Wojna makowa. Rebecca Kuang
nie dawał się ponieść niczemu.
Kij chłopaka trzasnął Rin w rzepkę, rozległ się mdlący chrzęst. Oczy dziewczyny wyszły z orbit. Padła na ziemię.
Nezha zapomniał o kiju. Podskoczył i kopał leżącą, za każdym razem mocniej niż poprzednio.
– Na tym właśnie polega różnica między nami – wycedził. – Ja ćwiczę przez całe życie. Nie pozwolę, byś mnie ośmieszała. Rozumiesz? Jesteś nikim!
Zabije mnie, naprawdę mnie zatłucze, przemknęło Rin przez myśl.
Pal licho kij. Nie mogła bronić się narzędziem, którym nie potrafiła się posługiwać. Odrzuciła broń i skoczyła na Nezhę, łapiąc go w pasie. Chłopak również cisnął kij na ziemię i padł na plecy. Wskoczyła na niego.
Zamachnął się, mierząc w jej twarz; zdzieliła go otwartą dłonią w nos. Rozpoczęła się chaotyczna wymiana ciosów.
Wtem coś szarpnęło Rin za kołnierzyk, odcinając dopływ powietrza do płuc.
Studentów rozdzielił Jun. Demonstrując niepoślednią krzepę, uniósł oboje w powietrze i utrzymał przez okrągłą minutę, po czym pozwolił im upaść.
– Chyba wyraźnie kazałem ćwiczyć podstawowe ciosy i bloki. Które z tych pojęć jest dla was za trudne? – warknął.
– Sama zaczęła – rzucił pospiesznie Nezha. Przeturlał się, usiadł i wskazał Rin palcem. – To ona pozbyła się…
– Wiem, co widziałem – syknął Jun. – A widziałem, że tarzaliście się po ziemi jak para kretynów. Gdybym chciał tresować dzikie zwierzęta, służyłbym w cike. Może dam im o tobie znać, co?
– Nie, mistrzu. – Chłopak spuścił oczy.
– Odłóż kij na miejsce i zabieraj się z moich zajęć. Jesteś zawieszony na tydzień.
– Tak jest. – Nezha wstał, rzucił broń na stojak i odszedł jak niepyszny.
Teraz Jun zwrócił się do Rin.
Twarz dziewczyny ociekała czerwienią. Krew płynęła też z nosa i plamiła czoło. Rin nieporadnie spróbowała oczyścić podbródek, zbyt przejęta, by patrzeć mistrzowi w oczy.
– Ty! Podnieś się! – Sylwetka Juna rzuciła na nią cień.
Z wysiłkiem dźwignęła się na nogi. Kolano w ramach protestu odpowiedziało bólem.
– Nie chcę widzieć tej żałosnej miny! Nie oczekuj ode mnie współczucia.
Nie oczekiwała współczucia. Niemniej nie spodziewała się również tego, co usłyszała za moment.
– Był to najgorszy pokaz umiejętności bojowych, jaki widziałem u studenta, odkąd odszedłem z milicji! – stwierdził Jun. – Podstawy leżą i kwiczą! Ruszasz się jak paralityczka! Co to miało być?! Przespałaś cały ostatni miesiąc czy co?!
Za szybko się poruszał, pomyślała. Nie nadążałam. Nie mam za sobą lat treningu.
Nawet tego nie wypowiadając, zrozumiała, iż to jedynie śmiechu warte wymówki. Otworzyła usta i zaraz z powrotem je zamknęła. Była zbyt otumaniona, by wykrztusić choć słowo.
– Nienawidzę takich uczniów – ciągnął bezlitośnie Jun. Odgłosy uderzających o siebie kijów ucichły już dobrą chwilę temu. Przysłuchiwała im się cała grupa. – Wybiłaś się ze swojej wioseczki i przyjechałaś do Sinegardu, myśląc sobie, że o, to już. Udało się. Mama i tatuś będą tacy dumni. Może tam byłaś najbystrzejsza. Może nawet twój nauczyciel nigdy nie widział kogoś tak sprytnego. Ale wiesz co? Żeby nauczyć się walczyć, nie wystarczy wykuć na pamięć kilku wierszydeł klasyków. Co roku podsyłają nam kogoś takiego jak ty – ciągnął. – Jakiegoś wsioka, który z powodu byle egzaminu uważa, że zasłużył na mój czas i uwagę. Zrozum jedno, dziewczyno z południa. Egzamin nie dowodzi niczego. W tej szkole liczą się dwie i tylko dwie rzeczy: dyscyplina i umiejętności. Tamten chłopak – Jun wymierzył kciukiem w stronę, w którą oddalił się Nezha – może i jest dupkiem, ale ma zadatki na dowódcę. Ty jesteś tylko przybłędą ze wsi.
