegł na pionową ścianę ringu, odbił się i wykręcił w locie. Stopa chłopaka trafiła Kureel w skroń. Runęła na plecy jak ścięta. Przytomność straciła, zanim jeszcze u jej boku wylądował przykucnięty niczym kot Altan.
– O w cyc Tygrysa! – rzucił Kitaj.
– No, w cyc Tygrysa – potwierdził Raban.
Dwóch kadetów medycyny z pomarańczowymi opaskami na rękawach natychmiast skoczyło na dno jamy, by zabrać powaloną dziewczynę. Nosze czekały już pod ścianą. Altan przystanął pośrodku ringu, założył ramiona na piersi i w zupełnym spokoju czekał, aż skończą. Kiedy wynosili nieprzytomną Kureel z piwnicy, po drabince zszedł kolejny student.
– Trzy pojedynki jednego wieczora – zauważył Kitaj. – To normalne?
– Altan często walczy – odpowiedział Raban. – Każdy chce zostać jego pogromcą.
– A ktoś już z nim wygrał? – zainteresowała się Rin.
Kadet parsknął śmiechem.
Trzeci śmiałek podniósł ogoloną głowę i Rin zobaczyła w świetle lamp jego twarz. Aż drgnęła. Tobi – kadet, którego poznała pierwszego dnia.
Świetnie, pomyślała. Mam nadzieję, że Altan go zmasakruje.
Tobi przedstawił się pełnym głosem, na co jego koledzy, adepci walki, zareagowali donośnymi, zachęcającymi okrzykami. Altan strzepnął z rękawa jakiś niewidoczny pyłek. Nie odezwał się słowem. Być może wywrócił oczami, lecz w półmroku Rin nie miała pewności.
– Zaczynajcie – rzucił Sonnen.
Tobi rozluźnił ramiona i nisko przykucnął. Zamiast zaciskać pięści, zgiął tylko palce, jakby trzymał w nich niewidzialne piłki.
Altan pochylił głowę na bok. „No chodź” – zdawał się mówić.
Pojedynek bardzo szybko stracił wszelkie pozory elegancji. Rozgorzała brutalna, krwawa naparzanka na pięści. Ciosy były potężne i gwałtowne, napędzane dziką, zwierzęcą siłą. Dozwolone okazało się praktycznie wszystko. Tobi z wściekłością wycelował paznokciami w oczy Altana. Altan odchylił głowę i wbił łokieć prosto w tułów przeciwnika.
Tobi zachwiał się i charcząc, zatoczył do tyłu. Altan zdzielił go dłonią na odlew w potylicę, jakby karcił niesfornego dzieciaka. Tobi osunął się na ziemię, lecz zaraz wybił się skomplikowanym ruchem, zawrócił i skoczył naprzód. Altan osłonił się uniesionymi pięściami, lecz rozpędzony Tobi rzucił się szczupakiem i przewrócił przeciwnika na piach.
Altan gruchnął o podłoże plecami. Tobi cofnął gwałtownie prawe ramię i wbił rozcapierzone palce w żołądek Altana, który rozchylił usta w bezgłośnym krzyku. Tobi wraził palce jeszcze głębiej i przekręcił. Rin wyraźnie widziała występujące mu na przedramieniu żyły. Twarz chłopaka wykrzywił wilczy grymas. Wyszczerzył zęby.
Altanem wstrząsnęło, zakaszlał. Z ust buchnęła mu krwawa mgiełka.
Żołądek podszedł Rin do gardła.
– Kurde – powtarzał Kitaj pod nosem. – Kurde, kurde, kurde…
– Widzicie tygrysi pazur – podsunął Raban. – Popisowa technika Tobiego. Element rodowej sztuki walki. Altan przez tydzień nie wysra się jak trzeba.
– No już – pochylił się Sonnen. – Dość…
W tej samej chwili Altan złapał wolną dłonią Tobiego za szyję i przyciągnął jego twarz gwałtownie do własnego czoła. Raz i drugi. Chwyt Tobiego zwiotczał.
Altan zrzucił z siebie przeciwnika i skoczył. W mgnieniu oka zamienili się miejscami; Tobi leżał nieruchomo na ziemi, a Altan klęczał mu na piersi, mocno zaciskając dłonie na szyi. Zdjęty paniką Tobi poklepał przeciwnika po ramieniu.
Altan wstał i odepchnął się od Tobiego z odrazą, po czym zerknął na mistrza Sonnena, jakby wyczekując dalszych poleceń.
– Koniec pojedynku. – Sonnen wzruszył ramionami.
Rin wypuściła nieświadomie wstrzymywane powietrze.
Kadeci medycyny wskoczyli do jamy, żeby wyciągnąć Tobiego. Chłopak głucho jęczał. Z rozbitego nosa płynęły mu strugi krwi. Altan oparł się o ścianę. Na jego twarzy malowało się znudzenie, obojętność, jakby moment temu jego żołądek nie został skręcony w obrzydliwy węzeł, jakby nikt go nawet nie drasnął. Rin przyglądała mu się częściowo zafascynowana, częściowo zdjęta grozą. Język Speeryty wysunął się z ust i wężowym ruchem zebrał krew z górnej wargi.
Altan przymknął powieki, odczekał dłuższą chwilę, po czym odchylił głowę