Wojna makowa. Rebecca Kuang

Wojna makowa - Rebecca Kuang


Скачать книгу
rosnącym przy często uczęszczanej drodze wisi tak wiele owoców, to znaczy, że coś musi być nie w porządku z samymi owocami.

      Im dłużej ćwiczyła, tym częściej postrzegała kolejne pytania jako gierki. Rozgryzanie tego rodzaju problemów okazało się wielce satysfakcjonujące. Rin kreśliła patykiem na ziemi diagramy, studiowała strukturę sylogizmów, uczyła się na pamięć nazw najbardziej rozpowszechnionych błędów logicznych. Po kilku miesiącach odpowiadała na wszystkie podobne pytania błyskawicznie.

      Jej największy koszmar zdecydowanie stanowili klasycy, z których uczyniła jedyny wyjątek w rozkładzie dnia i studiowała ich dzieła codziennie.

      W tej części keju kandydaci musieli recytować, poddawać analizie i porównywać teksty wybrane ze z góry narzuconego kanonu dwudziestu siedmiu ksiąg. Tekstów tych nie napisano językiem współczesnym, lecz staronikaryjskim, powszechnie znienawidzonym za sprawą nieprzewidywalnej gramatyki i zwodniczej wymowy. Wśród wyznaczonych dzieł znajdowały się zbiory poezji, traktaty filozoficzne i eseje polityczne. Wszystkie wyszły spod piór legendarnych uczonych z najdawniejszych okresów historii Nikan. Zadaniem tych prac było kształtowanie moralnego kręgosłupa przyszłych urzędników cesarstwa. I były przy tym, bez jednego wyjątku, beznadziejnie wręcz zagmatwane.

      Inaczej niż w przypadku logiki i matematyki, kontaktu z klasykami nie mogła ułatwić wrodzona inteligencja. Przedmiot ten zakładał fundament wiedzy, który większość podchodzących do egzaminu kandydatów budowała stopniowo od dnia, kiedy posiedli umiejętność czytania. Rin miała dwa lata na osiągnięcie tego, do czego inni dochodzili przez ponad pięć lat bezustannych studiów. Na drodze do tego celu dokonała prawdziwych cudów w dyscyplinie zwanej wkuwaniem na pamięć. Mówiła teksty od tyłu, spacerując wzdłuż krawędzi starych, okalających Tikany murów obronnych. Recytowała z podwójną prędkością, skacząc po wbitych w dno jeziora palach. Szeptała pod nosem w sklepie, warcząc z irytacji za każdym razem, gdy klienci prosili ją o pomoc. Nie pozwalała sobie na sen, o ile nie powtórzyła z pamięci bez jednego błędu wykutej w ciągu dnia partii materiału. Zrywała się ze snu, wyśpiewując słowa klasycznych dialogów, co napawało przerażeniem Kesegiego, który nabrał przekonania, że dziewczynę opętały duchy. W pewnym zresztą sensie rzeczywiście była opętana – nocami śniły się jej starożytne poematy, deklamowane przez głosy dawno umarłych ludzi, rozdygotana budziła się gwałtownie z koszmarów, w których pomyliła jedno lub dwa słowa tekstu.

      „Niebiańska Ścieżka działa niestrudzenie i nie pozostawia w żadnym konkretnym miejscu nadmiaru swego wpływu po to, by każdy byt mógł dzięki niej dostąpić doskonałości… tak właśnie działa Ścieżka, ku której zwraca się wszystko pod niebem i której kłania się wszystko w morzach”.

      Rin skrzywiła się i odłożyła „Dialogi” Zhuangziego na bok. Nie tylko nie miała pojęcia, o czym Zhuangzi pisze – nie była też w stanie pojąć, dlaczego autor uparł się oddać swe myśli za pomocą najbardziej irytujących sformułowań pod słońcem.

      Z tych lektur w ogóle rozumiała bardzo niewiele. Kłopoty z pojmowaniem klasyków mieli jednak nawet uczeni z góry Yuelu, trudno więc było oczekiwać, że dziewczyna przeniknie ich sens i znaczenie na własną rękę. Ponieważ nie miała czasu ani wiedzy, dzięki którym mogłaby zagłębić się w teksty poważnie – i ponieważ nie zdołała wypracować skutecznych technik pamięciowych, pozwalających przyswoić dzieła na skróty – musiała po prostu zapamiętać klasyków słowo w słowo, kurczowo trzymając się nadziei, że to wystarczy.