Wyraźnie czuła na sobie spojrzenia całego roku. W szeroko otwartych oczach Kitaja malowało się współczucie. Nawet Venka wydawała się zaskoczona.
Resztę tyrady mistrza zagłuszyło dzwonienie w uszach. Rin poczuła się bardzo mała. Odniosła wrażenie, że lada chwila rozsypie się jak rzeźba z piasku. Nie, nie chcę płakać, proszę, myślała. Oczy zapiekły z wysiłku powstrzymywania łez. Błagam, nie chcę się rozpłakać.
– Nie będę tolerować wszczynania bójek na zajęciach – mówił właśnie Jun. – Nie dysponuję niestety przywilejem wydalenia cię z uczelni, ale jako mistrz walki mogę zrobić, co następuje. Od tej pory masz zakaz wstępu na treningi. Broni nie wolno ci nawet tknąć. Nie będziesz też ćwiczyć na sali po godzinach. Nie chcę cię widzieć na swoich zajęciach. Nie wolno ci prosić starszych studentów, by cię szkolili. Nie pozwolę, byś dłużej przeszkadzała na moich zajęciach. A teraz wynoś się i niech cię więcej nie widzę!
Rin chwiejnym krokiem wyszła z dziedzińca. W głowie dziewczyny raz po raz rozbrzmiewało echo słów Juna. Nagle ziemia zakołysała się pod jej stopami; ugięły się pod nią kolana, na moment pociemniało w oczach. Osunęła się i usiadła, opierając plecy o kamienny mur. Podciągnęła kolana pod brodę i przymknęła oczy, słysząc w uszach wściekły szum krwi.
Narastające w piersi ściskanie przekroczyło pewną granicę i Rin po raz pierwszy od dnia przybycia na uczelnię zapłakała. Szlochała z twarzą wciśniętą w dłonie. Szlochała tak, by nikt nie mógł jej usłyszeć.
Płakała z bólu. Płakała ze wstydu. Przede wszystkim jednak płakała, ponieważ okazało się, że dwa długie lata nauki i przygotowań do keju nie znaczą absolutnie nic. Odstawała od studiujących w Sinegardzie rówieśników o dużo więcej niż dwa lata. Brakowało jej doświadczenia i treningu w sztukach walki, o rodowym stylu nie wspominając, choćby był tak idiotyczny jak rodowy styl Nezhy. Nie ćwiczyła od małej jak Venka. Nie była genialna. Nie posiadała ejdetycznej pamięci Kitaja.
A najgorsza była świadomość, że straciła właśnie ostatnią możliwość, by te niedostatki nadrobić. Bez nauk udzielanych przez Juna – choć owszem, był mocno irytującym człowiekiem – nie miała szansy na pomyślne przejście prób. W dodatku zdawała sobie sprawę, że żaden mistrz nie przyjmie do siebie kadeta, który nie potrafi walczyć. Ostatecznie Sinegard był przede wszystkim akademią wojskową. Po co miała zajmować miejsce innym, skoro nigdy nie będzie w stanie sprostać wymogom pola bitwy?
Wyznaczona przez Juna kara była równie dotkliwa jak wydalenie z uczelni. Wykończył ją. Już po wszystkim. Wróci do Tikany przed upływem pełnego roku.
Ale… to Nezha zaatakował pierwszy.
Im dłużej o tym myślała, tym szybciej jej rozpacz krystalizowała się w gniew. To Nezha próbował ją zabić. Działała jedynie w samoobronie. Dlaczego została wyrzucona z zajęć, a on w ramach pokuty otrzymał równowartość lekkiego klapsa?
Powód okazał się jasny. Nezha należał do sinegardzkiej elity, był synem możnowładcy, a ona prostą dziewuchą ze wsi, pozbawioną koneksji, nieposiadającą jakiejkolwiek pozycji. Usunięcie z akademii Nezhy mogło okazać się kłopotliwe i politycznie kontrowersyjne. Arystokrata był poważany. Z nią nie liczył się nikt.
Nie – nie mogą jej tego zrobić. Wydaje im się, że ją sprzątną niczym zamiatany miotłą śmieć, ale przecież wcale nie musi lec brzuchem do góry i potulnie czekać na wyrok. Dotarła znikąd aż tutaj. Nie miała zamiaru ponownie