Wojna makowa. Rebecca Kuang
się gdzieś ponad chmurami. Musisz wiedzieć, że już sam targ jest większy niż całe Tikany. Można naprawdę zabłądzić… Zobaczysz grajków dmących w piszczałki z wydrążonych dyń, ulicznych sprzedawców naleśników, którzy potrafią wyczarować z ciasta twoje imię, mistrzów kaligrafii, którzy za dwa miedziaki pokryją ci wachlarz malowidłami… A właśnie. Trzeba to będzie w końcu wymienić. – Feyrik poklepał się po kieszeni, w której przechowywał resztę pieniędzy.
– Jak to? To na północy nie znają taeli i miedziaków? – zdziwiła się Rin.
Nauczyciel zachichotał.
– Ty naprawdę nigdy nie wyjeżdżałaś z Tikany, co? Mamy w cesarstwie w obiegu coś koło dwudziestu rodzajów waluty. Muszle żółwi, porcelanki, złoto, srebro, sztabki miedzi… Każda prowincja ma własny pieniądz, ponieważ ich władze nie ufają cesarskiej biurokracji. Co większe prowincje mają nawet po dwie lub trzy waluty. Jedynym pieniądzem uznawanym powszechnie są standardowe sinegardzkie srebrniki.
– A ile dostaniemy za nasze pieniądze? – zapytała Rin.
– Niewiele – przyznał nauczyciel Feyrik. – Im bliżej stolicy, tym kurs będzie mniej korzystny. Najlepiej będzie, jeśli załatwimy sprawę, zanim wyjedziemy z Prowincji Koguta.
Nauczyciel okazał się również istną skarbnicą przestróg i ostrzeżeń:
– Pieniądze trzymaj przez cały czas w przedniej kieszeni. Złodzieje w Sinegardzie są tyleż odważni, co zdesperowani. Przyłapałem kiedyś dzieciaka z ręką w mojej kieszeni. Szarpał się o tę monetę, nawet kiedy trzymałem go już za kark. Wszyscy będą ci chcieli coś sprzedać. Kiedy zaczną nagabywać, patrz prosto przed siebie i udawaj, że nie słyszysz, inaczej nie dadzą ci spokoju. Oni w ten sposób zarabiają na życie. I trzymaj się z daleka od tanich trunków. Jeśli ktoś próbuje wcisnąć dzbanek wina z sorgo za mniej niż sztabkę, to znaczy, że nie sprzedaje prawdziwego alkoholu.
– Jak można podrabiać alkohol? – spytała wyraźnie zbulwersowana Rin.
– Mieszając prawdziwe wino z metanolem.
– Z czym takim?
– Ze spirytusem drzewnym. To trucizna. W większych dawkach może pozbawić człowieka wzroku. – Nauczyciel Feyrik wygładził swój zarost. – A skoro już o tym, nie zbliżaj się też do ludzi handlujących na ulicach sosem sojowym. Niektórzy wykorzystują ludzkie włosy, by tanim kosztem uzyskać kwasowość. Podobno znajdowano też włosy w cieście na pieczywo i makaron. Hmm… Tak sobie myślę, że w ogóle dobrze będzie zapomnieć o ulicznym jedzeniu. Niby można zjeść na śniadanie naleśniki za byle dwa miedziaki, ale oni je smażą w rynsztokowym oleju.
– W rynsztokowym oleju?
– W oleju zebranym z ulicy. Duże restauracje wylewają zużyty olej do rynsztoków. A uliczni sprzedawcy odsysają go rurkami i wykorzystują ponownie.
Żołądek podszedł Rin do gardła.
Nauczyciel Feyrik nachylił się i pociągnął ją za jeden z ciasno splecionych warkoczy.
– Przed wstąpieniem do akademii powinnaś znaleźć kogoś, kto ci to zetnie.
Rin obronnym gestem poprawiła sobie fryzurę.
– Kobiety w Sinegardzie nie zapuszczają włosów?
– Kobiety w Sinegardzie są do tego stopnia próżne, że piją surowe jajka, by ich włosy zachowały połysk. Nie chodzi mi o estetykę. Nie chcę, żeby ktoś cię wciągnął do jakiegoś ciemnego zaułka. Zaginąłby po tobie wszelki słuch, a po kilku miesiącach odnalazłabyś się w jakimś burdelu.
Rin niepewnie przyjrzała się swoim warkoczom. Miała zbyt ciemną cerę i była za chuda, by uchodzić za piękność, lecz przez całe życie uważała, że jej największym atutem są właśnie długie, gęste i mocne włosy.