      Dokądkolwiek szła, zabierała ze sobą książkę. Uczyła się przy jedzeniu. Kiedy nachodziło ją zmęczenie, wyobrażała sobie przeróżne sceny ze swego przyszłego życia, z jego najgorszej możliwej wersji: Idziesz do ślubu w niedopasowanej sukience. Dygoczesz. A on już czeka. Gapi się na ciebie, jakbyś była soczystą świnią, dorodnym, przerośniętym tłuszczem kawałem mięcha, który on za moment sobie po prostu kupi. Już teraz rozprowadza językiem ślinę po spierzchniętych wargach. Nie odrywa od ciebie wzroku przez cały bankiet. A kiedy uczta dobiega końca, zanosi cię do swojej sypialni. Rzuca cię na pościel…

      Rin zadygotała. Zacisnęła z całych sił powieki. Uniosła je z powrotem i znalazła na stronie miejsce, w którym przerwała lekturę.

      W dniu swoich piętnastych urodzin Rin zgromadziła już w głowie pokaźną część literackiej spuścizny starożytnych Nikaryjczyków i większość z tych tekstów mogła wyrecytować z pamięci. Nadal jednak popełniała błędy: gubiła słowa, mieszała szyk co bardziej złożonych zdań, myliła kolejność poetyckich strof.

      Zdawała sobie sprawę, że osiągnęła poziom pozwalający dostać się do kolegium nauczycielskiego bądź akademii medycznej. Podejrzewała, że mogłaby nawet pokusić się o próbę wstąpienia do instytutu naukowego na górze Yuelu, gdzie najgenialniejsze umysły cesarstwa spędzały czas na tworzeniu oszałamiających dzieł literackich i rozważaniu zagadek świata przyrody.

      Na te uczelnie jednak nie było jej stać. Musiała zdawać do Sinegardu. Musiała zmierzyć się z czołówką studentów nie jednej zaledwie wioseczki, lecz całego państwa. W przeciwnym razie bite dwa lata nauki poszłyby na zmarnowanie.

      Jej pamięć musiała być doskonała.

      Przestała więc sypiać.

      Oczy Rin napuchły i nabiegły krwią. Wskutek długich dni wkuwania bez przerwy kręciło się jej w głowie. Pewnej nocy, kiedy odwiedziła nauczyciela Feyrika, by odebrać kilka nowych tomów, w jej rozbieganym spojrzeniu widniała już tylko desperacja. Mówiąc, wpatrywała się gdzieś poza mężczyznę. Jego słowa przepływały ponad jej głową niczym obłoki, ledwie zarejestrowała, że ktoś próbuje nawiązać z nią kontakt.

      – Rin! Spójrz na mnie!

      Wciągnęła gwałtownie powietrze i zmusiła oczy, by skupiły się na rozmytej postaci nauczyciela Feyrika.

      – Jak się trzymasz? – zapytał.

      – Nie dam rady – wyszeptała. – Zostały tylko dwa miesiące i nie dam sobie rady. Wszystko, co wbiję do głowy, zaraz z niej wypływa i…

      Pierś dziewczyny unosiła się i opadała bardzo żywym rytmem.

      – Och, Rin.

      Kolejne słowa wyrwały się z jej ust zupełnie same. Mówiła bez zastanowienia:

      – Co będzie, jeśli obleję? Co, jeżeli jednak będę musiała wyjść za mąż? Pewnie mogłabym go zabić. Uduszę go we śnie, wiesz? Czy wtedy odziedziczę po nim majątek? To byłoby całkiem przyjemne, prawda? – Zaniosła się histerycznym śmiechem. Łzy zrosiły jej policzki. – Udusić jest znacznie łatwiej, niż wpędzić w nałóg. Nikt się nie domyśli.

      Nauczyciel Feyrik zerwał się z miejsca i przyciągnął stołek.

      – Siadaj, dziecko.

      – Nie mogę – zadrżała Rin. – Do jutra muszę jeszcze przerobić „Analekta” Fuziego.

      – Runin! Siadaj natychmiast!

      Osunęła się na stołek.

      Nauczyciel Feyrik usiadł tuż przed dziewczyną i ujął w ręce jej dłonie.

      – Pozwól, że coś ci opowiem – zaczął. – Pewnego razu, nie tak znowu dawno temu, w bardzo ubogiej rodzinie żył sobie uczony. Był zbyt słaby, by spędzać długie godziny na pracy w polu, i jego jedyną możliwością, by pomóc rodzicom na starość, było zdobyć posadę sowicie opłacanego urzędnika państwowego. Aby to osiągnąć, musiał wstąpić na uczelnię. Wysupłał zatem resztki oszczędności, kupił zestaw podręczników i zapisał się na keju. Był bardzo zmęczony, ponieważ za dnia harował na roli, a na naukę miał tylko wieczory.

      Powieki Rin zatrzepotały i opadły.


Скачать книгу