– Naprawdę muszę?
– Podejrzewam, że w akademii i tak was ogolą – odparł nauczyciel Feyrik – I jeszcze każą sobie za to płacić. A cyrulicy w Sinegardzie nie należą do tanich. – Znów sięgnął do brody i zadumał się, wyraźnie obmyślając kolejne przestrogi. – Warto też mieć baczenie na fałszywy pieniądz. Srebrnik cesarski od niecesarskiego odróżnia się w ten sposób, że niecesarski spada dziesięć razy z rzędu wizerunkiem Czerwonego Cesarza do góry. A gdybyś zobaczyła leżącego człowieka, na którego ciele nie będzie widocznych obrażeń, pod żadnym pozorem nie pomagaj mu wstać. Zaraz taki powie, że go przewróciłaś, zaprowadzi do sądu i grzywnami wycisną z ciebie ostatniego miedziaka. Aha, nawet nie podchodź do domów hazardu. – W tym momencie w tonie nauczyciela pojawiła się gorzka nuta. – Oni tam nie żartują.
Rin powoli zaczynała rozumieć, dlaczego Feyrik wyjechał z Sinegardu. Żadne jednak słowa nie były w stanie ostudzić jej emocji. Więcej nawet, przestrogi potęgowały niecierpliwość dziewczyny. Wiedziała, że nie będzie w stolicy kimś obcym. Nie będzie musiała jadać na ulicy ani mieszkać w dzielnicy biedoty. Nie będzie musiała walczyć o resztki ani ciułać wyżebranych monet. Zdobyła już, własnym wysiłkiem, pewną pozycję. Była studentką najbardziej prestiżowej uczelni w cesarstwie. Coś takiego musiało przecież impregnować na wszelkie niebezpieczeństwa miejskiego życia.
Jeszcze tego samego wieczora pożyczyła od jednego ze strażników karawany zardzewiały nóż i własnoręcznie obcięła sobie włosy. Piłowała ostrzem na tyle blisko uszu, na ile pozwalała jej odwaga, aż wreszcie dały za wygraną. Trwało to dłużej, niż się spodziewała. Po wszystkim zapatrzyła się w dwa grube warkocze, które spoczęły na jej kolanach.
W pierwszym odruchu pomyślała, że je zachowa, w tej chwili jednak nie potrafiła w nich dostrzec żadnej sentymentalnej wartości. Ot, sploty martwych włosów. W dodatku zdawała sobie sprawę, że na północy nikt ich od niej nie kupi – włosy sinegardek słynęły ze swej delikatności i jedwabistej faktury. Nikt tam nie zechce zapłacić za szorstkie pukle chłopki z Tikany. Wyrzuciła je więc z wozu i odprowadziła spojrzeniem, kiedy malały z tyłu na piaszczystym szlaku.
Gdy karawana dotarła wreszcie do stolicy, Rin z nudy odchodziła już od zmysłów.
Słynną wschodnią bramę Sinegardu ujrzała z odległości kilku mil – masywna szara ściana, na której szczycie wznosiła się trójpiętrowa pagoda, przyozdobiona poświęconym Czerwonemu Cesarzowi mottem: „Wiekuista siła, wiekuista harmonia”.
Nieco to ironiczne, stwierdziła w duchu Rin, biorąc pod uwagę, że mowa o kraju, który lat wojny zaznał znacznie więcej niż okresów pokoju.
Kiedy podjechali do zaokrąglonych wrót, karawana niespodziewanie stanęła w miejscu.
Rin czekała. Nie działo się nic.
Gdy upłynął ponad kwadrans, nauczyciel Feyrik wychylił się za burtę wozu i zagadnął jednego ze zbrojnych:
– Co się tam dzieje?
– Przed nami jest oddział z Federacji – odpowiedział strażnik. – Przybyli w sprawie jakiegoś granicznego zatargu. Sprawdzają im broń. Jeszcze chwilę to potrwa.
Rin wyprostowała się jak struna.
– To są żołnierze Federacji?
Nigdy w życiu nie widziała na własne oczy żołnierzy z Mugen – po zakończeniu drugiej wojny makowej wszyscy Mugeńczycy zostali wysiedleni z okupowanych wcześniej terytoriów i albo odesłani do ojczyzny, albo przeniesieni do niewielkich enklaw dyplomatycznych i faktorii handlowych na kontynencie. Dla tych poddanych Cesarstwa Nikan, którzy przyszli na świat już po wojnie, stanowili upiory historii najnowszej – snujące się na pograniczu zjawy, niesłabnące zagrożenie